Igor Gołaszewski trafił do zespołu „Czarnych Koszul” po fuzji z FC Piaseczno (1995/96). Od razu okazał się wzmocnieniem zespołu. Zawodnik w swoim debiutanckim meczu na Konwiktorskiej zdobył dwa gole w spotkaniu przeciwko Hetmanowi Zamość (4:2). Najmocniejszą stroną Igora były oczywiście sprinty. Nie każdy wszakże wie, że przed tym jak został piłkarzem, Gołaszewski trenował lekkoatletykę. Był sprinterem. Na piłkę przerzucił się w wieku 23 lat!
Pierwsza runda na Konwiktorskiej była w wykonaniu „Konika” imponująca. Zdobył on jesienią 7 goli i był najlepszym strzelcem stołecznej Polonii. Na wiosnę Gołaszewski nie był już tak skuteczny, ale i tak 4 zdobyte gole dały mu miano najlepszego strzelca drużyny (11 goli).
W ekstraklasie debiutował w meczu z Odrą Wodzisław Śląski (1:3). Meczu na stadionie Odry Igor nie wspomina najlepiej. – Pamiętam go, dosyć nieprzyjemnie się dla mnie zakończył. Debiut okupiłem niestety kontuzją – przyznał „Konik”. Piłkarz zagrał jeszcze 2 mecze w tej rundzie dla Polonii i na rundę wiosenną został wypożyczony do Śląska Wrocław.
Po powrocie powoli odbudowywał swoją pozycję w zespole. Szczytowym punktem kariery Gołaszewskiego, były lata 1999-2002. Wtedy to, prowadzona przez Niego Polonia sięgnęła po największe sukcesy w swej historii: półfinał UEFA Intertoto, Mistrzostwo Polski 2000, Puchar Ligi 2000, Superpuchar Polski 2000, Puchar Polski 2001.
Kadra „Czarnych Koszul” ewoluowała w tym czasie, jednak Igor Gołaszewski był wspólnym mianownikiem kolejnych ekip. Przekazywał młodym zawodnikom swe wieloletnie już doświadczenie ligowe, ze starszymi potrafił znaleźć wspólny język tak, aby nadać Polonii styl. Brzmi to jak żart, ale istotnie-tamta Polonia miała niepowtarzalny sznyt. Łączyła w sobie rutynę i młodość, a jej cechą główną był charakter boiskowy. Żadna przedtem, ani potem polska drużyna ligowa, nie grała z takim zębem jak ekipa dowodzona przez Gołaszewskiego.
Piszemy tak dlatego, że swe wyniki Polonia osiągała jako drużyna traktowana pobłażliwie; powszechnie sądzono, że „inni grają lepiej w piłkę”- tyle, że to nie oni wygrywali.
Na największe uznanie zasługiwała w tym czasie właśnie postawa Igora Gołaszewskiego, który osiągnął w pewnym momencie (sezon 1999/2000) klasę europejską. Był gwiazdą bojów o Ligę Mistrzów z Dinamo Bukareszt (efektowna gra oraz równie wspaniałe bramki!) oraz Panathinaikos Ateny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby było na boisku jeszcze ze dwóch braci bliźniaków, Liga Mistrzów zawitałaby na Konwiktorską (umownie rzecz ujmując). Losy klubu także potoczyłyby się wtedy inaczej.
A tak, Polonia po 2002 roku równała w dół, aż do spadku z ekstraklasy w 2006 roku. Gołaszewski nie zostawił swego klubu, rozegrał swoje ostatnie wielkie mecze w karierze przeciw Legii (ostatnie udane derby:jesień 2000, 0-0) oraz Wiśle Kraków (4-2 i piękny gol, wiosna 2002). Liderem drużyny pozostawał do końca kariery, co świadczyło równie dobrze o nim oraz jego podejściu do sportu, jak fatalnie pozostałych zawodnikach, którzy nie potrafili lub nie chcieli go odciążyć. Spadek z ligi był tego przykrą konsekwencją.
Igor Gołaszewski był idolem, a nie był gwiazdą. Był jako zawodnik wzorem profesjonalisty, ale nigdy nie był wyrachowany ani pazerny. Zawsze dawał z siebie sto procent, niekiedy wybijał się nawet ponad poziom polskiej ligi. Niewielu się to udało.