Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma morzami i za siedmioma rzekami żyły sobie małe, wesołe Czarne Elfy. Czarne Elfy, jak to one, miały skrzydełka, więc co jakiś czas próbowały latać (mimo że wiecznie im ktoś te skrzydełka upieprzał). Elfy jednak znane były z tego, że się nie poddawały…
W królestwie Czarnych Elfów było magiczne miejsce: tajemnicze wzgórze, na szczycie którego stało ponure zamczysko z blachy falistej, sklejki, płyty paździerzowej, drewna i papy. W wieży owego zamku zamknięta była piękna Królewna, cud urody dziewczę w złotej koronie i w brylantowym naszyjniku. Niestety. Królewny – jak to w bajkach bywa – strzegł Trzygłowy Smok – ponura bestia, której jedna głowa była paskudniejsza od drugiej (że o trzeciej nawet nie wspomnę).
Smok ów pilnował nieszczęsnej Królewny i – w teorii – zionął ogniem. W praktyce to tego ognia zostało mu w paszczy tyle, że nie potrafił zagotować nawet wody na herbatę, a w fosie zamiast wrzącej lawy bulgotało bagno wymieszane z lepkim błotkiem. Tym niemniej dobrze było Smokowi pilnować zamczyska, albowiem niezorientowany w temacie Książę z pobliskiego grodu dla świętego spokoju przysyłał Smokowi tradycyjny, roczny kontyngent dziewic do konsumpcji. Dodatkowo obrotny Smok hodował sobie na boku kury i sprzedawał na lewo jajka. Na Królewnie specjalnie mu nie zależało. Za to na dziewicach od Księcia i na kurach – bardzo.
Co innego poczciwe Czarne Elfy – one były dobre, uczciwe – i były też wielkimi fanami Królewny, no i bardzo pragnęły jej szczęścia. Wykonały więc Elfy zaczarowany telefon do Czarnego Rycerza i rzekły mu: cny Rycerzu, idź i pokonaj Smoka, uwolnij naszą Królewnę, wtedy razem zburzymy zamek z blachy falistej, a w to miejsce zbudujemy królewnie złoty pałac – na jaki wszak zasługuje. Rycerz przyjął wyzwanie i ruszył na Smoka. A że był dobrym rycerzem, to najpierw spróbował się jakoś dogadać. Cóż, skoro Smok zabarykadował się w swojej jamie i gadać za bardzo nie chciał, chyba że o pogodzie, ewentualnie o różnych częściach Sierotki Maryni. Rycerz próbował zatem zmusić go do prawdziwej walki – na argumenty. Wtedy Smok powiedział, że może później, schował się pod własnym ogonem i udawał, że go nie ma. Wówczas Rycerz postanowił zadziałać według bajkowych standardów 2.0 i odciąć Smoka od regularnych dostaw. Poszedł tedy negocjować z Księciem, żeby może zamiast młodych dziewic przysłał Smokowi za karę kontyngent emerytowanych nauczycielek fizyki lub chemii, bo księstwo miało mocno inteligencki profil i tego towaru akurat było potąd – Smok zasię wszelkiej wiedzy i nauki nie trawił.
I już, już było blisko, już Smok miał być fortelem wykurzony z jamy i z okolic zamczyska, gdy wtem pojawił się Lisek Chytrusek, który na boku dogadał się ze Smokiem, że co tam tam Czarne Elfy i Rycerz, może to on przejmie zamek i – wraz z przyjaciółką Sroczką Chytrooczką – zajmie się Królewną. Lisek Chytrusek był wprawdzie z zupełnie innej bajki i Królewna interesowała go średnio, no ale – jak to liska – bardzo interesowały go szeroko pojęte kury. Z kolei Sroczka Chytrooczka uwielbiała błyskotki, była zatem żywotnie zainteresowana, co też tam się świeci na głowie i na dekolcie pięknej Królewny.
Drogie Dzieci, w dniu Waszego Święta Bajkopisarz bardzo by chciał zakończyć tradycyjnym, bajkowym „i żyli długo i szczęśliwie”, ale na razie nie bardzo może, bo raz, że zakończenie dopiero się wymyśla, a dwa, że sam jest mocno sfrustrowany postawą piłkarzy Polonii, którzy w przerwie meczu z Mławą przestali grać w piłkę i dotąd jeszcze nie zaczęli… i stąd właśnie się biorą problemy z kreatywnym myśleniem…
W każdym razie: wszystkiego najlepszego!
Ładne, tylko smutne… Oby było szczęśliwe zakończenie.
:sztandar: