Mili Państwo – Ci z Was, którzy mnie śledzą wiedzą, że mniej lub bardziej regularnie prowadziłem w tym sezonie na Twitterze mój analityczno-statystyczny cykl #PoloniaInStatWatch.
Z biegiem czasu nieuchronnie dryfował on jednak ku formie pomeczowego felietonu, której zdecydowanie nie sprzyja dzielenie wypowiedzi na „plasterki” o nieprzyzwoicie skromnym rozmiarze 280 znaków. Po starej znajomości odezwałem się więc do Kwika z pytaniem, czy byłby gotów mnie ugościć na łamach Dumy Stolicy – a że odpowiedział „tak”, od dzisiaj będę Was raczył uporządkowaną formą moich przemyśleń i analiz właśnie tutaj.
* * *
Ś.P. Jerzy Pilch jest autorem pięknego, fatalistyczno-kibicowskiego stwierdzenia – „Cracovia jak ma zremisować to zapewne przegra, a jak ma wygrać to zapewne zremisuje” (cytuję z pamięci, więc wybaczcie ewentualny brak precyzji). Cóż – „Pasy z Krakowa? Polonii druga połowa!” – bowiem po zmianie podmiotu na „Czarne Koszule”, z powyższym stwierdzeniem będzie się najpewniej identyfikował każdy kibic Polonii, gdyż wszyscy przeżywaliśmy to niejednokrotnie. Nie bez powodu jeden z moich kolegów częstokroć po meczach czy w toku dyskusji o „Dumie Stolicy” zarzucał w pewnej chwili okrzyk „Trudna miłość, trudna miłość, Po-lo-nia…”. Jak nietrudno zgadnąć, zwykle miało to miejsce właśnie po takich meczach, jak nasza przegrana potyczka ze Zniczem.
Patrząc w liczby – powinniśmy bowiem to spotkanie wygrać, a w najgorszym wypadku zremisować. Ale raczej wygrać. Stworzyliśmy sobie 7 szans bramkowych – a nasz rywal 4. Nasz współczynnik bramki spodziewanej (xG) wyniósł 1,74 – kiedy nasi przeciwnicy wykręcili xG na poziomie 1,21. Słowem – „na logikę” powinno skończyć się 2-1 dla nas. A jak się skończyło faktycznie – szkoda gadać. I oczywiście – Jurij Tkachuk powinien wylecieć z czerwoną, Miłosz Mleczko miał w bramce Znicza „dzień konia”, a Michał Fidziukiewicz przeżywał pod bramką Pruszkowian „dzień świra”, wykazywał bowiem zaradność na poziomie Adasia Miauczyńskiego (xG na poziomie 0,86 – czyli „na logikę zasadniczo musiał” zdobyć w tym spotkaniu choć 1 bramkę – a ile zdobył widzieliśmy). Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że to Znicz dopisał sobie na koniec 3 punkty.
Warto przy tym nadmienić, że zrobił to w dużej mierze na nasze życzenie. Przy akcji bramkowej, po stracie piłki pod polem karnym rywala pozwoliliśmy zawodnikom z Pruszkowa relatywnie bezstresowo utrzymać się przy futbolówce przez 30 sekund, wymienić 7 celnych podań i przenieść akcję pod naszą bramkę. Fatalnie zachował się w tej akcji Piotr Marciniec, który nie wrócił dość głęboko i zupełnie nie kontrolował co się dzieje za jego plecami, skutkiem czego „krył powietrze” zamiast zaryglować strefę przed naszą szesnastką i odciąć linię podania do Shumy Nagamatsu.
Na pierwszy rzut: bura dla Marcińca, który „krył powietrze” i zupełnie nie ogarniał co się dzieje za jego plecami, mimo że przed sobą miał sytuację kontrolowaną przez kilku kolegów. A za nim niekryty Shibata. ZERO skanowania, przestrzeni, za co Marcińcowi należy się gruby opieprz pic.twitter.com/ksZqrnHDK9
— Marcin Matuszewski (@matuszewski_ini) March 12, 2023
Niemal równie fatalnie zachowali się Wojciech Fadecki i (zwłaszcza) Bartosz Biedrzycki, którzy mimo braku aktywności rywali w bocznych sektorach nie zawęzili obronnego ustawienia, co zapoczątkowało łańcuch niefortunnych interwencji i spóźnionych doskoków, zakończony udanym strzałem Japończyka. Wreszcie, Jakub Lemanowicz „skorygował” w toku akcji swoje ustawienie w taki sposób, że odsłonił 80% bramki pozbawiając się szans na skuteczną interwencję – z czego skrzętnie skorzystał gracz rywala, posyłając w tę pustą przestrzeń mocne uderzenie. A do tego Tomek Wełna zamiast „wziąć strzał na ciało” czy pójść na blok wślizgiem – za przeproszeniem obrócił się do strzelającego dupą, co zazwyczaj nie stanowi najlepszej metody powstrzymania rywala. No i klops, 1-0 dla Znicza, potem z piłki nożnej przeszliśmy na piłkę śnieżno-błotną – i niewiele dało się już zrobić.
Motyla noga, a miało być o statystykach… Soooooooorry! Z drugiej strony – trudno mówić na poważnie o „głębokich liczbach” w meczu, w którym przez 45 minut mieliśmy nie granie w piłkę a „zawody w lepieniu bałwana”. Więc szyję…
Co zabawne, w meczu ze Zniczem oddaliśmy dokładnie tyle samo strzałów ogółem (13) i tyle samo strzałów celnych (6) co w meczu z rezerwami Śląska. Dodatkowo, mieliśmy właściwie takie samo xG (vs Śląsk wyniosło ono 1,73, tutaj 1,74). Co za konsekwencja! Zagraliśmy za to lepiej w obronie, bo uszczuplony o jednego gracza Śląsk wykręcił tydzień temu xG na poziomie 1,77 (za co naszym milusińskim należy się karny jeżyk), zaś dwa tygodnie temu Stomil osiągnął przeciw nam xG równe 1,78 (dla przypomnienia – Znicz zanotował 1,21). Słowem – jeśli idzie o grę nie było AŻ TAKIEGO dramatu. Co więcej, zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby nie anormalne warunki panujące na placu w drugiej połowie, które defaworyzowały zwłaszcza atakujących, to byśmy ten mecz przynajmniej zremisowali. Serio serio, liczby nie kłamią! Przed gremialnym odsądzaniem trenera i piłkarzy od czci i wiary warto też spojrzeć w tabelę II Ligi za 2023 rok. Z pięciu ekip notowanych najwyżej po rundzie jesiennej, po trzech pierwszych kolejkach wiosny 4 punkty dopisała sobie nasza Polonia oraz KKS Kalisz, a po 3 punkty zanotowały Stomil, Olimpia Elbląg i Kotwica. Z czołowej ósemki – świetnie wszedł we wiosnę Znicz (9 punktów!), nieźle Wisła Puławy (5 punktów), za to Polkowice nie dopisały sobie ani jednego „oczka”.
Wniosek? MILI PAŃSTWO, TO NIE SĄ WARUNKI DO GRY W PIŁKĘ, TAK SIĘ NIE DA ŻYĆ! Rządzi przypadek – i oczywiście, można mu nieco pomóc odpowiednim nastawieniem, doborem składu czy dyspozycją. Niemniej, nie jest tak że „odjechał nam peron”. Wpadki notują wszyscy. Grunt, żeby trener Rafał Smalec wyciągał wnioski – bo najbardziej boję się tego, że z uporem maniaka będzie brnął w niektóre autorskie taktyczne i personalne wybory – nawet jeśli z racji na „okoliczności przyrody”, aktualną formę czy „naturalne predyspozycje jednostki” niektóre zdają się nie robić sensu. Przynajmniej w mojej, laicko-kibicowskiej ocenie.
Aha, jeszcze jedno – niestety karnego dla nas nie było słusznie, ale Biedrzycki powinien dostać za tę sytuację puchar imienia Macieja Bykowskiego (pozdro dla tych, co pamiętają!), bo jego 'padolino’ było naprawdę prima sort.
Na tę chwilę – to chyba tyle… Do przeczytania w przyszłym tygodniu, oby w lepszych nastrojach! Jeśli zaś w międzyczasie chcielibyście wesprzeć #PoloniaInStatWatch – możecie to zrobić TUTAJ (z góry dzięki, bo rzeźbienie w statystykach i analizowanie powtórek klatka po klatce to naprawdę kawał ciężkiej, czasochłonnej roboty :)). A jeśli macie jakieś pytania o statystyki ze spotkań Polonii – piszcie do mnie na twitter.com/matuszewski_ini – nie obiecuję, że zawsze i wszystko dla Was sprawdzę, ale czasem pewnie dam radę.
Wielce rzeczowa analiza. A ten obrazek z meczu tuż przed strzeleniem bramki – bezcenny.
Ciekawe czy nasz trener też takie analizy robi.
Co do bramkarza – bardzo ciekawe wnioski. A sądziłem że to nasza dobrze obsadzona pozycja .
Pozostaje mieć nadzieję, że już zima nie wróci i boiska będą w lepszym stanie.
Nawet Tomkowi Wełnie się dostało.
Wyciągnąć wnioski – łatwo się pisze ale trudniej z realizacją. Czekamy na niedzielę.
Brawa dla Autora!