Onet opublikował wczoraj rozmowę z jedną z legend warszawskiej Polonii, Arkadiuszem Bąkiem. Były pomocnik „Czarnych Koszul” mieszka obecnie z rodziną w Norwegii. Choć w samym wywiadzie ciężko znaleźć jakieś nawiązania do jego pobytu na K6, warto zacytować kilka wypowiedzi „Bączka”.
Jak wielokrotnie podkreślano mimo awansu na mundial do Korei i Japonii polska ekipa dość szybko zderzyła się ze ścianą. – Mieliśmy zbyt wysokie mniemanie o sobie. Wydawało się nam, że bardzo dobrze gramy w piłkę, że możemy wiele osiągnąć. Mieliśmy fajną ekipę, zgraną grupę, ale jednak piłkarsko – i fizycznie, i taktycznie – byliśmy gorsi od pozostałych. Po pierwszym meczu było już praktycznie po mundialu. Atmosfera była grobowa. Byliśmy przygnębieni, ale tliła się jeszcze jakaś iskierka nadziei, że z Portugalią zagramy lepszy mecz. Tyle że był jeszcze gorszy. Pozostała nam już tylko walka o honor, jak to ostatnio zazwyczaj bywa w naszym wykonaniu podczas wielkich imprez. Mam nadzieję, że w Katarze będzie inaczej – powiedział Bąk.
Król strzelców ekstraklasy z sezonu 1997/98 nawiązał także do deklaracji selekcjonera reprezentacji Polski, Jerzego Engela, który twierdził, że Polacy jadą do Azji po złoty medal. – To była odważna deklaracja, ale trener miał taki styl. Pamiętam, jak po przyjściu do Polonii Warszawa zapowiedział, że jesteśmy w stanie zdobyć mistrzostwo Polski. I to się udało. Wiadomo, że wygranie Ekstraklasy to coś zupełnie innego niż dobry występ na mistrzostwach świata. My o tym wszystkim zdawaliśmy sobie sprawę, ale nastąpiło jakieś lekkie rozprężenie po awansie. Wokół nas sporo się działo, nie tylko pod względem piłkarskim. Nie byliśmy w pełni skoncentrowani na tym, żeby na mundialu coś osiągnąć – zdradził w rozmowie z Onetem.
Bąk obecnie mieszka z rodziną w Norwegii. Przyjechał tu zachęcony przez kolegę z K6, Pawła Kaczorowskiego. – Miałem trenować dzieci podczas ferii. W międzyczasie pojawiła się oferta pracy na stoku narciarskim i zajmuję się tym do dzisiaj. To praca związana z ich utrzymaniem. Nic szczególnego, ale ważne jest to, że mam kontakt z ludźmi, ćwiczę przy okazji język norweski. Cały czas się go uczę, bo nie jest to najłatwiejszy język, ale staram się w nim porozumiewać. Podobnie jak po angielsku. Niestety w pewnym wieku nie jest już tak łatwo przyswoić obcy język – wyjaśnia „Bączek”.
Obecnie trenuje norweskie dzieciaki. Tubylcy wiedzą, że był w drużynie, która zatrzymała w eliminacjach ich ekipę. Czeka na operację kolana, gdyż kolana bolą mnie na co dzień, dlatego zdecydowałem się na badanie rezonansem. Okazało się, że mam uszkodzoną chrząstkę stawową na najwyższym, czwartym poziomie. Chrząstki właściwie nie ma, jest dziura w kolanie. Będę musiał je zoperować, żeby móc normalnie funkcjonować. Chciałbym też pograć z synem w siatkonogę. Na razie nie mogę. Taki urok profesjonalnego uprawiania sportu.
Całą rozmowę znajdziecie tutaj.