W sobotnie, przenikliwie zimne popołudnie, w meczu 14 kolejki Polonia podejmowała na Konwiktorskiej Pelikana Łowicz. Dotychczasowe spotkania pomiędzy tymi drużynami zazwyczaj bywały dość zacięte. Cel był tylko jeden: zdobyć cenne 3 pkt i minimalnie odrobić stratę do uciekającej Legionovii.
Słabsza dyspozycja polonistów w ostatnich kolejkach spowodowała, że na trybunach zasiadła mniejsza ilość kibiców niż w ostatnich domowych spotkaniach. Dodatkowo trener Rafał Smalec postanowił wymienić kilku zawodników pierwszego składu, co zaowocowało ustawionym na szpicy Damianem Mosiejko i Kacprem Roguskim w drugiej linii, który jednocześnie pełnił rolę drugiego młodzieżowca. Ku zaskoczeniu większości zgromadzonych zastąpili oni rozpoczynających ten mecz na ławce rezerwowych Krystiana Pieczarę i Marcina Kluskę.
Mecz zaczął się dla nas wyjątkowo dobrze, bo już w 4 minucie spotkania dobre podanie, oraz błąd obrony Pelikana wykorzystał Patryk Paczuk, który znalazł się w sytuacji sam na sam i sprytnym strzałem pokonał bramkarza przyjezdnych. Goście sprawiali wrażenie zaskoczonych takim obrotem spraw, a my zaczęliśmy się po cichu zastanawiać czy to może jest wreszcie „ten” mecz w którym w końcu totalnie zdominujemy rywala? Niestety boiskowa rzeczywistość bardzo szybko nakazała zweryfikować przemyślenia, bo Polonia oddała inicjatywę w meczu i to przyjezdni częściej gościli na naszej połowie próbując skonstruować groźną akcję. Na nasze szczęście Pelikanowi brakowało dokładności i w kilku próbach zagrali niecelnie lub ich strzały blokowali obrońcy. W 23 minucie udało im się jednak wbić piłkę do naszej bramki, ale sędzia liniowy dopatrzył się pozycji spalonej. Na groźną akcję polonistów trzeba było poczekać aż do 42 minuty. Silny strzał zza pola karnego oddał Adam Pazio, czym sprawił nie lada problem golkiperowi rywali, który „wypluł” piłkę. Dobijał główką Paczuk, jednak wprost w bramkarza. Kolejna próba dobitki w wykonaniu Marcina Pieńkowskiego została zablokowana przez obrońców i mogliśmy się tylko obejść smakiem zamiast podwyższyć prowadzenie. Chwile szczęścia nastały w samej końcówce pierwszej połowy. Arbiter dopatrzył się przewinienia przyjezdnych w polu karnym i wskazał na wapno. Osobiście nie widziałem przewinienia rywala, ani żadna z zasiadających obok mnie osób nie potrafiła wytłumaczyć co dokładnie dostrzegł arbiter, ale to do niego należała ostateczna decyzja. Strzał z 11 metrów pewnie na bramkę zamienił Łukasz Piątek i pomimo średniej gry schodziliśmy na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem.
Zanim skończyliśmy rozmawiać z Montasem na temat konieczności wbicia szybkiej trzeciej bramki i zamknięcia meczu sędzia odgwizdał przewinienie jednego z naszych obrońców w polu karnym i tym razem to przyjezdni cieszyli się z przyznanego rzutu karnego. Ich radość trwała jednak bardzo krótko bo dobrze dysponowany dzisiejszego dnia Michał Brudnicki wyczuł zamiary strzelca i wyszedł zwycięsko z tego pojedynku. Był to ewidentnie decydujący moment meczu. Rywale jak by stracili wiarę w możliwość odrobienia wyniku, a ich ataki osłabły. Polonia wykonała swoje zadanie w 63 minucie. Do piłki w polu karnym rywali dopadł kapitan Piątek i w sytuacji sam na sam zaliczył swoje drugie trafienie dzisiejszego dnia. To całkowicie przygasiło przyjezdnych i dodało wiary polonistom w powodzenie w tym spotkaniu. Tradycyjnie dużo dryblował Pieńkowski i po jednym z jego dośrodkowań pięknym wolejem popisał się wprowadzony w drugiej połowie Kluska, niestety strzelił prosto w bramkarza. W 86 minucie doczekaliśmy się jeszcze debiutu jednego z wychowanków, Dawida Kellera i kiedy powoli wszyscy odliczali sekundy do zakończenia spotkania stało się nieszczęście. Wracający za rywalem Rafał Kiczuk bez żadnego kontaktu z przeciwnikiem padł na murawę jak zabity i złapał się za bolącą nogę. Rywale bezlitośnie wykorzystali ten „prezent” i zdobyli honorowe trafienie, nie dając szans Brudnickiemu. Niestety kontuzja naszego obrońcy wyglądała dość źle, sądząc po jego upadku i pozostaje mieć nadzieje, że to jednak nic poważnego i nie wykluczy Rafała z kolejnych spotkań.
Co możemy wywnioskować po wczorajszym meczu? Na pewno pozostaje się cieszyć z dobrego wyniku i lepszej niż ostatnio skuteczności. Można powiedzieć, że obrona zagrała wreszcie na zero z tyłu, bo jestem przekonany, że w sytuacji w której kontuzję złapał Kiczuk na pewno nie stracili byśmy gola gdyby nie uraz naszego obrońcy. Dodatkowo wybroniony karny na pewno wzmocnił morale i tak już dość dobrze grającego Brudnickiego. Nadal niestety nie zobaczyliśmy dominującej przez całe spotkanie drużyny, której ataki co chwilę sunęły by na bramkę rywali i tłumiącej wiarę swojego rywala w osiągnięcie korzystnego rezultatu. Pozostaje mieć nadzieję, że te 3 odrobione punkty do Legionovii pozytywnie zadziałają na drużynę i podtrzymamy zwycięską passę w kolejnych spotkaniach.
Obrońca Pelikana zagrał piłkę ręką, dlatego karny.
Wypada Kiczuk i Mikołajewski, oj będzie ból głowy jak to zestawić.
Wszyscy byśmy sobie życzyli powrotu na właściwe tory, ale to tych torów daleka droga. Nie my prowadziliśmy grę przez 60 minut , bylismy za to mega skuteczni i fart w obronie (obroniony karny to rzadkośc) .
JAk ktoś napisał w innym wątku, czas na młodych z II drużyny.
Obniżka jakości gry jest widoczna gołym okiem.
Na trybunach hulał wiatr a nie kibice. Było z 500 osób – a było 2000 z CWKS2.
Będzie bardzo trudno odzyskać zaufanie trybun taką grą.
Oczywiście plus za grę obronną ale gromy za wyprowadzanie piłki to jest masakra.
Nie widziałem meczu, jedynie czytałem relację live. Opis nie napawał optymizmem. Wiele meczy gramy przeciętnie, ale jakoś w większości wywozimy 3 pkt. Niemniej jednak czasem brakuje szczęścia i te kilka ostatnich porażek mocno zniechęciło kibiców. O powrocie na właściwe tory będziemy mogli mówić, jak drużyna zacznie seryjnie wygrywać i realnie dominować rywali.
Awans do II ligi umiała wywalczyć Radunia Stężyca, a kibice Polonii Warszawa muszą zadowolić się tym, ze po 14 meczach tracimy 8 punktów do lidera. Wszystkim marzy się jak najszybsze zakończenie rundy jesiennej, aby móc przegrupować szyki i dokonać odpowiednich zmian w składzie. Czy kogokolwiek jednak dziwi, że ludzi na trybunach jest mało bo kibice są zmęczeni takim stanem rzeczy? Oczekiwania przed sezonem były wysokie, ale w pełni racjonalne. Tymczasem mamy podobno lepszy skład i podobno lepszego trenera, a jesteśmy niżej w tabeli niż rok temu.