– Polonię Warszawa mam wytatuowaną w sercu i tak już zostanie do końca mojego życia – przyznaje były piłkarz, kapitan i trener „Czarnych Koszul” Igor Gołaszewski.
– Tutaj mam swoją rodzinę. Moje korzenie zostały na Konwiktorskiej. Czuję z klubem bardzo silną więź i tak już pozostanie na zawsze. Grając w barwach Polonii, przeżyłem najpiękniejsze momenty w moim życiu. Wszystkie trofea, które zdobyliśmy były czymś niesamowitym. Tutaj poznałem bardzo ważne osoby, z którymi jestem w stałym kontakcie. Wszystko to kojarzy mi się z Polonią. To były najpiękniejsze czasy. Wiemy, jak to się wszystko potoczyło później, ale to nie było uzależnione od nas czy kibiców. – przyznaje były kapitan Polonii.
W niedzielę minęło dwadzieścia jeden lat od triumfu polonistów w Pucharze Ligi. 25 kwietnia 2000 roku „Czarne Koszule” w meczu finałowym pokonały Legią (2:1). Autorem pierwszej bramki dla Polonii był Gołaszewski. – To był ciężki mecz, który rozegraliśmy przy ul. Łazienkowskiej 3. Trybuny były przeciwko nam. Oczywiście nasi kibice także licznie przybyli na mecz, ale podczas tego meczu to rywale mieli tę przewagę. Pomimo tego, że strzeliłem bramkę, potem podobno sprowokowałem rzut karny. Na powtórkach widać było, że został on podyktowany nieprawidłowo. Nie poddaliśmy się i nasz charakter oraz upór do samego końca zwyciężył. W ostatnich minutach zwycięską bramkę strzelił Przemysław Boldt i po jego golu cieszyliśmy się ze zdobytego trofeum. – Gołaszewski w sezonie 1999/2000 oprócz Pucharu Ligi zdobył z Polonią Mistrzostwo Polski i Superpuchar Polski a rok później w barwach „Czarnych Koszul” sięgną po Puchar Polski. – Asystentem, a potem pierwszym trenerem Polonii Warszawa był Dariusz Wdowczyk, który zaszczepił w nas futbol angielski. W tamtym okresie piłkę angielską charakteryzowała nieustępliwość, walka na pograniczu faulu. Podczas naszych meczów pojawiały się opinie, że gramy zbyt brutalnie, ale nigdy nie było to z zamiarem. Walczyliśmy o każdy centymetr boiska i to nas charakteryzowało. Główną cechą całej drużyny była ambicja, wola walki i zaciętość. W składzie nie mieliśmy gwiazd. Dopiero potem zawodnicy stali się bardziej rozpoznawalni. Mieliśmy bardzo dobrą drużynę, trener nie musiał się martwić, że ktoś wypadnie ze składu. Dysponował kompletną drużynę z charakterem i jasno określonym celem. W meczach podczas których, po pierwszej połowie były bardzo trudne momenty, trener Jerzy Engel nie wchodził od razu do szatni. Szkoleniowiec udawał się do pokoju, w którym obecnie znajduje się biuro klubu. Wtedy w szatni był Dariusz Wdowczyk, który w tym okresie pełnił rolę asystenta trenera. Jeśli od razu po zakończeniu pierwszej części spotkania do szatni kierował się trener Wdowczyk, wiedzieliśmy, że na boisku nie jest kolorowo. W mocniejszych słowach byliśmy mobilizowani do walki po zmianie stron. Kiedy słabo gramy, to normalne, że nerwy są jeszcze większe i zdarzało się, że trener Wdowczyk aż kopnął z tych emocji w nasze torby. Mówiliśmy, że mogą być w nich nasze telefony czy inne prywatne rzeczy, więc kiedyś włożyliśmy do naszych toreb zgrzewki wody… Rozmowa z trenerem Wdowczykiem zawsze podnosiła nam adrenalinę, co było bardzo dobre przed rozpoczęciem drugiej części meczu. Następnie w szatni pojawiał się trener Engel, który wytłumaczył jak mamy grać, jakie są założenia i zawsze potem było do przodu. – wspomina Gołaszewski.
W udzielonym wywiadzie były szkoleniowiec Polonii opowiada również o trudnym momencie swojej piłkarskiej kariery jakim było rozstanie z Polonią w 2006 roku. Wspomina zawodników, którzy najbardziej dbali o atmosferę w szatni i z którymi piłkarzami miał przy Konwiktorskiej najlepszy kontakt. Cały wywiad znajduje się na stronie oficjalnej klubu.