Wywiadu dla portalu „Weszło!” udzielił Piotr Rocki. Wychowanek warszawskiego Poloneza opowiedział m.in. o pobycie w Polonii i o przyjaźni z Dariuszem Dźwigałą.
Rocki trafił na K6, jako junior, z Marcovii Marki. W Polonii zagrał swoje pierwsze mecze w I lidze. Jak sam przyznał nie było to dla niego proste. – (…) Mnie zależało na graniu, więc z bólem serca poszedłem do Polonii – zdradza po latach piłkarz, który marząc o grze na Łazienkowskiej, postanowił grać dla Polonii.
Co ciekawe pierwszą bramkę w ekstraklasie strzelił właśnie Legii. – Dostałem długie zagranie. Uderzyłem z czuba i założyłem dwie siatki: Zbyszkowi Robakiewiczowi i Markowi Jóźwiakowi. Przegraliśmy 1:2, choć prowadziliśmy do przerwy. Derby jak derby, wiadomo. Ale jednak euforia. Człowiek zapominał czasami barw, którego klubu broni.
Z czasów gry dla „Czarnych Koszul” wspomniał także Dariusza Dziekanowskiego. – Graliśmy w dziadka. Chciałem Dziekanowi dziurę założyć. Nie udało się i dostałem zjebkę. – Małolat! Jak nie umiesz, to nie rób.
Zapamiętał także Janusza Gałuszkę, który w tamtym momencie był już u schyłku swojej kariery. (…) Ja mówię: – Janek, jaki ty jesteś stary. – Roki, pamiętaj, przygoda z piłką to jest moment. Słowa stopera utkwiły Rockiemu głęboko. – Zawsze sobie wspominam te słowa. I mówię o nich młodszym zawodnikom. Trzeba z tego korzystać. Pchać się. Łokciami walczyć o swoje. Ale i mieć pokorę. Na początku też myślałem: jestem najlepszy, chcę zawsze grać. Ale jak trener cię nie wystawi, najgorsze co możesz zrobić, to przecież się obrazić. Pomyśleć, że on ma coś do ciebie. Pomyśl jak możesz pomóc zespołowi.
Bardzo ciepło wypowiada się o Dźwigale, który w Polonii i Hetmanie Zamość mu ojcował. To m.in. dzięki niemu trafił do Zabrza. – Zżyłem się strasznie z Darkiem Dźwigałą. Polonia, Hetman, potem Górnik. Praktycznie osiem lat w parze. W Zamościu już byłem jego najstarszym synem. Jasia czy Adasia na barana nosiłem. Na obiad czy kolację co drugi dzień wpadałem. Darek jechał do Zabrza, a tam wspomniał o takim zawodniku jak Piotr Rocki. Przyjechali. Zobaczyli. Potrenowałem. Podpisałem.
Rocki w Polonii grał jeszcze z Grzegorzem Szamotulskim, który również był fanem klubu zza miedzy: – „Wieszczu”. Kiełbowicz. „Szamo”. To się zmieniało. Ktoś grał w Widzewie czy ŁKS-ie, ale też w Legii. Takie jest życie piłkarza. Przywiązanie do barw może być, nawet jeśli ich akurat nie reprezentujesz. Jeden kibic to zrozumie. Drugi nie. Jakieś pogróżki czy coś – to jest chore. Piłkarz zasługuje na szansę. Często się odwdzięczy. Ja wtedy znałem kibiców z samej góry, czy z Legii, czy z Polonii. Nie miałem przykrych incydentów. Wiadomo, czasem zdarzały się docinki kolegów. Ale każdy kij ma dwa końce.
Źródło: własne / Weszło!
Fakt – był taki facet w Polonii.
Pojęcia o grze wielkiego nie miał, za to pamiętam że wyróżniał się długimi włosami i biegał po skrzydle. Tyle i niespecjalnie więcej – jeden z bardzo wielu, którzy się tu u nas przewinęli.
Ale z powodu zapamiętanych włosów nie nazwę go nonejmem.
Olo, pomyliłeś zawdników. Ten z bujną czupryną to nie Rocki a Rowicki. Zapamętałem go bo był b. szybki i niezwykle waleczny, dla niego nie było straconych piłek.
Przepraszam, ależ oczywiście że pokręciłem z tymi włosami – toż należały one do szybkiego jak wiatr też Piotra, ale Rowickiego.
Rockiego pamiętam z nazwiska, że był ktoś taki i chyba to wszytko co o nim pamiętam.
Pół życia wysłuchiwałem jak to za Polonię ząb stracił, aż do pamiętnego meczu bodajże w pucharze ligi gdy zachowywał się dość nieelegancko.
„Jakieś pogróżki czy coś – to jest chore. ” – zgoda panie rocki, tak samo jak prowokowanie kibiców jakimiś durnymi, burackimi gestami hipokryto.