Kiedy rok temu pojechałem na mecz Polonii z Zagłębiem, moja wiedza o ekstraklasie i o „Czarnych Koszulach” wahała się od zera do dwóch procent. „Czarne Koszule” miały bardzo bogatego prezesa, który za wszelką cenę starał się osiągnąć sukces.
Przepłacani piłkarze, dużo ludzi będących „magnesem” na pieniądze. Atmosfera na stadionie nie prezentowała takiej jakości, jak na fanatycznych stadionach Premiership. Co więcej, trafiłem na moment, kiedy drużyna nie stanowiła jedności. Super zarabiający piłkarze, którym się nie chce. Pobranie pensji i zbliżające się wakacje zajmowały ich umysły. Na murawie totalny chaos. Gra w „chodzonego”, przerwa na uzupełnienie płynów w okolicach 20 minuty. Żenada. Ze współczuciem patrzyłem na kibiców, którzy załamywali ręce. – Nie chciałbym być na ich miejscu – myślę sobie. Nie poczułem ani grama sympatii do Polonii Warszawa. Bruno łapiący żółtą kartkę, dzięki której mógł sobie wcześniej polecieć na „Copacabanę”. Czesław Michniewicz parodiowany na polskiego Mourinho, bezradnie przyglądający się klęsce. Czwórka do zera, wszystkie bramki Szymona Pawłowskiego. Czerwona dla „Przyrosia”, Łukasz Teodorczyk jako bramkarz. Żadnej próby nawiązania walki, kapitulacja w stylu bardziej żenującym niż Francuzi podczas II wojny światowej.
Kapitan Łukasz Trałka, na całkiem sensowny zarzut „chujowo gracie” odpowiadający niezgodnie z prawdą „a wy chujowo kibicujecie”. Przyjść, zobaczyć, zapomnieć. Być może ta obojętność nie była całkiem sprawiedliwa. O historii klubu nie wiedziałem prawie nic. Polonię zobaczyłem jako zabawkę. Klub pieniądza i leżenia na tyłkach.
W czasie wakacji obijały mi się o uszy wieści o upadku zespołu. Degradacji do IV ligi. Nadal szkoda było tylko kibiców. Kiedy wizja końca Polonii nabierała bardzo wyraźnych kształtów, do akcji wkroczyły media. Przedstawiały one warszawską drużynę od tej lepszej strony. Wielu sympatyków. Wypowiedzi cenionych osobistości, przypominanie o bogatej przeszłości. Przedstawianie problemu w głównym wydaniu serwisów informacyjnych. – a niech sobie będzie ta Polonia, fajnie by było. Po słynnym katowickim „grillu”, okazało się, że nowy właściciel, Ireneusz Król, który miał klub przenieść na Śląsk – robi w tył zwrot i jedzie do Warszawy.
Polonia Warszawa będąca po sporych zawirowaniach, z nowym trenerem i ubytkami kadrowymi zdołała uporać się w Gdańsku z tamtejszą Lechią. „Czarne Koszule” wygrały 3:1, pokazując tym samym, że są gotowi do walki w ekstraklasie
Niedługo potem kolega zapytał, czy jadę na Lecha. Jadę. Lubię oglądać piłkę nożną. W środku pola „Kolejorza” zagrał wspomniany wcześniej Trałka. Przywitany w jedyny możliwy sposób, zareagował najlepiej jak mógł. Po jego bramce na 1:0 Konwiktorska umilkła przez dłuższą chwilę. Jednak ci sami piłkarze, którzy trenowali w prowizorycznych warunkach, trzy czwarte „gwiazdorskiego” składu z poprzedniej rundy – potrafili rzucić poważne wyzwanie Lechowi. Po wyrównaniu Teodorczyka, ciężkie działo odpalił Aleksandyr Tonew. Jego torpeda z dystansu ustaliła wynik, mimo późniejszego zrywu polonistów. „Dzięki za walkę” usłyszeli zawodnicy, jeszcze tak niedawno pytani o namiary na swoją ambicję. Czuć było świeżość. Po cichu wierzono, że nowy prezes wprowadzi upragnioną stabilizację. Ireneusz Król śmiało wychodził do mediów i kreował wizerunek serdecznego przyjaciela klubu.
Wyniki, jakie osiągała Polonia, wprowadzały w bajeczny nastrój największych sceptyków. Drużyna stała się drużyną. Zarząd, piłkarze, trener, kibice. Wszyscy zbierali się pod jednym sztandarem. Zwycięstwo z Wisłą. Trzy punkty w meczu z Jagiellonią zabrał MVP zawodów – Robert Małek z Zabrza. Remis na Łazienkowskiej, a potem strącenie Widzewa z pozycji lidera. Cała ekstraklasa obawiała się Polonii. Słusznie. Chłopaki Piotra Stokowca zostali rewelacją rundy. Udzielił mi się ten klimat. Gryzący trawę „Baszczu”. Punktujący bezlitośnie Wszołek. Najlepszy atak ligi („Teo”, „Lado”). Cały zespół wytwarzał bardzo pozytywne wibracje. Wiadomo było, że podium jest w zasięgu. A patrząc na zaangażowanie poparte umiejętnościami była nieśmiała nadzieja, że wreszcie przyjdzie ten ukochany dzień.
Lekki niepokój wzbudzały jedynie wzmianki o tym, że prezes spóźnia się z wypłatami. Napływające wieści potwierdzały takie przypuszczenia. Odejście „Baszcza” wprowadziło konsternację. Uśmiech z twarzy kompletnie zniknął, kiedy zamiast solidnej kasy za Pawła Wszołka, do Legii poszedł „Brzytwa”. Stało się jasne, że pan Ireneusz nie płaci. Piękne marzenia zderzyły się z cielskiem nagiego Króla. Piłkarze uciekli za zgrupowania. Z Lechem dogadał się Teodorczyk. Na Łazienkowskiej zakotwiczył Władimir Dwaliszwili. Już wstyd było marzyć. Prezes okazał się kłamcą. Ściągani w chaosie nowi zawodnicy nie mogli dać tego, co stara gwardia. Na pierwszy mecz wiosny jechałem z gazetą w ręku. Jedna ze stron w całości zapełniona była kłamstwami prezesa. Czułem żal i bezradność. Jeden człowiek zabił marzenia moje i wielu kibiców. Król udzielał się już bardzo rzadko. Potrafił dobrze zakamuflować swoją niechudą osobistość. Irek kazał swoim przelewom iść. Z Wiednia. Trele morele, jeszcze nie doszły.
Na przekór całemu światu wiosna (tylko z nazwy) zaczęła się imponująco. Uratowany remis z Lechią, a potem trzy punkty w Poznaniu. Pewnie wielu osobom przemknęło przez głowę, że Polonii nie imają się już żadne prawa. Że mimo zawalonej, pełnej kłód drogi – jednak się uda. Wbrew jakiejkolwiek logice. Aż tak pięknie być nie mogło. Mimo przyzwoitej gry, nad „Czarnymi Koszulami” zebrały się chmury tego samego koloru. Seria porażek, odsunięcie Szymanka, który zdradził tajemnicę poliszynela. Wiadomo było, że piłkarze grają za darmo. Szalony kontrast. Atmosfera wytworzona przez trenerów, zaangażowanie piłkarzy. Trzymałem kciuki za chłopaków, którzy wychodzili na boisko w beznadziejnej sytuacji. Wsiadłem w szalony autobus, który do góry nogami wywrócił postrzeganie piłkarzy. Ogromny szacunek dla ludzi, którzy celująco zdali najtrudniejszy z możliwych testów. Jeśli moja głowa dotychczas była jeszcze trochę chłodna, to na derbach sytuacja się zmieniła. Użyłem całej mocy moich niezbyt melodyjnych strun głosowych. Mimo końcowej porażki byłem zadowolony. Wyraz twarzy Łukasza Piątka i spółki dawał do zrozumienia, że serce zostawili na murawie.
O ile zimowe ekscesy zabrały mi marzenia – to co dopełniło się przed momentem, zerwało grunt pod nogami. Klub ze stuletnią tradycją, który wydawało się – wychodził na prostą, zakopuje się w niższych ligach. Człowiek, którego sumienie zapchane jest krakowską podsuszaną oszukał parę tysięcy ludzi. Może to ciężkie porównanie, ale widząc zachowanie Króla mam wątpliwości. Zastanawiam się, czy jest na świecie chociaż jedna osoba, która kocha go tak jak tych parę tysięcy ludzi kocha Polonię. Nawaliło polskie prawo, które pozwala poruszać się takim kwiatkom. Jednak przede wszystkim mamy do czynienia z ciężkim skurwysynem, który okazji do rehabilitacji miał, nawiązując do biblii – nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem. I wszystkie lekceważył, zacierając rączki i dysząc z podnieceniem na myśl o pieniądzach z Canal+.
Kiedy definitywnie potwierdziły się przypuszczenia, że Król z jakąkolwiek klasą miał do czynienia tylko w szkole, trzeba było zdać egzamin dojrzałości. Trzydzieści tysięcy zebrane w jeden dzień udowodniły, że Polonia w Warszawie jest. I to bardzo.
Ostatni mecz ekstraklasy na Konwiktorskiej to była już miazga. Ktoś powiedział, że prawdziwych przyjaciół poznamy dopiero na swoim pogrzebie. Mam nadzieję, że Polonia z najlepszych lat to nie jest trup. Wierzę, że kiedyś przyjdzie czas, aby ją wybudzić ze śpiączki i znowu zaprosić do tańca. Komplet na stadionie. Koszulki o banknotach, przekreślone podobizny Irka. Zdarte gardła i zapłakane twarze kibiców. Pełne wsparcia dla piłkarzy, którzy przeszli bardzo dużo. Świetny Adam Pazio, szalony „Todor” i cała masa, masa pozytywnych wspomnień. Przez ten rok przeszedłem drogę jak z Norwegii do Egiptu. Z kostnicy do solarium. Zobaczyłem bezinteresowne zaangażowanie wielu ludzi, którzy sprawią, że „Czarne Koszule” nie zginą. Póki walczysz jesteś zwycięzcą. W myśl tego stwierdzenia zraziłem się do Polonii. W myśl tego stwierdzenia ją pokochałem.
BRAWO-FAJNY opis krótkiej histori ostatnich czasów POLONI warszawa.
refleksje oczami nowego fana czarnych koszul – pełno w tym nadziei.
ta nadzieja też jest przy mnie od 7 lat i co by sie nie działo będę przychodził na konwiktorską nawet na MKS -y.
Brawo za refleksje. Moje są bardzo podobne. Za kilka lat będzie ekstraklasa NA PEWNO.
Fajny felieton. Miło się czyta. Gratuluję.
Nie rozumiem tylko czemu wszyscy (prawie) tutaj uważają (o mediach nie wspominając), ze Królowi naprawdę chodziło o te parę złotych z c+.
Gdyby to o nie chodziło, to by inaczej pograł z zawodnikami. Przetrzymał by sezon opłacając ich częściowymi kwotami, dostał licencję i drogo sprzedał. Miałby 2 x więcej kasy za nic.
Moim zdaniem tu chodzi o znacznie, znacznie większe pieniądze.
W innym wypadku nie widzę możliwości, żeby się porządny sponsor nie znalazł an super grającą ekstraklasową drużynę. W biznesie i okolicach musieli wiedzieć, ze za królem idzie wielkie bagno.
Zauważcie też ze media obecnie milczą – czemu nie ruszają tematu, czemu nie drążą? A przecież Król to mistrz niejednego przewału, konfrater śląskiej Alexis i paru innych ciekawych osób.
A wiecie, jaka jest największa ironia losu? Słusznie wieszamy psy na oszuście Królu, ale paradoksalnie gdyby w ogóle nas nie kupił i degradacja spotkałaby nas rok temu, to na pamiątkę po Ekstraklasie, zamiast bohaterskiego sezonu zakończonego pięknym pożegnaniem, zostałoby nam wspomnienie o Bruno, Trałce i 0:4 z Zagłębiem. Taki już chyba polonijny los, że zawsze pod górkę…
Co do podejscia zawodników do gry za czasów JW?. Tak złosciło mnie bardzo ze to ONI zmieniali trenerów jak rękawiczki, swoją nieporadnosc (brak ambicji i walki) w mawiali ze to trener winny.A ten mecz ostatni z Zagłebiem ?100% racji. Dziś te głęboki rezerwy? po walce remis przywiezli, a mogli i więcej:).
Kasa niekiedy szkodzi niestety, gdyby była dużo mniejsza?.. do tej pory była by Ekstraklasa, a nawet i…puchary na Narodowym.
fajnie napisane :). Przychylam się do zdania 76 – ten grubas sprawia wrażenie sporo większego cwaniaka niż przekręt prostej kasy z C+, zapominając o możliwościach uzysku z transferów. Tu musi być jakieś drugie dno. Gość by aż tak beztrosko nie niszczył w całości swojego image’u.
to może zacznijmy się zastanawiać co to za drugie dno…:
1. 500 mln na Pepsi Arene z których około (bodajże) 170/200 miało iść na modernizację Polonii (taki był plan za poprzednich – przed GHW – władz). Efekt osiągnięty: po zmianie władz brak pytań dlaczego 100% poszło na Legię a nie na Polonię mimo ze tak były zaprojektowane wydatki
2. Tereny po Polonii (nie bedzie klubu nie bedzie tradycji która pilonwałaby terenów i ich przeznaczenia). Że niby nie można tam nic wybudować, ano nie można teraz… ale za dajmy na to 15-20 lat … ? W międzyczasie zadomowi się futbol amerykański, stworzy przy nim stowarzyszenie, jakąś spółkę, władze z biznesem się dogadają, zrobi się „lekką modyfikację” planu zagospodarowania; vide stadion + 2 biurowce. Futbol przecież to taki amerykański sport, widowiskowy, przyszłościowy; nie to co rywal Legii który tylko psuję atmosferę wiecznego święta…
3. Wyprowadzenie długów z Ideonu/centozapu przez ekipę Krola i jego przyjaciół (sprawa można by rzecz oczywista)
Tyle na szybko. „spiskowych” teorii na pewno da sie wymyślić więcej. Z tym, ze w polskiej rzeczywistości to żadne spiskowe teorie tylko często pojawiające się mechanizmy…
W to, ze JW z zemsty niszczy Polonię rękami Króla dla SAMEJ ZEMSTY nie wierzę. jeśli już to też się podłącza pod wykoszenie Polonii dla kasy. Inna sprawa że „tymi ręcami”, króleweskimi znaczy się.
Najnowszy news o tym ze Król złożył wniosek do III ligi świadczy o konsekwentnie realizowanym planie