W przerwie spotkania Polska – Czechy zerkamy na „Weszło!” Okazuje się, że portal postanowił opublikować ranking czeskich piłkarzy, którzy fajnie prezentowali się w Polsce.
Barwy Polonii reprezentowało do tej pory trzech piłkarzy z Czech. Pierwszym rozstawionym zawodnikiem wyróżnionym przez Weszło! okazał się Lumír Sedláček. Pomocnik został sklasyfikowany na czwartym miejscu.
Przychodził do Groclinu jako piłkarz dość znany w Czechach, ze Slavią Praga zdobywał Puchar Czech. Dał się zapamiętać jako pomocnik o świetnie ułożonej nodze, dobrze wykonujący stałe fragmenty, notujący wiele asyst. Inna sprawa, że nie każdy widział w nim skrzydłowego. Verner Lička powtarzał, że Sedlaczek to urodzony środkowy pomocnik, choć chyba nie za bardzo go cenił, bo jego rodak u niego grał mniej niż przy pierwszym podejściu do polskiej ligi.
Wychowanek Slezsky Opawa po dobrym sezonie w Grodzisku musiał wrócić do Slavii. Kluby nie dogadały się w sprawie transferu definitywnego. Sedlaczek więc kolejny rok spędził w Czecach i wrócił do Groclinu latem 2005 jako wolny zawodnik. Skoro jednak jego notowania u Lički nie były najwyższe, po jednej rundzie odszedł do Wisły Płock, w której pracował inny czeski trener Josef Csaplár. Spędził tam półtora roku, zdobył Puchar i Superpuchar Polski. Pożegnał się, gdy „Nafciarze” spadli z Ekstraklasy i mieli problemy licencyjne. Czech nie czekał i powędrował do pierwszoligowej Polonii Warszawa.
Wywalczył awans z „Czarnymi Koszulami”, ale karierę kontynuował w Piaście, który okazał się dla niego najgorszym okresem podczas pobytu w Polsce. Dopadały go kontuzje, w ciągu dwóch sezonów rozegrał 26 meczów ligowych. Ryszard Wieczorek nie widział go w planach na przyszłość i w 2010 roku Sedlaczek wrócił do ojczyzny.
Mimo sportowego niepowodzenia okres w Gliwicach wspomina dobrze. Cztery lata temu wziął udział w benefisie Jarosława Kaszowskiego i zagrał w jego drużynie przeciwko Reprezentacji Polski Jerzego Engela. Kończył wtedy swój kolejny pobyt w Opawie, buty na kołku zawiesił w 2016 roku.
Ranking wygrał Radek Mynář. Grał w Ekstraklasie nieprzerwanie przez dziewięć lat, mimo że trafił do niej tuż przed trzydziestką. Jeszcze kilka tygodni temu miał najwięcej meczów spośród czeskich piłkarzy w polskiej lidze (teraz wyprzedził go Michal Papadopulos), co już samo w sobie świadczy o tym, że był ceniony. Mynář dał się zapamiętać jako bardzo solidny i charakterny obrońca, który wiele znaczył również poza boiskiem. Miał wymierny udział w największych sukcesach Groclinu, czyli wyeliminowaniu Herthy i Manchesteru City z Pucharu UEFA (w tych meczach występował również Lumír Sedláček).
Mógłby osiągnąć jeszcze więcej, gdyby nie kontuzje. Przez poważny uraz stracił niemal cały sezon 2005/06. Doszło do tego, że omal nie rozstał się z Dyskobolią w atmosferze skandalu. Gdy przez ponad pół roku nie był zdolny do gry, klub złożył do Wydziału Gier PZPN wniosek o rozwiązanie kontraktu piłkarza. Wniosek uznano, ale jednocześnie… odrzucono ten o anulowanie także nowej umowy Mynářa, która miała obowiązywać przez następne trzy lata od 1 lipca. Wychodziłoby więc na to, że Czech przez kilka miesięcy byłby na aucie bez pensji, a później jakby nigdy nic rozpocząłby realizowanie nowego kontraktu. Obie strony odwołały się od decyzji niekorzystnych dla siebie. W końcu się jednak dogadano, wnioski wycofano i klub uznał ważność nowej umowy.
Mynář wyzdrowiał, rozegrał w Grodzisku jeszcze dwa lata, a w 2008 roku po wykupieniu licencji przez Polonię Warszawa przeniósł się do stolicy.
Miał pewne miejsce w składzie aż do 25 września 2010, gdy na początku meczu z Polonią Bytom naderwał poboczne więzadło piszczelowe. Pierwsze prognozy mówiły o miesiącu przerwy. Skończyło się aż na siedmiu i groźbie zakończenia kariery. Mynář zdołał jeszcze zaliczyć sześć meczów pod koniec sezonu 2010/11. Przed następnym spekulowano, że będzie musiał odejść, bo w hierarchii Jacka Zielińskiego znajduje się nisko. Ostatecznie został, ale rozegrał tylko dwa spotkania (w tym w ostatniej kolejce) i latem 2012 polski etap jego kariery dobiegł końca.
Rok później Czech odebrał nagrodę dla najlepszego obcokrajowca w historii wielkopolskiej piłki. Grał już wtedy dla przyjemności w ojczystej czwartej lidze i łączył to z pracą w firmie transportowej.
Pavel Šultes nie znalazł uznania dziennikarzy portalu Weszło!
***
Nasi młodzi piłkarze z rocznika 2009 pochwalili się swoim osiągnięciem z 1 listopada, gdy kwestowali na cmentarze lwowskie.