Po kilku zakończonych różnymi wynikami, choć ostatnio zwycięskich, meczach chyba część publiczności przestała wierzyć w umiejętności naszych ulubieńców. Frekwencja była, mimo potencjalnie atrakcyjnego przeciwnika i wspaniałej pogody, raczej słaba. Ale ci, którzy na stadion przyszli z pewnością tego nie żałują.
Początek takich emocji nie zwiastował, jednak mogło się wydawać, że z upływem czasu nasza drużyna zaczynała jakby zyskiwać leciutką przewagę. Nie zmienia to faktu, że goście nie przyjechali się murować i liczyć na remis albo coś z kontry, lecz prowadzili równą, otwartą grę i sytuacji też im nie brakowało, a może nawet mieli ich więcej od nas. Ostatnia taka, wręcz stuprocentowa, miała miejsce w 36 minucie. Goście zagrali w sam środek pola karnego, dokładnie pomiędzy naszych środkowych. Do podania tego pobiegł ich napastnik, wyszedł na sam na sam i strzelił bezradnemu w tej sytuacji Jankowi Balawejderowi, tyle, że gruuuubo ponad poprzeczką. Uff, ulga, a jak wiadomo – niewykorzystane sytuacje się mszczą. I nasi postanowili tę tezę udowodnić, bo teraz ruszyli do boju już z pełną determinacją. W polu karnym Sokoła działy się epickie sceny, wynik się nie zmieniał , bo obrońcy bronili własnym ciałem, nie zważając na potężne ciosy. Nie obronili się. Niesamowity w tym meczu Mateusz Małek mocno pociągnął po skrzydle, zostawiając obrońcę, nie przymierzając jak Portugalczycy naszych graczy lewego skrzydła z ostatniego meczu reprezentacji, daleko z tyłu i podał z zegarmistrzowską precyzją do wbiegającego w pole karne Bartka Wiśniewskiego, a ten nie dał absolutnie żadnych szans bramkarzowi Ostródy. 1:0 i sędzia dał znak żeby odpocząć.
W przerwie, ciesząc się z widowiska zafundowanego nam w I połowie , zastanawialiśmy się, co nas teraz będzie czekać. Tymczasem przez pierwsze piętnaście minut dosyć wyraźną przewagę osiągnęli goście i kilka razy było naprawdę groźnie. Postawiłem na to, że oni się wyszumią i pękną biegowo. Sygnał dał nikt inny tylko Marcin Kluska. Wreszcie zdecydował się na twardszą ofensywna akcję, którą zakończył niezłym strzałem w długi róg, szkoda, że minimalnie niecelnym. A już w chwile później Małek pokazał, że nie był graczem jednej połowy. Rozpoczął akcję lewą stroną, dokładnie przerzucił na drugą stronę pola do Cezarego Sauczka, a tamten, po chwili namysłu oddał krosowo przed bramkę, na dalszy słupek do Krystiana Pieczary. Jak wiadomo, Krystian w tym sezonie nie lubi meczów bez strzelonej bramki, więc w tylko jemu wiadomy sposób zmieścił strzał w szczelinę pomiędzy słupkiem, obrońcą i bramkarzem. Tam były centymetry luzu, ale naszemu snajperowi to wystarczyło. Trzy minuty później Małek znowu się popisał. I to jak! Po akcji z Sauczkiem i Piotrem Maślanką, mocno szedł od lewego skrzydła na skraj pola karnego i oddał strzał marzenie, w okienko dalszego słupka. Do tej pory nie rozumiem jakim to sposobem bramkarz gości musnął palcami piłkę tak, że nie wpadła do sieci.
Od około 70 minuty nasi nieco spoczęli na laurach, zaczęły się zmiany… i okazało się, że Sokół wcale nie poczuł się pokonanym, a już na pewno jego gracze nie opadli z sił. Mecz się wyrównał i znowu pod naszą bramką bywało groźnie. W 74 minucie mieliśmy bramkę kontaktową. Piłka szybowała z prawego skrzydła w stronę bramki, minęła Janka i już miała wpaść, kiedy głową wybił ją Przemek Szabat, ale na tyle nieszczęśliwie, że zderzył się ze zmierzającym w tę stronę Jankiem, przewrócili się obaj i zanim Janek się dźwignął, goście strzelili swojego gola. Później mieliśmy dwie godniejsze uwagi sytuacje. Najpierw Czarek w zupełnie bezmyślny niestety sposób zarobił żółtą kartkę za odkopnięcie piłki, którą i tak sędzia nakazywał wycofać, a później było już zupełnie kuriozalnie. Piłkę z pola karnego miał wykopać z wolnego bramkarz gości. Sędzia gwizdnął na rozpoczęcie gry, bramkarz lekko sobie tę piłkę kopnął do przodu, a tam był… oczywiście Krystian. Natychmiast ją wyłuskał, minął bramkarza i znalazł się przed pusta bramką. Sędzia gwizdnął przerywając grę. Widać uznał, że jeszcze nie nastąpiło wznowienie ze strony bramkarza. Niczego to nie zmieniło, nasi skrupulatnie pilnowali wyniku, rezygnując nawet z wyśmienitej okazji, którą mogli mieć już w doliczonym czasie gry. Wszyscy miotali się po prawej stronie pola gry, a na środku stał chyba ze 30 sekund zupełnie samotnie Jakub Cesarek dając rozpaczliwe znaki żeby mu podać. Nie doczekał się, natomiast my doczekaliśmy się końcowego gwiazdka. Wygraliśmy – i to po dobrej , widowiskowej (z obu stron), ambitnej grze.
Mnie szczególnie podobało się szybkie, przynajmniej jak na Polonię, rozgrywanie akcji. Nie było długiego holowania , gra szła zwykle na jeden, dwa kontakty i znacznie częściej do przodu niż do tyłu czy w bok. Goście nie pozostawali dłużni, starając się z rozmysłem wykorzystywać sytuacje i przestrzenie boiska. Gdyby jeszcze skuteczniej strzelali, to nie musiało by skończyć się naszą wygraną.
Nie będę rozpisywał się o wszystkich graczach, zwłaszcza że mecz oceniam jako udany. Jednak nie mogę przejść obok nie chwaląc Mateusza Małka za dokonania w tej grze. Ten chłopak wykonał fantastyczną robotę – był wszędzie, w odbiorze i konstrukcji, ma udział w obu bramkach i tylko należy żałować, że swojej gry nie ukoronował bramka po opisanym powyżej fantastycznym strzale. Obok niego sporo ciepłych słów chciałbym napisać także o Bartku Wiśniewskim, także wyróżniającej się postaci. Nie do końca było zrozumiałe czemu nasz trener zdjął tych dwóch graczy z boiska. Ponieważ zeszli też inni ofensywni – Kluska i Sauczek, to domniemywam, że chodziło o obronę wyniku…
OK, bez prób narzekania… Wydaje się, że do końca rundy pozostali nam już potencjalnie łatwiejsi rywale. Ciekawe czy zbierzemy na nich komplet punków, bo ci z czołówki grają ze sobą i straty ponosić muszą!
A mnie ciekawi czy do końca roku prezes podpisze chociaż jedną umowę ze sponsorem
Daję 5 % że podpisze;
Małek absolutnie bohaterem meczu, jaka szkoda, że to okienko nie wpadło!
Co do frekwencji, to winiłbym Zarząd, które do jasnej anielki – noga motyla – nie robi nic, albo opowiada koszałki-opałki o braku celu. Mimo ładnego meczu, dobrej postawy zawodników opuszczałem stadion w minorowym nastroju, bo może przetrwamy ten sezon, ale co z następnym? To już będzie ostatni gwizdek, żeby zawalczyć o awans.
Ja na razie nie martwiłbym się następnym sezonem, a rundą rewanżową. Zdziwię się, jak ktoś z wyższych lig nie będzie chciał wyciągnąć Sauczka, Małka i Zajączkowskiego, bo są młodzi i na razie wyglądają naprawdę nieźle.
No toś mnie kolego pocieszył 🙁
Wygląda na to, że ciągle będziemy budować drużynę i wiecznie grać o nic
Bycie kibicem Polonii nie jest łatwe ani przyjemne ale jakże ciekawe …. ja już 25 lat wytrzymałem także teraz z górki.
Ostatnie zdanie artykułu jest najważniejsze: „ci z czołówki grają ze sobą i tracić punkty będą”. Musimy zatem zebrać komplet wygranych i czekać.
My mieliśmy już swego doła we wrześniu. Teraz doła ma Legionovia. Z dołów powoli wygrzebuje się Legia II. Na swego doła czeka Tomaszów, a nie ominie on na pewno Sokoła z Aleksandrowa – ale na niego dół czeka tradycyjnie na wiosnę.
Piłkarze i trenerzy robią co mogą by było dobrze. Piłka jest w dużej mierze po stronie Prezesa Kaluby, który reprezentuje obecnych akcjonariuszy. I to ich sprawą jest zagwarantowanie paliwa dla drużyny.