Równo 90 lat temu rozpoczął się nowy rozdział w historii Polonii. 30 września 1928 roku „Czarne Koszule” podejmowały u siebie Wisłę Kraków, a spotkaniu towarzyszyły uroczystości oficjalnego otwarcia stadionu przy ulicy Konwiktorskiej.
Przez pierwsze kilkanaście lat istnienia klubu, aż do roku 1928, Polonia nie miała swojego własnego boiska. Większość domowych spotkań rozgrywano wówczas na jedynych w Warszawie stadionach piłkarskich – Agrykoli lub położonych na Powiślu Dynasach (ten znany głównie z toru kolarskiego kompleks sportowy nie przetrwał wojny). Rosnące zainteresowanie futbolem sprawiło, że druga połowa lat dwudziestych była czasem powstawania w stolicy wielu nowych inwestycji związanych z piłkarską infrastrukturą. Skorzystała na tym również Polonia, która dzięki sukcesom na arenie krajowej oraz stosunkowej apolityczności była uznawana w międzywojniu za najpopularniejszy warszawski klub.
Pierwsze wzmianki na temat planowanej budowy stadionu Polonii pochodzą z 1923 roku. Początkowo miał on stanąć obok Placu Broni (przy ul. Stawki, naprzeciwko dzisiejszego wylotu ul. Zamenhofa), jednak ostatecznie miasto „ofiarowało” klubowi 5-hektarową działkę przy ul. Konwiktorskiej. Prace ruszyły w 1926 roku, a dwa lata później budowa została zakończona. Stadion był gotowy już w sierpniu 1928 roku, dlatego 15 sierpnia rozegrano tu pierwsze spotkanie – ligowy pojedynek z Hasmoneą Lwów wygrany przez „Czarne Koszule” 5:0. Na oficjalne otwarcie trzeba było czekać jeszcze dwa miesiące.
Władze klubu wybrały na tę ważną uroczystość ostatni dzień września – tak jak w tym roku była to niedziela. Jak donosił „Przegląd Sportowy”: ruch panujący na nieskalanej zieleni boiska już od rana przedstawiał widok porywający. Organizatorzy zaplanowali wiele wydarzeń poprzedzających otwarcie stadionu: mecze juniorów z oldboyami (zakończony dość wyraźnym zwycięstwem tych pierwszych), drużyn rezerw oraz spotkania w koszykówkę i hazenę – czeską krewną piłki ręcznej. Następnie ksiądz Jan Mauersberger poświęcił stadion, a licznie zgromadzeni delegaci wygłosili swoje mowy. Wśród nich najważniejszym był dyrektor Państwowego Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego, a więc odpowiednik dzisiejszego Ministra Sportu, pułkownik Juliusz Ulrych.
W swojej mowie płk Ulrych podkreślił społeczną rolę klubów sportowych, ich znaczenie w procesie kształtowania i wychowywania młodzieży. Zwrócił uwagę także na to, że takie kluby oraz związana z nimi infrastruktura powinny być ogólnodostępne, otwarte dla wszystkich. Przemówienie zostało zakończone słynnym zdaniem-manifestem: im więcej boisk, tem mniej szpitali i więzień. Po pułkowniku głos zabrali były prezes Polonii, pastor August Loth, a także przedstawiciele PZPN, Wisły oraz Legii. W końcu płk Ulrych przeciął wstęgę, oficjalnie otwierając stadion, a uroczystości dopełnił przelot samolotu, który zrzucił na boisko piłkę oraz kwiaty.
Po tych wydarzeniach na murawę wybiegły pierwsze jedenastki Polonii i Wisły. W barwach „Czarnych Koszul” zagrali m.in. wieloletni kapitan Jerzy Bułanow oraz jeden z symboli klubu Władysław Szczepaniak (nota bene 18-letni wówczas Szczepaniak debiutował w sierpniowym meczu z Hasmoneą). Z kolei w drużynie gości można było podziwiać legendę „Białej Gwiazdy”, Henryka Reymana (późniejszego patrona jej stadionu). Mecz zaczął się bardzo dobrze dla gospodarzy. Pierwszą „oficjalną” bramkę na stadionie przy ul. Konwiktorskiej zdobył po indywidualnym rajdzie Teodor Ratka. Wkrótce Wiślacy wyrównali, ale jeszcze przed przerwą gola dającego Polonii ponowne prowadzenie strzelił Mieczysław Ałaszewski. Druga połowa była jednak popisem gości. Przyjezdni z Krakowa zdobyli w niej sześć bramek, nie pozostawiając wątpliwości, kto zasłużył na zwycięstwo. „Przegląd Sportowy” pisał po meczu: Wisła była drużyną absolutnie od jubilatów lepszą. Mimo to ostatni grali tak ambitnie, ofiarnie i na ogół zupełnie poprawnie, że doprawdy na sześć bramek straconych w ciągu 45 minut nie zasłużyli.
Mimo tak wysokiej porażki, 30 września na stałe zapisał się w historii klubu, stając się jedną z ważniejszych dat w kontekście rozwoju Polonii. „Czarne Koszule” w końcu miały swój dom, stadion godny czołowej polskiej drużyny. Nowo powstała budowla składała się z boiska piłkarskiego okrążonego lekkoatletyczną bieżnią oraz trybun mogących pomieścić 10 000 widzów. W miejscu dzisiejszej trybuny „Kamiennej” usypano wał ziemny przewidziany na miejsca stojące. Po drugiej stronie boiska stanęła wysoka drewniana trybuna. Poza tym od strony ul. Konwiktorskiej umieszczono mieszkanie dozorcy, kasy oraz pokój klubowy (stąd taki adres stadionu). Na cały kompleks składały się także cztery korty tenisowe oraz boisko do gier sportowych, zimą przemieniane w lodowisko.
W takiej formie stadion przy K6 przetrwał do Powstania Warszawskiego. Kolejne znaczące zmiany w jego architekturze nastąpiły w 1953 roku, kiedy zbudowany został socrealistyczny gmach przy ul. Bonifraterskiej, a także towarzyszące mu sale do koszykówki i basen. Teraz, gdy czeka nas najpewniej nowa (r)ewolucja w wyglądzie stadionu, warto pamiętać, jak zaczęła się jego historia.
Czyli dzisiaj na rocznicę wygrywamy czy przegrywamy?
Ja mam wrażenie, że coś tam, wewnątrz, w drużynie pękło. Jest coś o czym nie mówią. Myślę, ze punkt trzeba brać w ciemno.
A ta Hasmonea ciekawa inicjatywa, dwa sezony pojeździli głownie zbierając baty i zwinęli interes. Też mi przeciwnik na otwarcie stadionu.
Te drawnianie barierki to pierwowzór żelbetowych? Ktoś wie?
Zdaje się, że tak. Dr Gawkowski w „Encyklopedii klubów…” pisał: „boisko piłkarskie i bieżnia odgrodzone były od miejsc dla publiczności charakterystyczną betonową barierą, której resztki są widoczne na stadionie do dziś”.
Jest biała – zdecydowanie nie sposób jej przeoczyć 😉