Piękna pogoda, piękny mecz.

Dziś dopisało wszystko – było cieplutko i słonecznie, było sporo dobrej gry, zwłaszcza naszej po przerwie, no i co najważniejsze – wreszcie było zwycięstwo! 

Przed meczem miałem nieco mieszane odczucia, bo z jednej strony to pragnienie jakiegoś sukcesu, tak potrzebnego dla dodania otuchy w tych trudnych dla klubu chwilach. Z drugiej jednak do klubu z Bielska-Białej żywię jakąś nie do końca wytłumaczalną sympatię i mocno im kibicuję w kwestii utrzymania się w lidze. Jednak bardziej mnie ucieszył ten wynik niż poprawa sytuacji Janosików dzięki naszej kolejnej wtopie. A, odpukać, jeśli spełni się czarny scenariusz z brakiem licencji na kolejny sezon, to nasi dzisiejsi przeciwnicy pewnie się utrzymają, nawet z piętnastej pozycji.

Ale do meczu, wiadomo było, że nie zagra Łukasz Piątek (czy on w ogóle jeszcze dla nas zagra?) i okazało się, że trener wystawił w jego miejsce Martina Barana, a opaskę przejął Daniel Gołębiewski. Zaczęło się tradycyjnie, jak w poprzednich meczach tego sezonu, czyli Polonia zyskała widoczną przewagę i stwarzała całkiem dogodne sytuacje bramkowe. No i „tradycji” ciąg dalszy… niestety nie były one wykorzystywane, praktycznie przez wszystkich grających z przodu. Kolejną tradycyjną sytuacją stała się utrata bramki. A zaczęło się od kontuzji Tomka Wełny. On znowu zaczął dobrze i znowu po ciężkim faulu (kartkowym) już w I połowie musiał opuścić boisko. Sprawiał wrażenie wściekłego i z lekka załamanego. Oby to był lekki uraz, bo Tomek w tych epizodach, które dotychczas zagrał zdecydowanie zasługuje na mecz w pełnym wymiarze. Wszedł Adam Pazio. Przyzwoicie grająca defensywa musiała się wreszcie tradycyjnie pomylić – zrobił to, lekkim poślizgiem, Igor Morozov, a goście skrzętnie to wykorzystali zdobywając dzięki Marcinowi Wodeckiemu bramkę. Do przerwy nic specjalnego się już nie wydarzyło i słyszeć można było: „znowu grają ładnie, znowu mają przewagę i pewnie znowu bęcki”.

Ale ci co tak myśleli srogo się pomylili. Po przerwie Polonia rozszarpała Podbeskidzie. Szedł atak za atakiem. Zeszli Dyzio i strzelec pierwszej bramki, Paweł Wszołek, a pojawili się Jacek Kiełb (po przerwie) oraz Paweł Tarnowski (ostatnie 10 minut). Opaskę przejął Jakub Tosik. Kubę miałem okazję już kilka razy w tym sezonie chwalić, ale to co on zagrał dzisiaj to bajka! Był wszędzie, harował od linii do linii, w odbiorze i konstrukcji. Jego precyzyjne przerzuty oraz podania otwierające atakującym drogę do bramki były jakby z innej ligi, bardziej hiszpańskiej czy angielskiej. Jeśli tak na Kubę wpływa splendor noszenia opaski kapitańskiej, to ja stanowczo się domagam, aby tę opaskę nosił na stałe!

Pierwszą bramkę strzelił Wszołek, po bardzo (a było ich nadspodziewanie wiele) ładnej akcji rozgrywanej z udziałem kilku piłkarzy. Później poprawił, odblokowując się i wreszcie trafiając, Piotr Grzelczak. I nic to, że obaj strzelcy mogli mieć więcej trafień w tym meczu, ważne, że przynajmniej po razie trafili. Goście mieli tylko jedną sytuację, w której ich napastnik minął nawet interweniującego Mariusza Pawełka, ale nadbiegający nasi obrońcy przestraszyli go na tyle, że strzelił w boczna siatkę. Poza tym grała w zasadzie tylko Polonia.

Wynik ucieszył bardzo obecnego dziś na trybunie p. Krzysztof Ibisza i jego całkiem już sporego syna. Udało mi się nawet usłyszeć, że pan Krzysztof bardzo lubi przychodzić na mecze, ja go widziałem pierwszy raz. O reszcie publiczności chyba mówić nie trzeba. Doping był przez cały czas, także, a może zwłaszcza, przy niekorzystnym wyniku, a piłkarze zebrali potężną porcję owacji po zakończeniu meczu. Należało się ! Należało się także to, co pan Ireneusz mógłby usłyszeć o sobie , gdyby był na stadionie, także jego zaufani, panowie Karwan i Szala. Ale coś czuję, że tych panów już raczej na Konwiktorskiej nie zobaczymy. I dobrze. Pozwolicie, że nie zacytuję co było śpiewane, bo niecenzuralne, a po drugie nie wszystko wyłowiłem. Także nie dostrzegłem o co chodziło w swoistej kartoniadzie, bo ze szczytu trybuny głównej było jednak za daleko.

Oceny:

Bramka. Mario dziś w sumie bez zarzutu. Tej sytuacji, o której wspomniałem powyżej zbyt dokładnie nie widziałem, ale w kilku innych Mario bronił pewnie i skutecznie Udany mecz, a bramka nie jego.

Obrona. Aleksandar Todorovski jak zwykle, czyli dobrze. Także Martin Baran. Igor miał tego babola, po którym wpadło, był chyba najsłabszy, choć nie aż tak słaby jakby można odnieść wrażenie z opisu. Szkoda młodego Wełny, bo początek miał bardzo udany. Adam Pazio wydawał mi się dziś lepszy niż ostatnio, może to powołanie do kadry tak na niego podziałało. Był aktywny i zdecydowany, w sumie dobrze.

Linie przednie. Tomek Hołota, walka na całym środku boiska i pomoc w obronie. Mniej w ataku, ale dziś nie był tam specjalnie potrzebny. A to dlatego, że na boisku był Kuba, prawdziwy man of the day! Wielkie brawa! Miłosz Przybecki i Paweł Wszołek bardzo groźni, w przypadku Pawła forma idzie w górę – obaj na plus. Dyzio i Piotr. To nie są wielcy technicy, zagrali na miarę swoich możliwości, a Piotr to chyba nawet powyżej.

Jacek Kiełb szarpał, ale to znowu nie był jego wielki mecz. A miał jedną sytuację, której nie wykorzystał, bo piłka szła mu na prawą nogę. Czyli tę gorszą – i rzeczywiście. Paweł Tarnowski grał 10 minut. Wykazał się sporym animuszem. Odnoszę wrażenie, że nie chciał być gorszy od Piotra i zależało mu na trafieniu. Próbował, ale się nie udało. Tyle, że on grał cofniętego pomocnika, więc strzelać musiał z daleka, mając po drodze nogi obrońców, a na końcu niezłego przecież Richarda Zajaca.

A teraz mecz z Górnikiem. W jakich nastrojach tam pojedziemy? Drużyna pokazała dziś potencjał na wygraną, zwłaszcza, że Górnik grał ostatnio słabiutko. Oby wieści z pierwszej połowy tygodnia były na tyle dobre, aby było o co walczyć. Nadzieja umiera ostatnia.

Źródło: własne

Author: trickywoo

4 thoughts on “Piękna pogoda, piękny mecz.

  1. Szczęśliwy byłem (i ciągle jestem), jakbyśmy właśnie wygrali z Ległą. Na mój nastrój wpływa nie tylko wynik, ale to co się działo na trybunach, trzy grupy rywalizujące w kulturalnym, jak na Polonię przystało, dopingu. Swoją przygodę z K6 zaczęliśmy z synem od A1, ale przenieśliśmy się na A3, żeby być blisko dzieciaków, jak oni kibicują! Jeszcze jak jest ksiądz (przyszedł na drugą połowę), to już jest szał! Sam zdzierałem gardło, że przez sobotę mówiłem Himmilsbachem.
    Mój ośmioletni syn jest już przygotowany na IV ligę i wcale go nie zraża, mamy tylko nadzieję, że nie wyrzucą nas z Konwiktorskiej. Mamy wteż ielką nadzieję, na Cracovię w Ekstrklasie, ale pomimo ich zwycięstwa z Termalicą, słabo to widzę. Byliśmy już na jednym meczu na Kałuży, na trybunach rewelacja – byliśmy w naszych szalikach, a dostaliśmy w prezencie od jednego ze starych kibiców Cracovii ichniejszy szalik – ale gra mocno chaotyczna. No, zobaczymy jak sobie poradzą z Flota, może się uda, ale wzmocnienia będa konieczne!

Dodaj komentarz