W najbliższy piątek reprezentacja Polski zmierzy się w towarzyskim spotkaniu z reprezentacją Nigerii. Obie reprezentacje łączy postać byłego zawodnika Polonii, Emanuela Olisadebe.
„Oli” do Polonii trafił w 1997 roku. Jeszcze przed podpisaniem kontraktu interesowały nim się m.in. Wisła Kraków i Ruch Chorzów. – W tamtym czasie Polonia poszukiwała dynamicznego napastnika. Potrzebowaliśmy zawodnika szybkiego, który dałby nam wiele wariantów rozgrywania akcji. Długo nam się to nie udawało. Pewnego dnia zadzwonił do mnie Ryszard Szuster, który zajmował się „wyławianiem” piłkarzy w Afryce. Powiedział, że ma chłopaka, który próbował sił w Wiśle i Ruchu, ale nie przypadł do gustu szkoleniowcom tych zespołów i zaproponował mi przetestowanie go. Zgodziłem się, akurat mieliśmy przed sobą towarzyskie spotkanie z ŁKS Łódź. Podczas rozmowy z tym bardzo młodym, wówczas 18-letnim, piłkarzem zauważyłem, że jest zniechęcony do pozostania w Polsce. Poprzednie testy wywarły na nim bardzo negatywne wrażenia. W meczu z ŁKS pokazał się jednak z dobrej strony, zaliczył asystę. Od razu wiedziałem, że takiego piłkarza poszukuję i widziałem w nim olbrzymi potencjał – wspomina Jerzy Engel w wywiadzie dla TVP Sport.
W 2000 roku Olisadebe, otrzymał obywatelstwo Polski. W reprezentacji zadebiutował 16 sierpnia 2000 roku w meczu z Rumunią (1:1), przeciwko której zdobył swoją pierwszą bramkę w reprezentacji. – Proces ubiegania się Olisadebe o polskie obywatelstwo zaczął się nie ze względu na grę w reprezentacji. Chodziło o stronę praktyczną, dotyczącą występów w Polonii. Zawodnik złożył dokumenty już wcześniej. Wówczas „Czarne Koszule” grały w europejskich pucharach i przy każdym zagranicznym wyjeździe mieliśmy duży kłopot, by wciąż załatwiać mu wizy. Uzyskanie polskiego obywatelstwa miało zatem pomóc nie tylko jemu, ale i nam. W międzyczasie Warszawa bardzo mu się spodobała i chciał tu osiąść na stałe. W tamtym czasie naszej kadrze brakowało szybkości w ataku, zawodnika, który dawałby możliwość dobrej kontry. Już jako selekcjoner oglądałem mecz Polonii wraz ze Zbigniewem Bońkiem i stwierdziłem, że taki chłopak na pewno przydałby się reprezentacji. Zbyszek pytał jak wygląda jego sytuacja. Odpowiedziałem, że wszystkie dokumenty już złożył i teraz trzeba czekać. Ówczesny wiceprezes PZPN, obiecał, że spróbują cały proces delikatnie przyspieszyć. Myśleliśmy, że uda się wszystko załatwić przed czerwcowym meczem z Holandią. Rozpętała się wówczas medialna dyskusja czy w ogóle powinien grać dla Polski i zdania były podzielone. Prezydent Aleksander Kwaśniewski też miał swoje obawy. Argumenty sportowe jednak przeważyły i na sierpniowy mecz z Rumunią Olisadebe dostał już powołanie.
W pierwszym meczu eliminacyjnym do Mistrzostw Świata przeciwko Ukrainie Olisadebe zdobył dwie bramki a reprezentacja Polski zwyciężyła 3:1. W całych eliminacjach strzelił 9 bramek i był najskuteczniejszym strzelcem „Biało-Czerwonych”. Engel podkreśla jak ważną postacią był dla drużyny. I w ogromnej mierze to dzięki niemu reprezentacja Polski awansowała do Mistrzostw Świata po 16-letniej przerwie. – Pierwszy mecz z Ukrainą był jego popisem. Strzelił dwa gole i po faulu na nim sędzia podyktował rzut karny. Wpasował się do drużyny także pod względem charakteru. Był bardzo towarzyski, dał się lubić w gronie reprezentantów i szybko został przez nich przyjęty. To także pomogło w dalszym przebiegu jego kariery. Myślę, że właśnie ten w Kijowie, bardzo ważny dla układu dalszej gry. Wówczas dał taki „stempel” jakości drużynie narodowej. Takiego kogoś nam brakowało. Całe eliminacje grał znakomicie i przede wszystkim strzelał kluczowe gole. Idealnie wypełnił lukę, która wówczas istniała. Zapewniał nam nie tylko szybkość w ataku, ale potrafił także utrzymać piłkę i dać kolegom czas na wyjście na pozycje. Okazał się kluczowy dla losów eliminacji, w których jako pierwsi ze strefy europejskiej awansowaliśmy na mundial.
Olisadebe z Polonią zdobył Mistrzostwo Polski, Puchar Polski, Puchar Ligi i Superpuchar Polski. W roku 2001 przeniósł się z Polonii do Panathinaikosu Ateny, z którym regularnie występował w Lidze Mistrzów. W 2004 roku sięgną po Mistrzostwo i Puchar Grecji. Karierę zakończył w 2013 roku. W barwach narodowych rozegrał 25 spotkań i zdobył 11 bramek.
W tygodniu ukazały się także wspominki Miłosza Przybeckiego. – Pamiętam jak w Polonii wszyscy fascynowali się moimi zdolnościami fizycznymi. Pojechałem z Pawłem Wszołkiem na specjalne badania, gdzie robili nam pomiary wyskoku i siły. Nawet był taki filmik kiedyś, gdzie wyskoczyłem ponad metr do góry. Kamera nie była w stanie tego objąć do końca. I zrobiło się o tym głośno. Że drugi Jordan. Kiedyś też wyszło, że sam start i jakiś tam dystans na początku mam nawet lepszy od Usaina Bolta – wspomina Przybecki.
Były pomocnik „Czarnych Koszul” w wywiadzie dla „TransferyInfo” opowiada również o okresie spędzonym w Polonii i ma nadzieję, że klub się odbuduje i powróci do Ekstraklasy – Przychodziłem ze skromnego Radzionkowa, a tutaj szatnia pełna gwiazd Ekstraklasy, zawodnicy z pokaźnymi CV, imponowało mi to. No ale nie byłem tam przecież, żeby kogoś podziwiać, a przez pierwsze pół roku za dużo nie pograłem. Chyba tylko dwa mecze przez całą pierwszą rundę. Tyle co nic. Pojeździłem na młodzieżową reprezentację i trafiłem na wypożyczenie do Korony. Do Polonii wróciłem, kiedy wszystko zaczęło się zmieniać. Trenerem był Piotr Stokowiec, sporo zawodników opuściło klub, powoli robiło się nieciekawie. Chociaż wyniki tego nie pokazywały. Przyszedł nowy prezes, były duże zaległości, problemy finansowe, potem upadłość klubu. Szkoda wspominać. Nic miłego. Swoją drogą, naprawdę szkoda, że klub z takim zapleczem upadł. Wierzę, że jeszcze kiedyś wróci do elity.
To prawda, że Oli miał/ma kręcony licznik?
Dał nam te kilka chwil szczęścia, że teraz doszukiwanie się czy miał czy nie niema sensu. Fajnie by było gdyby kiedyś tacy piłkarze jak Przybecki, Wilk, etc. wrócili w jakiejś roli na K6 czy do pracy z młodzieżą czy do pracy na rzecz Polonii.
Wilk kończy z piłką.