Czwartkowe doniesienia o zakończeniu zgody kibicowskiej między kibicami „Czarnych Koszul” a naszymi przyjaciółmi z lepszej strony Błoń nie pozostały bez echa w mediach niefutbolowych. Na łamach dzisiejszego wydania „Rzeczpospolitej” ukazał się wywiad z historykiem sportu, znanym nam doskonale z trybun, dr Robertem Gawkowskim.
Z wywiadu możemy dowiedzieć się o początkach naszych kontaktów i przyjacielskich stosunków na szczeblach klubowym i piłkarskim:
Zanim jednak kibice zawarli formalną zgodę, kluby te od lat żyły w serdecznej przyjaźni. O życzliwych stosunkach między Cracovią i Polonią z pewnością można było mówić już w latach 30. A na dobrą sprawę możemy cofnąć się nawet do lata 1918 r. Na kilka miesięcy przed odzyskaniem niepodległości Polonia pojechała do Lwowa zagrać mecze z miejscową Pogonią i kilkoma innymi lwowskimi drużynami. Ta wizyta miała wymiar patriotyczny: klub z Królestwa Polskiego odwiedził największe miasto Galicji rozegrać dwa turnieje piłkarskie. […] Pod koniec tej wizyty do Lwowa dojechała delegacja Cracovii i zaprosiła Czarne Koszule do siebie. Działacze przekonywali, że patriotyczny obowiązek wymaga odwiedzenia także Krakowa. Poloniści zweryfikowali więc swoje plany, wsiedli w pociąg i po wielu godzinach męczącej podróży trafili na stadion przy ul. Józefa Kałuży, by 7 lipca rozegrać jeden jedyny mecz towarzyski.
Warto podkreślić, że historia naszych przyjacielskich stosunków między Polonią a Cracovią była budowana nie tylko w kontekście patriotycznym. Oba kluby wspierały się w trudnych dla siebie czasach, którymi były… lata 30.:
W 1935 r. Polonia grała bardzo słabo i szybko zleciała z ligi. […] Wtedy działacze Cracovii na forum Polskiego Związku Piłki Nożnej podnieśli głos, że klub z warszawskiego Nowego Miasta nie powinien spaść, ponieważ ma duże tradycje sportowe. Dziś to brzmi absurdalnie, ale takie argumenty wówczas na poważnie padały, nie tylko ten jeden raz. Działacze Polonii odwdzięczyli się tym samym, gdy pod koniec sezonu także Cracovia znalazła się na miejscu spadkowym. Oczywiście, oświadczenia te były sprzeczne z duchem sportu, ale wynikały właśnie ze wspólnoty dziejów tych klubów.
W samym wywiadzie nie zabrakło opisu okresu praktycznego niebytu w polskiej piłce nożnej obu klubów w czasach PRLu, kiedy to wspólne losy i niedola zbliżyły oba kluby do siebie, a z czasem i kibiców. Wydarzeniem dobrze ilustrującym wzajemne stosunki kibicowskie, gdzie wielu z nas może dostrzec analogie do swoich prywatnych historii wyjazdów do Krakowa, była osobista historia pewnego wyjazdu na mecz, przytoczona przez dra Gawkowskiego:
[…] Jako gimnazjalista urwałem się z koloni i pojechałem do Krakowa na ten historyczny mecz. To było późne lato, spotkanie zgromadziło pełną trybunę ludzi, kibice nadrukowali pełno chorągiewek w biało-czerwonych barwach. Pamiętam, jak dużo wtedy mówiono w Krakowie o Polonii, jak bardzo podkreślano, że jest to pierwszy mecz od wielu lat pomiędzy dwoma wielkimi drużynami… Ta wielkość była jedynie historyczna, bo dla Polonii marzeniem było utrzymanie się w II lidze, choć akurat Cracovia niespodziewanie dobrze sobie w tamtym sezonie radziła. Warszawscy kibice przyjechali w sposób niezorganizowany, na własną rękę. Na stadionie sami krakowiacy zaczęli nas wyszukiwać. I fetować, jakbyśmy byli ludźmi wręcz z najbliższej rodziny. Spiker krzyczał: „Serdecznie witamy kibiców z Warszawy”. Polonistów na trybunach było ledwo ok. 30, ale wszyscy byliśmy naprawdę rozchwytywani. To było fascynujące, niesamowite. Pamiętam, jak wielu ludzi w starszym wieku z pasją opowiadało mi o przedwojennych czasach. Mnie, 15-latkowi, te opowieści niewiele wówczas mówiły, nie miałem jeszcze historycznej pasji, ale można powiedzieć, że właśnie wtedy historia mnie zauroczyła… Pierwszy raz w życiu odczułem, że w tej przyjaźni jest niesamowita magia.
Tekst wywiadu warto przeczytać. W niektórych przypadkach też ku refleksji. Całość dostępna jest tutaj.