Od początku zmian w spółce kadra Polonii jest odchudzana. Zespół, który w przyszłym sezonie poprowadzi Krzysztof Chrobak, ma być tańszy niż ten, który oglądaliśmy w II lidze.
W związku tym władze zadecydowały o renegocjacji umów z zawodnikami. Z kadry ubywają zawodnicy, którzy nie zgodzili się na obniżki lub znaleźli sobie nowe kluby. Póki co wiemy, że w III-ligowej Polonii nie będziemy oglądać praktycznie żadnego napastnika, który reprezentował „Czarne Koszule”. Krystian Pieczara odszedł do Łódzkiego Klubu Sportowego. Kontrakty rozwiązali także Daniel Gołębiewski (podobno zamierza spróbować swoich sił w Emiratach Arabskich), Fabian Pawela i Michał Zapaśnik. Dodatkowo trzeba zaznaczyć, że będący na wypożyczeniu do Pogoni Grodzisk Mazowiecki Michał Stasz również zdecydował o zakończeniu swojej przygody z klubem z Konwiktorskiej.
Z wypożyczenia do Elany Toruń nie wróci także Aleksander Tomaszewski. Wydaje się, że jedynym czasowo nieobecnym, który chce nadal reprezentować nasze barwy będzie Jan Balawejder, który od początku przygotowań walczy o miejsce w składzie z Mateuszem Tobjaszem. Jeśli już przy bramkarzach jesteśmy, to dwaj wypożyczeni golkiperowie: Marcin Leszczyński i Marcin Marcinkowski nie przekonali sztabu i nie zostaną im zaproponowane przedłużenia kontaktów. Z klubem definitywnie pożegnał się również Dominik Pusek, który w II lidze rozegrał najwięcej spotkań.
Wraz z odejściem Puska możemy wspomnieć o tym, że Piotr Ćwik wraca do stołecznego Ursusa. W środku pola zabraknie też Piotr Kosiorowskiego, który w wyniku ciężkich urazów poważnie zastanawia się nad zakończeniem kariery.
Na razie pozostają tylko trzy niewiadome. W poniedziałek powinniśmy poznać losy piątki zawodników: Donatasa Nakrošiusa, Michała Oświęcimki, Bartosza Wiśniewskiego, Grzegorza Wojdygi i Rafała Zembrowskiego. Litwinem poważnie interesuje się I-ligowy MKS Kluczbork. Z „Cimkiem” i „Dragonem” zarząd nadal negocjuje warunki nowego kontraktu. Pozostałych dwóch, z naszych informacji, powinniśmy zobaczyć w barwach „Czarnych Koszul” w przyszłym sezonie w naszym zespole. Reszta niewymienionych podobno dogadała się z klubem.
Możliwe jest jednak, że w tak zwanym międzyczasie może pojawić się konkurencyjna, bardziej atrakcyjna oferta. Taki przypadek dostrzegamy w odniesieniu do Daniela Chorosia (myśli o nim Olimpia Grudziądz), Mateuszu Małku i Mariuszu Wierzbowskim.
Czy Oświęcimka nie jest czasami zbyt agresywny ? Może lepiej utrzymać Wierzbowskiego i Wiśniewskiego ? No i co z napadem? Na razie to będziemy grać jak Hiszpania bez napastnika
Oświęcimka gra z pełnym zaangażowaniem, ale nie zauważyłem, aby grał zbyt agresywnie czy brutalnie. Kartek o ile dobrze pamiętam dużo nie zbierał. Ten zawodnik musi pozostać w Polonii, choćby nie wiem co.
Dyzio w Emiratach – niezłe jaja 🙂
A co z Marczakiem i Szabatem? Nie grali w dwóch pierwszych sparingach.
No i czy można w ogóle liczyć, że przyjdzie ktoś nowy?
Macie dwóch testowanych Ciechańskiego i Bellę. Są dwaj lub trzej młodzieżowcy, których rozszyfrować się staramy…
Co to pytania o niektórych proponuję przeczytać fragment „Reszta niewymienionych podobno dogadała się z klubem” i zastanowić się o kim można mówić 😛
Myślałem, że chodziło wyłącznie o tych niewymienionych, którzy grali w sparingach.
Ponawiam pytanie kto będzie strzelał bramki?
byl nius wczesniej o posilkach z Grodziska, Strzałkowski i Jaroń nastrzelali kupe goli, wiec jesli sie o nich staramy i cos z tego wyjdzie to nie powinno byc najgorzej. wiem ze liga juz za chwile rusza, ale w naszej sytuacji raczej nie ma co liczyc na wielkie transfery i wielkie nazwiska. do konca okienka jeszcze dlugo i pewnie dopiero z czasem ktos bardziej ogarniety tu moze trafic jak sie nigdzie wyzej nie zalapie
Ja bym spróbował Kluskę na szpicy. Dobrze wychodzi do podań, w 2 lidze był naszym najlepszym strzelcem i na tej pozycji grał chyba w juniorach. Na skrzydle się marnuje, nie ma dryblingu ani dośrodkowania.
Zgadzam się z muchomorem, też bym spróbował Kluskę w ataku, tym bardziej, że skrzydłowy z niego słaby, za wolny, bez dryblingu. Ale strzelać potrafi, co udowodnił w minionym sezonie, więc może pora na nową pozycję?
ja bym bardzo chcial zeby wiecej minut w tym sezonie dostali Wierzba i Sauczek, zeby mogli w koncu pokazac na co ich stac i sie bardziej rozwinac. awans raczej nam nie grozi, wiec ograjmy te mlode talenty zeby w przyszlym sezonie mogli pociagnac ten wozek do wyzszej ligi. no i mam nadzieje ze trener Chrobak wyciagnie z kapelusza jakąś perelke, o ktorej nikt z nas nie slyszal do tej pory, a z ktorej wyrosnie gwiazda ligi(a co pomarzyc zawsze mozna 😀 )
Wczoraj komentator meczu z Widzewem podkreślił, że podoba mu się, jak gra Wierzbowski, że ma ciekawe zagrania, nie boi się dryblingu. Oby tylko nie próbowali go wyciągnąć 🙂 Szkoda, że ostatnio sezon w zasadzie ma zmarnowany (wiemy dlaczego, więc już nie trzeba pisać).
Jeśli skład wyglądałby tak jak obecnie pokazuje to zakładka Kadra i został uzupełniony Ciechańskim, Strzałkowskim, Jaroniem i juniorami czy też chłopakami z niższych lig to naprawdę nie meilibyśmy się czego wstydzić i walka o najwyższe cele wcale nie byłaby przesadą.
Czy faktycznie będzie tak kolorowo ze składem dowiemy się niedługo.
Ja powiem tak: jeżeli przyjdą Strzałkowski, Jaroń , zostanie Wojdyga i nawet Zembrowski to przeżyję nawet odejście Marczaka. Nie wiem kto ma być rozgrywającym (Kluska, Wierzbowski?). Chyba byśmy mieli dość młody skład co wróży nieco ryzyka ale i fantazji. W sam raz na sezon bez napinania się. Obym był dobrym prorokiem. Teraz tylko ustawić sensowne ceny karnetów i biletów. Pogodzić kibiców, wyrzucić Engelów (naprawdę) i kretów. Rozmarzyłem się …….
Dragon raczej odejdzie. Oby udało się zaciągnąć z Grodziska, bo ktoś te bramki musi strzelać 😉
Dragon, czyli kto ? Przepraszam, ale nie znam.
Dragon = Zembrowski
Nie wiedziałem, że go tak zwą. Jeśli on odejdzie to dobrze, aby został Choroś. Bo zacznie nam brakować stoperów.
Chichot historii: zacznie nam brakować stoperów 😀
Strzelać nie ma komu, bronić nie ma komu… a Wy nadal o awansie śnicie. Anoś Samobój na razie nie odbiera telefonu 😛
Ja bym jeszcze wyrzucił kilku kibiców mieszających i nawołujących do bojkotowania zamiast wspierania i będzie git
Ja bynajmniej nie śnię – ale przy zrównoważonym składzie i zarobkach, mądrym trenerze – możemy się bic o górne lokaty i mieć emocje.
Zgadzam się. Tym bardziej, że widzieliśmy Widzew w akcji.
Przy okazji – nie kojarzyłem kto to Dragon, a teraz Antoś Samobój 🙂 . Też nie kojarzę 🙂
Dawno, dawno temu, kiedy to Polonia Warszawa rosła była (pozornie?) w siłę, a Polonistom żyło się dostatnio, portal Duma Stolicy wydawał był w formie elektronicznej (*.pdf) periodyk kibicowski o nazwie – tu niespodzianka – „Duma Stolicy”. W numerze nr 25 z grudnia 2010 roku, pojawił się był tekst zdecydowanie za długi, jak na felieton, a zdecydowanie za krótki na powieść , a w nim Anonim Samobój (Anoś w zdrobniałej wersji).
Nie wiem, jak wrzucić tego pedeefa, ale po zeskanowaniu oceerem, wygląda on tak (przypominam – to nie sen – to grudzień Anno Domini 2010:
Święta za pasem…
Już szansonista Krawczyk Krzysztof śpiewa w hipermarketach kolędy, czem wywołuje w niewiastach niepohamowany odruch zakupny przedświąteczny, już Stary Rok odwieźli na OIOM, gdzie biedaczek dogorywa, już na sąsiedniej porodówce wody płodowe matce naturze odeszły i ukazuje sie główka 2011-ego noworodka… A mnie się czas ony kojarzy ze znanym z lat szczenięcych zapachem kubańskich pomarańczy (wymienianych niegdyś przed świętami – w ramach bratniej, socyalistycznej współpracy gospodarczej – na czołgi, w ilości kilogram czołgu za kilogram pomarańczy).
Koniec roku, to czas gorączkowych przygotowań do rozliczenia z wykonania zaplanowanych na mijający rok przedsięwzięć. Drzewiej, to planowano wszystko: plony buraka cukrowego, ilość nowych (za przeproszeniem) członków PZPR, a nawet wyniki sportowe zrzeszenia „Start” (spółdzielczość), czy też „LZS” (sport wiejski). Planowano też, ile w danym roku zamierza sie „rzucić” odkurzaczy Zelmer do sklepu MHD (Miejski Handel Detaliczny) w Ciechanowie, a ile płyt chodnikowych do sklepu GS (Gminna Spółdzielnia) „Samopomoc Chłopska” w Małkinii Górnej (co by kibice Legii mieli czym rzucać w kibiców innych klubów).
Gorzej było z realizacją planów. A to brak sznurka do snopowiązałek uniemożliwiał zebranie płodów rolnych, a to brak papieru toaletowego sprawiał, że człowiek pracy miast usiąść, gdzie trzeba i zrobić swoje, biegał do kiosku Ruchu w poszukiwaniu substytutu rzeczonego papieru. Na substytut najlepiej nadawał się dziennik Trybuna Ludu (periodyk Kraj Rad się nie nadawał, bo był wydawany na kredowym papierze). No i czas człek pracy tracił po próżnicy na poszukiwania kiosku Ruchu, a nim TL, miast harować dla dobra Ludowej Ojczyzny i plan roczny wykonywać, a nawet przekraczać.
Ale, do rzeczy. Co zaplanowano w Polonii na rok bieżący? O planie wieloletnim nie słyszałem, co dziwi mnie średnio, zważywszy na trudności z ustaleniem, czy w pięciolatce będzie u nas pracowało piętnastu, czy też może trzydziestu jeden trenerów. Skupmy się, więc na planie rocznym. Moim zdaniem, finezyjny, to on specjalnie nie był. Generalnie, składał się z dwóch rozdziałów: 1) na wiosnę nie spaść; 2) na jesieni liderować. I co wyszło z tego planu, firmowanego i finansowanego przez enfant terrible polskiego futbolu, człeka z ułańską fantazją, grubym portfelem i cienkimi nerwami – przesympatycznego Pana Józefa?
Rok temu, jak to przed świętami, posiadacz wypchanego portfela i dziesiątek kart płatniczych z pokryciem, udał się na zakupy. Nabył sobie drogą zakupu dwóch lewych (z uwagi na nogę dominującą), jednego lewego (z uwagi na umiejętności) oraz hiszpańskie super „ciacho” (jak twierdzą Polonistki).
Myśl trenerska trafiła (niestety) na nierówny grunt płyty stadionu przy Konwiktorskiej. Hiszpańskie metody najlepiej przyswajał Mierzej, a i Dyzio jakby lepiej, niż inni, rozumiał trenera. Nic dziwnego. Angielskiego się chłopak nauczył, ze wspomnianym „ciachem” zakolegował, to i tenże Andreu mógł mu filozofię trenera z hiszpańskiego na łamaną angielszczyznę przełożyć, co Dyzio z mozołem przekładał na polski, a następnie na boisko. Brzytwa był ostry, jak trza (dopiero na jesieni stępiał). Garnek tak, jak był jeźdźcem bez głowy (na obraz i podobieństwo naszego byłego ulubieńca, handlarza materiałami fryzjerskimi), tak do dziś jest. Równie dobrze może owy gracz okiwać pięciu ogórków z rzędu i walnąć nie do obrony, jak i krzywdę sobie uczynić okrutną, przewracając się, jak długi na piłce. Andrzejek miał kłopoty z przystosowaniem się do polskiego wytworu greenkeeperskiego kunsztu ogrodnika ze stajni wosir-u, ale – jak sie już przystosował – to tak psiknął był bramkarzowi znad kanałku muchozolem, że ten ani drgnął i… mieliśmy największą wiosenną radość.
Radość została wkrótce nieco zmącona nieostrożnością trenejro, któren nie wziął pod uwagę, iż w Polsce są telefony, przez które nie wolno chuchać, bo przenoszą światłowodami odór piwska, wińska, a nawet wódy. No i chuchnął nieostrożnie, niebożę – i za karę musiał potem w zimowej scenerii, owinięty odwróconym łęciną do dołu szalikiem, w meczu z Juventusem Turyn w Lidze Europejskiej Lecha prowadzić, taka go krzywda spotkała.
Latem sie koniunktura polepszyła (w branży budowlanej), a i odór piwska ze słuchawki telefonicznej sie nadal roznosił (ale ten Bask ma chuchaaa!), to i nowe pomysły niezaplanowane się rozmnażały, jak króliki. Czego, to u nasz nie było!!!
Zatrudnienie myśliwego do odstrzeliwania byka (jakby nie można było zatrudnić matadora, co go zadźga z godnością), parszywa dwunastka gniewnych ludzi, udających dwunastu apostołów, a w istocie rzeczy nakłuwająca, co i rusz rzeczonego byka (jakby nie można było zatrudnić pikadora), wizyty „gospodarskie” w szatni z przysłowiową „czerwoną płachtą” (jakby nie można zatrudnić kapeadora). Bo robotę banderillero względem byczego trenejro wykonywali z wdziękiem hipopotama tańczącego Jezioro Łabędzie, niektórzy kibice-internauci.
Było też uroczyste otwarcie klubu Kokosa, krótkoterminowy szlaban na pobory pracowników, od Jego Ekscelencji Józefa Oleksego, po Bogu ducha winną panią sprzątającą (nie wiem jak było z Jego Szarą Eminencją Antonim Slotem), wykorzystywanie schodów kamiennych, bynajmniej nie do rewii, lecz do treningu piłkarskiego ekstra(za przeproszeniem)klasowego, zawodnika bezklasowego.
Zakupy były tyż. I to jakie! Trzech muszkieterów – nie, nie z Paryża, jeno z Bełchatowa (D’Artagnan z Hrubieszowa nie przybył, bo stchórzył – zapewne dlatego, że on z Wyżyny Wołyńskiej, a nie z Gaskonii), gwiazda z kawala, Abdul nie arabski, ale też, niczem szejk, jak na polskie warunki i wiek szczenięcy, obrzydliwie wzbogacony. W dodatku Sadlok z Nowakiem w zamrażarce. Niestety, Nowaka położyli za daleko od rur chłodzących i zaczął sie rozkładać. Sadlik na właściwej półce, to i świetnie się zachował. W styczniu do odmrożenia – i prawidłowo: zimą go można na balkon wystawić (się nie zepsuje), a zamrażarkę przygotować pod Wołąkiewicza.
No i ta przeciwwaga dla Oleksego Józefa… Nasz ukochany przywódca, widząc, iż jowialny, dobroduszny prawy Polak i socjalista (Boże broń – nie komunista, przecie), były ministrant, a następnie ateista, wywołuje wśród niektórych przedstawicieli polonijnej gawiedzi widokiem swej poczciwej fizjonomii na „trybunie dla VIP-ów” (póki, co bez podgrzewanych, lotniczych foteli) zwierzęce instynkty, zdecydował, że ogarek (właściwie, to ogar) już ma, to se dokupi świeczkę. No i kupił Jezusa, a co?
Jezus z razu grał bosko. Strzelał ważne bramy, ale sie okazało, że po ukatrupieniu byka przez myśliwego przy pomocy dwunastu naganiaczy i kilku psów myśliwskich, nie ma z kim porozmawiać w sztabie szkoleniowym. Myśliwy lubi po francusku, a Jezus, może i lubi, ale nie gadać (o ślumokach myślę, winniczkach, o żabich udkach i o pasztecie z torturowanych gęsi, no – bez skojarzeń). I sie okazało, że on stał się leniwy, bo nikt go po portugalsku opieprzyć nie umiał. Mógłby go Sarvas opieprzyć, ale widocznie odmłodniał, bo go na odcinek Młodej Ekstraklasy skierowali. Jak go wbili na pala to, będąc w czyśćcu, nie miał z Jezusem kontaktu. A tak w ogóle, to ten Marcelo se kupił nowe trampkokorki i chciał je wypróbować, ale mu myśliwy nie dał pograć, to sie wnerwił, bo mu sie okres gwarancyjny na te trampkokorki kończył, a one jeszcze nie tknięte. To przelało czarę goryczy. Zdecydował się odpłynąć na krze wiślanej w kierunku morza, no i odpłynął, w żółto-niebieską dal…
Inaczej, niż Kokos. Ten już wypróbował nowe trampkokorki w meczu z Juvenesem Dogana (ile to już lat, bo nie pamiętam?), to na cholerę miało mu się chcieć grać? Żeby go ktoś kopnął? Schody na trybunie głównej ładnie odśnieżone, sie chłop nie ślizgał podczas treningu. Kasiora z kontraktu życia na konto wpływała. Litościwy menago od czasu do czasu podszeptywał przy koniaczku znajomemu dziennikarzowi, co by sirotę kopacza wziął pod opiekę medialną, a jelenia płacącego mu za nic – pod pręgierz (za przeproszeniem) publicznej opinii wystawił. Widocznie menago z dziennikarzem przesadzili z tym koniaczkiem, bo się dziennikarz sam przyznał w felietonie, że o mało, co z krzesła nie spadł (się musiał nawaliiiić…). I co, Kokos miał rzucić te kokosy dla przyjemności gry na najsłynniejszym w świecie (z powodu paradnego „sektora dla gości”, oczywiście) stadionie pruszkowskiego Znicza?
Pozostałe zakupy, to jeden, przeogromny potencjał. Największy, to drzemie i drzemie i drzemie w ziomalu Kiełbowicza Tomasza – Nowaku Goliacie (eee…, nie – Dejwidzie). Jakaż szkoda, że w chwili przebudzenia (bo ona nadejść musi) nie będzie już przy Dejwidzie wujka Józia…
Odnoszę jednak wrażenie, iż ta energia potencjalna wszystkich naszych tegorocznych zakupów, za cholerę sie nie chciała zamieniać w energię kinetyczną. Może, jakiego fizyka zatrudnić na trenera?
No i te rekordy. Najdrożej kupiony piłkarz (Sobiech), najlepiej opłacany piłkarz (Smolarek), najgłupiej wydane pieniądze (kontrakt Nowaka), najmądrzej odzyskane pieniądze (zerwany kontrakt Nowaka). Do tego największe nadzieje i największe rozczarowania…
Raz się udało coś trafić w dychę! Zatrudnienie Radka Majdana (celebryty), na stanowisku celebryty, to był majstersztyk. Ten gość nadaje się do komentowania meczu, do rozmowy na każdy temat, na okładkę magazynu dla pań i do promowania Polonii w przedszkolach. Nigdzie wstydu Polonii nie przyniesie (jak coponiektórzy), a i sam się świetnie promuje. Jeszcze nam do polityki pójdzie, bo wygadana bestia, że mógłby w szranki z europosłem Cymańskim, posłem Kaliszem, czy nawet Palikotem stawać, bez strachu, że usieczon przez nich będzie. Brawo!
Wisienka na torcie z inicjałami JWC, też była. Media były zalane powodzią informacji na temat klubu, firmy oraz ich właściciela, albo, jak kto woli: właściciela oraz jego klubu i firmy. Wrzucając w przeglądarkę internetową gugle, czy inne jehuuuu hasła: „Józef Wojciechowski”, „Polonia Warszawa”, „JW Construction”, „Dawid Nowak”, można się było zagłębić w lekturze na kilka godzin. Ogromne pieniądze, jakie pan Wojciechowski wydaje na Polonię, to mały pikuś (pardon – pan Pikuś), wobec kwot, które musiałby on wydać, aby móc się pojawiać w poczytnych, oglądalnych i słuchalnych mediach, niemalże codziennie.
Na koniec – stracone złudzenia… Stadion. Dziwię się włodarzom miasta, że aż tak perfidnie wykańczają nasz klub. Każdą sprawę można załatwić zgodnie z prawem. Trzeba, jednakowoż chcieć. A ratusz potrafi chcieć rozwiązać problem (nie, postąpić wbrew prawu – poszukać rozwiązania zgodnego z prawem), a nawet naciągnąć przepisy, niczem gumę od majtek, wyłącznie wówczas, gdy dotyczy to Legii. Na Polonii nie można było wymienić murawy na koszt właściciela (można było), nie można było, nawet rozważać przygotowanych projektów zagospodarowania terenu na K6, bo wojewoda nie pozwoli (wojewoda zaprzeczył!!!!). Można było jedynie zdjąć buty, rozwinąć dywanik i bić weń łbem w pokłonach, hołd składając w podzięce za wsiewy dogłębne, ścięcie drzewa w sektorze gości oraz system identyfikacyji czternastu tysięcy gęb kibicowskich na stadionie mieszczącym 7 tysięcy dup. I o co tu sie rozchodzi?
W dodatku utrzymywanie kibica Legii na stanowisku zarządcy Polonii, to czysta złośliwość. Pan szanowny Kopaniak ma tyle rozlicznych zalet, że mógłby kierować czymkolwiek, ku chwale ratusza, Platformy Obywatelskiej oraz koncernu ITI. Na jego stanowisku potrzeba młodego, prężnego menedżera, który nikomu nie kibicuje, a już na pewno nie Legii. Po panu szanownym Kopaniaku, pozostaną (bo, przecież ktoś go wreszcie kiedyś awansuje na wyższe stanowisko, przesunie na inny „odcinek”, albo przepędzi „na cztery wiatry”) jeno Strawberry Arena, a wokół sportowe zgliszcza. I to nie tylko Polonii…
I jeszcze jedno. Za Zielińskiego mieliśmy w składzie znakomitego napastnika – Anonima Samobója – który o mało, co królem strzelców nie został. Sędziowie czasami podyktowali dla nas karnego z kapelusza… A w roku dogorywającym? Jeden karny, tak ewidentny, że aż się sędzia zastanawiał, czy jest sens go gwizdać! Anoś Samobój strzelił pięć goli, ale nam. A powinno się liczyć siedem, bo Przyro z Bytomiem i Michał z Bełchatowem, to sobie sami te piły do bramki wrzucili. Dla nas Anoś nic nie strzelił, co i nie dziwota, bośmy go oddali za darmoche, to teraz mamy…
A ile goli strzeliliśmy pomiędzy 1-5., 40-45., 46-50., 85-90. minutami meczów ligowych, rozegranych w przenoszącym sie na łono Abrahama Starym Roku? Cztery, z tego jedynie dwie (Jezus z Legią i Abdul z Bytomiem) miały wpływ na zdobyte w ich wyniku punkty. Ile goli, w tych samych przedziałach czasowych, zdobyły na nas siły wraże? Trzy w 1-5 min., trzy w 40-45 min., sześć w 85-90 (i w przedłużonym czasie gry)! A gdyby do tego dołączyć drugą bramę Nowaka, ustrzeloną w 6. min., to łącznie będzie 13 sztuk!!! I zdecydowana większość kosztowała nas punkty!
I sie zastanawiam, czy psychologa naszym brakło, psychiatry, czy ekonoma z batem, który byłby wykorzystywany do łojenia tych okolic piłkarskiego ciała, w których koszulka przechodzi niepostrzeżenie w spodenki?
Bo przecież mogła się zdarzyć awaria zegara podczas meczu na K6? I mogło się zdarzyć, że:
– kibic Polonii sie spóźnił na ten mecz 5 minut?
– wyszedł 5 minut przed przerwą sie wysikać (co, by w przerwie w kolejkach do toytoy-ów nie stać)?
– potem czekał w kolejce za kiełbasą do 5 minuty po przerwie, przez ramię na murawę nie spoglądając (jak sie zachciało sikać, zamiast wytrzymać i zrobić w domowem zaciszu, to nic dziwnego, że trza za kiełbasą swoje odstać, ni ma letko)?
– wyszedł ze stadionu 5 minut przed końcem meczu, co by sie w korkach ulicznych pomeczowych nie przepychać?
– akurat znajomych nie spotkał i z nikim na stadionie nie rozmawiał?
– po powrocie do domu, na złośliwe pytanie małżonki: „Co, znowu pół niedzieli straciłeś i wam tyłek złoili?”, mógł odpowiedzieć z sumieniem czystym: „A nie, kochanie! zremisowaliśmy 0:0!”?
No i jak on by wyglądał w oczach koleżanki małżonki po takim wiście, gdyby w tem czasie z radia popłynął głos lektora: „…przed chwilą zakończył się mecz pomiędzy Polonią Warszawa a Stalówką Wola, w którym Polonia poniosła klęskę 0:4. Łupem bramkowym podzielili się Jan Pipsztycki w pierwszej, czterdziestej piątej i czterdziestej siódmej minucie oraz debiutujący w ekstraklasie Klaudiusz Rzymski w dziewięćdziesiątej piątej…”?
Eee, tam – jeszcze by kobiecie pod trwałą ondulacją durna myśl zakiełkowała: „…u jakiejś lafiryndy przebywał jełop, nie na meczu…” – i co wówczas, wtenczas?!
*
Po wychyleniu kielonka płynu z bąbelkami w noc sylwestrową, zadumam się przez chwilę nad tym, co też nam zaplanują, a następnie zaserwują przez następne 365 dni „wszyscy nasi (podopieczni)”? Będzie lepiej, czy lepiej już było? Jedno pewne jest: nudzić się nie będziem (nie z Polonią)…
Kibicom Czarnych Koszul, zarówno tym statecznym, jak i sowizdrzałom, oprócz zdrowia i szczęścia rodzinnego, życzę w Nowym Roku dużo gumy do żucia Orbit (co by żując ją, przynajmniej w ustach obniżyć współczynnik peHa w miłości do Polonii), a także przyjaznej, profesjonalnej bufetowej (przynajmniej w ulubionym lokalu).
Jeśli ktoś oglądał baraże do 3 ligi to powinien zauważyć , że ściągnięcie Jaronia było by błędem.
W pierwszym meczu Czapa i Pindor skutecznie wyłączyli go z gry, w drugim meczu Pindor do spółki z Dzwigałą. Z Grodziska tylko Krajewski wykazywał chęć do walki o korzystny wynik, a w Sulejówku walczakiem podobnym do Cimka był Pindor. Może wiec pomyśleć o ściągnięciu wychowanków ?