Dzisiejsza „Gazeta Wyborcza” informuje o problemach finansowych „Czarnych Koszul”. Na K6 na razie nie widać nowego sponsora tytularnego. Według „GW” główne finansowanie klubu odbywa się z emisji akcji.
Według stołecznego dziennika głównymi udziałowcami klubu są m.in. arystokratka, która ma roszczenia do kilku warszawskich nieruchomości, i reprezentujący ją prawnik zasiadający we władzach niewielkiej spółki deweloperskiej. – Nie mogę tego potwierdzić, nie mam takich kompetencji – mówi prezes Polonii Jerzy Engel.
W poprzednim sezonie Polonia mogła liczyć na wsparcie firmy EToto oraz Signum. Wsparcie finansowe pomogło polonistom w wywalczeniu awansu do II ligi. Obecnie „Duma Stolicy” nie może liczyć na takie wsparcie… Koszty utrzymania drużyny przewyższają 75 tys. zł miesięcznie. Sztab szkoleniowy będzie musiał poważnie rozważyć wzmocnienia, gdyż po rundzie jesiennej ich podopieczni są w strefie spadkowej.
„Gazeta” zdradza dlaczego na przodzie koszulki nie ma reklam sponsorskich. Przód trykotu piłkarzy jest niezagospodarowany oficjalnie z dwóch powodów. Po pierwsze, nikt nie był w stanie spełnić wysokich żądań finansowych klubu, po drugie, działacze chcą tam umieścić nazwę inwestora, który wybuduje stadion. A z jego ogłoszeniem czekają, aż miasto podpisze wieloletnią umowę dzierżawy terenów przy Konwiktorskiej. Taki dokument mógłby być podstawą znalezienia firm, które wyłożą pieniądze na klub w zamian za możliwość inwestowania w nieruchomości obok stadionu – czytamy w „Wyborczej”.
„GW” ujawnia też kilka szczegółów dotyczących negocjacji Polonii z władzami miejskimi. Samorządowcy mają według dziennika poważne obiekcje przed dzierżawą pod budową nowego obiektu. – Jako wojewoda przekazałem miastu teren Polonii. Teraz się niepokoję, czy nie zostanie pokawałkowany i stracony dla sportu – mówił w sobotę na zjeździe warszawskiej PO Jacek Kozłowski, były wojewoda mazowiecki.
Budowa stadionu jest kluczowa dla Polonii. Kibice najstarszego klubu stolicy od początku kadencji PO w m.st. Warszawa są przekonywani, że nowy obiekt powstanie. Niestety od czasu deklaracji Hanny Gronkiewicz-Waltz niewiele się zmieniło. Kilka lat temu mówiło się o publicznej inwestycji. W ostatnim czasie próbowano w ratuszu przeforsować prywatne inicjatywy Józefa Wojciechowskiego i spółki zawiązanej dwa lata temu. Gorąco liczymy, że stadion, na który poloniści czekają od wielu lat powstanie.
Oczywiście, że władze mają obiekcje. Trudno, żeby ich nie miały, skoro klub zachowuje się jak dziecko. Normalna procedura jest taka:
1. Jeśli nie ma Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, trzeba uzyskać Warunki Zabudowy i Zagospodarowania Terenu. Zarówno MPZP, jak i WZiZT to dokumenty regulujące podstawowe parametry zabudowy danego terenu (m. in. wysokość i intensywność zabudowy, kształt pierzei, ilość powierzchni biologicznie czynnej, rozwiązania komunikacyjne, a nawet niektóre detale). Każdy z tych dokumentów wymaga uprzedniego uzgodnienia z konserwatorem budynków, w odpowiedniej formie prawnej. Dodatkowo WZiZT wymagają opracowania koncepcji architektonicznej, która jest załącznikiem do dokumentu.
2. Trzeba opracować projekt architektoniczny i uzyskać pozwolenie na budowę. Żeby to było możliwe, niezbędne jest dysponowanie gruntem na cele budowlane, czyli co najmniej wieloletnia umowa dzierżawy.
Jak łatwo się domyślić, właściwym momentem na podpisanie umowy dzierżawy jest ten pomiędzy uzyskaniem WZiZT (na naszym terenie nie ma planu miejscowego, co akurat jest korzystne, bo można dość elastycznie negocjować konkretne rozwiązania), a wystąpieniem o pozwolenie na budowę. Niestety, klub do tej pory nie dostał WZiZT. Nic też nie wskazuje na to, żeby poczynione zostały jakieś uzgodnienia (w odpowiedniej formie prawnej, która wiązałaby urząd przyrzeczeniem administracyjnym) z konserwatorem. Nie ma też chyba uzgodnień komunikacyjnych. Nic nie wiadomo o podjęciu działań dla uzyskania decyzji środowiskowych. Nie ma żadnej wiedzy o badaniach gruntu (a jest to grunt trudny – leżący na skarpie, z możliwymi niespodziankami archeologicznymi i geologicznymi).
Jest więcej niż pewne, że miasto zachowywałoby się inaczej, gdyby potencjalny inwestor (czytaj: klub) zachowywał się normalnie, czyli stworzył koncepcję, wystąpił o uzgodnienia i następnie o WZiZT. Miasto wiedziałoby, co klub chce zbudować, a do umowy dzierżawy można byłoby wpisać zarówno terminy działań inwestora, jak i warunek, że muszą być zgodne z wydanym WZiZt pod rygorem wygaśnięcia (wypowiedzenia) umowy. Można wpisać tzw. siódemki, czyli rygor bezsądowej egzekucji z umowy z art. 777 kpc, co zabezpieczałoby miasto przed niezgodnymi z zapisami umowy działaniami klubu.
Można wszystko zrobić jak cywilizowani ludzie, a wtedy odbywa się to szybciej, spokojniej i sprawniej. Ale po co, prawda? Czyż nie lepiej zachowywać się jak dzieci i opowiadać, że już za chwileczkę, już za momencik…
Jeśli klub nie zmieni swojego postępowania, miasto nie podpisze z nim na piękne oczy żadnej dzierżawy. I niech prezes nie opowiada, że to złe miasto jest wszystkiemu winne. Urzędnicy odpowiadają za gigantyczny majątek i musieliby być idiotami, żeby podpisać umowę dzierżawy nie mając gwarancji, co na tym gruncie powstanie. To byłby kryminał.