Mimo pesymistycznych nastrojów, jakie z pewnością panowały wśród kibiców i sympatyków „Czarnych Koszul” tuż przed meczem na szczycie naszej ligowej ekstraklasy, zespołowi trenera Piotra Stokowca udało się wywieźć komplet punktów ze stadionu przy Bułgarskiej.Przed pierwszym gwizdkiem sędziego Pawła Gila z Lublina, wczorajsze spotkanie można było zaliczyć do tych z gatunku „mission impossible”. Wyczynowi drużyny Polonii, którego dokonała mimo niesprzyjających warunków w klubie i braku przychylności większości mass mediów, szczególną uwagę poświęca dzisiejsze wydanie „Przeglądu Sportowego”:
Inny by się załamał, wywiesił białą flagę, albo przynajmniej wygarnął szefowi, co o nim myśli. Szefa trzeba szanować, ale akurat Stokowca wszyscy by zrozumieli, bo co to za szef, który chaotycznie pozbywa się co lepszych piłkarzy. Ale Stokowiec zazwyczaj milczy. Tylko czasami coś rzuci, chwilkę ponarzeka, po czym znowu wraca do swojej pracy. „I love this game!” – jak powiedział reporterce Canal+ po jesiennym zwycięskim meczu z Widzewem (3:1), w którym prowadził Polonię po raz pierwszy w sezonie. To zakochanie w futbolu musi być ważną motywacją w życiu trenera, skoro przy Konwiktorskiej przetrwał takiego despotę jak Józef Wojciechowski i teraz z zaciśniętymi zębami toleruje destrukcyjne działania nowego właściciela.Wczoraj przy Bułgarskiej z coraz większym trudem klecona drużyna Stokowca znowu błysnęła. To Lech miał od początku atakować i strzelać gole, ale szybko okazało się, że niedawna wygrana z Ruchem 4:0 była niczym naciągany slogan marketingowy, który w prawdziwym świecie niewiele znaczy. „PS” porównuje wczorajsze spotkanie do wojennej bitwy: Polonia nie bała się wojny, podjęła walkę na twardych warunkach i z zadziwiającą łatwością szybko uzyskała zakładane efekty. Lech był jak dobrze wyposażone regularne wojsko, które natknęło się na desperacki opór grupy ambitnych i doskonale przygotowanych do walki przez swojego dowódcę partyzantów. No i wojsko tę potyczkę przegrało. Takie historie się zdarzają.
Podczas konferencji prasowej pomeczowych analiz dokonali obaj trenerzy:
Piotr Stokowiec (trener Polonii Warszawa): Cieszę się przede wszystkim z wyniku, ale też z gry i konsekwentnie realizowanej taktyki. Być może z boku wyglądało na to, że zaparkowaliśmy autobus, ale była to przemyślana strategia i właśnie tak chcieliśmy grać. W Poznaniu wszyscy byli pochłonięci walką z Legią i zapomnieli, że w Warszawie istnieje drugi klub, więc ładnie się przypomnieliśmy. Stworzyliśmy dzisiaj drużynę. Sam jestem zdziwiony, że w tak krótkim okresie czasu zaczęło to tak fajnie funkcjonować. Nie chcę przypisywać sobie zasług, bo brawa należą się zawodnikom, którzy potrafili stworzyć dzisiaj zespół. Zaznaczam: dzisiaj, bo za tydzień nie będziemy rozgrywali łatwego meczu. Mimo zwycięstwa jesteśmy przecież w tym samym miejscu. Cieszę się, bo zawiązała się grupa chłopaków, którzy chcą coś razem zrobić. Nie męczymy siebie nawzajem, tylko codziennie przychodzimy z uśmiechem do pracy. Jednocześnie trener „Czarnych Koszul” stara się ostudzić emocje – Nie zdobyliśmy mistrzostwa świata, spokojnie. To tylko mecz z Lechem Poznań. Oczywiście to niespodzianka, bo jeżeli odchodzi sześciu zawodników z podstawowego składu, osiągnięcie takiego wyniku graniczy z cudem.
Mariusz Rumak (trener Lecha Poznań): W pierwszej połowie wyszliśmy trzema napastnikami i nie było tego widać, bo nie mogliśmy stworzyć klarownych sytuacji. Pierwsza część spotkania nie układała się po naszej myśli. Tak jak się spodziewałem: Polonia się cofnęła, czekała na kontratak i jeden z nich skończył się bramką. W drugiej połowie zagraliśmy zdecydowanie lepiej, stwarzaliśmy sytuacje, ale bramki na Bułgarskiej są dla nas zaczarowane. Polonia od początku wyszła piątką obrońców, miała bardzo wysokich zawodników przed bramką. My nie jesteśmy i nie będziemy Barceloną, a nawet Barcelona miałaby problemy z takimi zasiekami, jakie stworzyła dzisiaj Polonia. My sytuacje stworzyliśmy – sam Rafał Murawski oddał pięć czy siedem strzałów, ale trzeba zdobyć bramkę. Nie dziwię się kibicom, którzy nas wygwizdali. Mieli klaskać? Musimy wziąć się do roboty.
Na koniec naszym wspaniałym piłkarzom i trenerowi, którzy pokazali wolę walki w ostatnim spotkaniu, życzymy powodzenia w meczu z krakowską Wisłą.
To nie rumak, to jakaś chabeta pyrami pędzona.
Prośba od Akcji Kibic!
Głosujemy tutaj:
http://www.t-mobile-trendy.pl/t-mobile_ekstraklasa,fanzone.html
Polonia i PARTYZANCI ?…..fajne porównanie:)….jest szansa ze za tydzień możemy być przed legią 🙂
…..ale by było:)))…jaka mina JW? i Króla?
…”nie męczymy się nawzajem, tylko codziennie przychodzimy do pracy z usmiechem”…
……………nic do dodania (naprawdę)
Brawo Stoki ! Żeby tylko starczyło Ci determinacji. Trzymam kciuki.
A teraz to kanalarze się nas boją 🙂 !
To lekcja dla nas wszystkich. Skupmy się na trenerze. W polskiej lidze nie trzeba być Messim, żeby dawać sobie radę, i to nie jeden Messi wygrywa mecze, tylko zespół. Tym kto robi zespół (czasem zespół mimo wszystko, jak u nas) z grupy piłkarzy, jest trener. Mamy u siebie Fergusona i nośmy go na rękach. Poważnie.
bromberg – święte słowa. Przykładem Fornalik, który z Ruchem robił w lidze co chciał. Gdy go zabrakło, niemal ten sam skład balansuje na granicy strefy spadkowej.
Stokowiec jest naszym Fergusonem. Tak bardzo widać teraz, że miał staże w ligach angielskich… I widać, jak wiele z tych staży wyniósł.
Wg mnie Stoki wygrywając z lechem z tym składem osiągnął Mistrzostwo Świata
Dobrze, że Stokowiec, to już „duży chłopak”, bo by mu się mogło we łbie poprzewracać od tych pochwał. One się należą, jak psu zupa, ale pamiętajmy, że ta drużyna nie będzie tylko wygrywać. Bądźmy z nim i z chłopakami również wówczas, gdy coś nie wyjdzie (oby, jak najpóźniej).
Teraz akcja Wisła (Bogucki zaczął strzelać). Tylko nie jedźmy po Małeckim, bo jeszcze i on się wzbudzi, jak nie przymierzając, szczur nie kapitan i coś nam walnie. Lepiej zdzierać głos za naszych.