Po serii pozornie łatwiejszych meczów z drużynami z drugiej połówki tabeli weszliśmy w konfrontacje z przeciwnikiem z czołówki, Radomiakiem, w dodatku na jego terenie. Mecz ten miał pokazać czy lekki optymizm po ostatnim spotkaniu z Siarką miał uzasadnienie.
Kiedy zobaczyłem wyjściową jedenastkę pomyślałem, że może być ciekawie. Powrót Marcina Bochenka na bok obrony. Od pierwszej minuty ci, których chwalono, a więc Michał Oświęcimka i Aleksander Tomaszewski. Poza tym wszyscy mocniejsi, z kolejnym startem Mariusza Marczaka na ławce.
Początkowe minuty meczu zapowiadały nadspodziewanie wyrównaną walkę, jakby nie patrzeć z drużyną wyraźnie aspirującą do awansu. W 17 minucie mogło się wydawać, że dopadł nas pech ostatnich meczów. Sędzia chyba zbyt pochopnie podyktował przeciwko nam rzut karny, po rzekomym faulu Karola Woracha. Wydawało się, że na karnego to zajście nie zasługiwało, tego samego zdania byli sprawozdawcy telewizyjni. Ale karny został podyktowany i do piłki podszedł jeden z radomskich ciemnoskórych, Matthieu Bemba. Podszedł i huknął mocno ponad bramką. Tego było dla niego chyba zbyt dużo, bo chwilę później obnażył ogrom swojej frustracji kopiąc Cimka w głowę. Sędzia zanim podbiegł do miejsca zdarzenia miał już dla naszego niefortunnego przeciwnika przygotowaną czerwona kartkę. I tak oto Radomiak zamiast w 22 minucie prowadzić z nami miał nadal wynik bezbramkowy, za to pozostałe ponad 70 minut musiał grać w dziesiątkę. Nasi próbowali to wykorzystać, choć gospodarze wcale nie kwapili się do oddania pola i próbowali groźnych kontrataków. Po jednym z nich ich pozostały na boisku ciemnoskóry, Chinonso Agu, bardzo bliski był zdobycia bramki, lecz spudłował w doskonałej sytuacji. Niestety niebawem ponieśliśmy ciężką stratę. Dobrze grający Olek Tomaszewski został sfaulowany i nabawił się kontuzji, po której musiał opuścić murawę. Wszedł za niego Manolo. Z dużym animuszem i chęcią do gry. Wyglądało na to, że osiągamy przewagę. Połowa dobiegała końca i na koniec doliczonych minut gospodarze mieli rzut rożny. W sumie robili wszystko aby było to już ostatnie zagranie w tej części gry. I było, tyle, że Worach nie upilnował gracza miejscowych i mogli się oni cieszyć z niespodziewanego, w tej sytuacji, daru losu, schodząc do szatni z prowadzeniem.
W II odsłonie liczyliśmy na zdecydowany napór Polonii, bo co jak co, ale gonić wynik to nasza specjalność. I nawet tak mogło się wydawać, a w 56 minucie, po główce Daniela Chorosia, mogło dojść do wyrównania. Bramkarz nie drgnął nawet, niestety piłka poszła obok słupka. Zaczęły się zmiany. Za Michała Zapaśnika, chyba lekko utykającego, pojawił się Mateusz Małek i on nas wybronił przed utratą drugiej bramki po kolejnej kontrze Radomia. Później za Marcina Kluskę pojawił się Bartosz Wiśniewski, wreszcie za Chorosia, dawno nieoglądany Bazyli Kokot. Nie zmieniło to obrazu gry. A był to w II połowie obraz nadzwyczaj smutny. Zamiast przewidywanego permanentnego naporu na bramkę Radomiaka byliśmy świadkami niemrawego rozgrywania w środkowej strefie boiska, przy zdecydowanej przewadze podań do tyłu lub, co najwyżej, w bok w stosunku do prób zagrań do przodu. Jeśli już takowe próby miały miejsce, kończyły się podaniami do przeciwników lub nie wiadomo do kogo, zwłaszcza, że nasi gracze formacji ofensywnych zaczęli dziwnie znikać za plecami obrońców. Przewaga jednego zawodnika ani przez moment nie była zauważalna. Nie dość tego – około 75 minuty nastąpiło wręcz oblężenie naszej bramki, a nasi nie potrafili wyswobodzić się spod presji inaczej niż faulując. Gospodarze, wyraźnie usatysfakcjonowani wynikiem, chętnie grali pod faul, mocno i długo cierpiąc po każdym popchnięciu, a czas nieubłaganie płynął… W tej sytuacji wydawać się mogło, że jedynym remedium mają być próby przerzutów piłki górą do Małka, chłopaka walecznego, lecz nie imponującego przesadnie dużym wzrostem. Naszych zaczęła ogarniać coraz większa frustracja, co skutkowało kolejnymi żółtymi kartkami, które złapali najpierw Fabian Pawela, a później, na sam już koniec, Donek Nakrošius. Sytuacji z szansami na wyrównanie praktycznie w tej części gry nie mieliśmy w nadmiarze, a chyba jedyną zmarnował, po niezłym zagraniu ze skrzydła Grzesia Wojdygi, wspomniany Pawela pudłując w dogodnej pozycji. Na dokładkę w końcówce zgasł próbujący coś grać Manolo i ciężar rozegrania zaczął spoczywać na barkach Karola, Cimka i Bazyla. Ciekawa konstelacja rozgrywających, ale skoro innych nie stało….
Sędzia, po podyktowaniu tego karnego na początku meczu, wydawał się nawet do nas przychylnie nastawiony i nawet dał nam ekstra szansę doliczając do II połowy aż 7 minut. Tylko, że my już wtedy nic nie graliśmy.
Myślę, że po optymistycznych nastrojach dużej części naszych kibiców po meczu z Siarką dziś specjalnie dużo nie zostało. Ja osobiście wierzyłem w ambitną walkę naszych przez cały mecz, a nawet w coś więcej niż remis. Po pierwszych dwudziestu minutach spotkania byłem dziś o tym wręcz przekonany. Tymczasem spotkał mnie, i z pewnością innych naszych zwolenników, potężny zawód. Nie tyle nawet samym wynikiem, lecz raczej sposobem gry w jaki do niego doszło. Radomiak jawił się jako drużyna lepiej ograna, wiedząca co chce osiągnąć, świadoma swoich możliwości, potrafiąca wykorzystać w cwaniacki sposób podawane im przez naszych możliwości. Nasza słabość została dziś mocno obnażona, co raczej nie napawa optymizmem przed kolejnymi konfrontacjami.
A co powiemy o poszczególnych graczach i formacjach?
Bramka. Dominik Pusek nie miał dziś nic do roboty. Naprawdę! Nic! Przy karnym nie musiał interweniować, a przy bramce był zupełnie bez szans. Innego zagrożenia już nie było.
Obrona. I co tu napisać? Średnio absorbowani i w związku z tym dający sobie radę, z jedną obcinką przy bramce. Sam nie wiem. Na plus może Grzesio, chyba najchętniej idący do przodu i próbujący coś zagrać.
Pomoc. Olek był naprawdę dobry do momentu kontuzji – jego brak to wielka strata. Oby uraz nie był zbyt poważny. Przy nim coś się działo. Manolo dobrze nawet zaczął, ale gasł z minuty na minutę. Specjalnego zagrożenia pod bramka Radomiaka nie sprokurował. Cimek, jak zwykle – człowiek walki, taki, który nawet kopnięty w głowę za chwile będzie biegał i wydzierał piłkę przeciwnikom. Niestety w konstrukcji gry już tak dobry nie jest, a taka była dziś potrzeba. Marcin Kluska dziś niedostrzegalny. Zupełnie. Michał Zapaśnik coś próbował grać, nie zawsze dobrze, ale jednak. Obawiać się należy, że też mu się coś z nogą popsuło.
W ataku Pawela znowu nie zagrał na miarę swoich możliwości. Może on jeden w ataku to za mało? Miał jedną sytuacje i jej nie wykorzystał. Czekam na powrót Krystiana Pieczary.
Zmiennicy. Małek walczył. I tyle możemy powiedzieć, bo zasłużył się tylko jedną interwencją po wejściu, dzięki czemu uniknęliśmy kompromitującej straty bramki, po fatalnie egzekwowanym rzucie rożnym i idącej po nim kontrze. Wiśnia popisał się jednym strzałem z bardzo trudnej pozycji, po którym piłka zatrzepotała w siatce. Tyle, że było to po gwizdku wskazującym pozycję spaloną i nikt go nie atakował, a poza tym takie zagrania w normalnej grze mu się nie zdarzają… i dzisiaj nie było inaczej. Bazyli? Nic do niego nie mam. Jednak jego wejście okrutnie obnażyło naszą niemoc w ataku i brak graczy tej formacji. Jest końcówka meczu, który gramy w przewadze, a który przegrywamy. Wchodzi obrońca?! No cóż, nikogo innego nie było… Pamiętam jak po meczu z Wartą w Poznaniu Lugher zadał pytanie na konferencji pomeczowej o napastników, a w zasadzie ich niedobór w naszej drużynie. I co wtedy usłyszał? Mianowicie to, że mamy ich pod dostatkiem. Pozostaje więc pytaniem: co się z nimi dzisiaj stało?!
Nie jest dobrze. W następnej kolejce gościmy Puszczę Niepołomice, drużynę grającą ambitnie do ostatniej minuty, co zaprezentowała dziś wyszarpując Odrze Opole zwycięstwo w ostatniej chwili. Dziś stoimy już nad czeluścią strefy spadkowej, za tydzień, jeśli nie wygramy, w tę czeluść pewnie wpadniemy. Na taką grę jak dziś zwyczajnie nas nie stać.
Stać, nie stać. Co za różnica. Taka gra została zadekretowana przez szkodnika Delfina i tak będzie, dopóki on nie zniknie z K6. Aż pisać cokolwiek się odechciewa, bo z góry wiadomo, że jedyną reakcją nie będą zmiany w klubie, tylko pierdolenie o jakichś planach i zrzucanie winy na każdego, kto miał czelność wypowiedzieć cokolwiek nieprzychylnego.
Cóż, rozumiem że to tylko suche fakty, takie mało cieszące podsumowanie tego, co można było zobaczyć w tiwi, bez totalnej krytyki naszych zawodników, na którą zasłużyli bez dwóch zdań.
1. nie ma drużyny. Jest zlepek zawodników, którzy mają bardzo duże trudności wzięcia na siebie odpowiedzialności za grę. Najzwyczajniej w świecie nie ma piłkarza, który pociągnąłby za sobą resztę drużyny takimi atutami jak: technika, gra bez straty, przegląd pola, przyśpieszenie, przyjęcie. Na początku był takim graczem Manolo, ale słusznie zauważono że gasł z minuty na minutę. Tomaszewskiego też szkoda, bo faktycznie grał dobrze do czasu zejścia z boiska.
2. katastrofalne wyszkolenie indywidualne naszych zawodników. Ze słabego przyjęcia piłki, niedokładności w podaniach to nawet komentatorzy zaczęli się nabijać. A co mieli robić? Przecież to piłkarskie abecadło, a my pokazywaliśmy że jest nam ono zupełnie obce!
3. brak dynamiki, tego ciągu na bramkę. Kurde, skoro prezesem Polonii jest Jerzy Engel, to może powinien wytłumaczyć trenerowi Gołaszewskiemu, na czym polega „Futbol na tak” – czyli przemyślenia byłego selekcjonera podczas udanych eliminacji do M. św. w Japonii i Korei?
4. brak napastników, wiec nie dziwne że przegrywam lub co najwyżej szczęśliwie remisujemy. To, co pokazał dzisiaj nasz „eksportowy” napastnik Pawela nie kwalifikuje go do gry na tym poziomie rozgrywek. Najbardziej przeraża mnie brak sprytu i inteligencji w grze. Widać to było w pierwszej połowie, kiedy dostał super podanie w pole karne (wrzutka z prawej strony boiska) i tam – NIEPILNOWANY – zamiast spokojnie zgrać sobie na klatę i strzelić, to on główkując trafił w bramkarza. Miał tyle czasu, że zdążyłby bramkarza zapytać, w który róg chce.
5. Blok defensywny. Totalna degrengolada. To, co zrobili przy golu dla gospodarzy to po prostu tragedia. W doliczonym czasie gry, kiedy Radomiak robił, co mógł by oddalić grę od swojej bramki i dowieźć bezpieczne zero:zero do szatni, my najpierw fundujemy im rzut rożny, a potem wykazujemy się niebywałą dekoncentracją w polu karnym. Ta dekoncentracja była też doskonale widoczna, kiedy po przestrzelonym karnym, Radomiak mógł zaraz potem jednak prowadzić. Murzynek Agu pewnie nie wie czemu gola nie strzelił, choć miał wyborną sytuację dzięki stojącej postawie naszych obrońców.
To wszystko składa się na nader nędzny obraz naszego zespołu, a co gorsza, nie widzę nic i nikogo kto mógłby wziąć to wszystko za mordę, poukładać i wymagać. Przynajmniej tego podstawowego abecadła. Mierzi mnie, kiedy widzę, jak naszym piłka odbija się od nóg po jej kiepskim przyjęciu. Szlag mnie trafia widząc niedokładność w podaniach, które zwalniają nasze ofensywne poczynania. Wkurza mnie, kiedy przegrywamy większość pojedynków sam-na-sam. Ręce mi opadają, kiedy widzę dośrodkowania nie dochodzące do adresata. Panowie! To są ABSOLUTNE PODSTAWY gry w piłkę nożną! O co tu chodzi?????? To jest POLONIA WARSZAWA, a nie Odlew Poznań z wielkopolskiej B-klasy, dla którego mam zresztą większy szacunek, bo ich piłkarze grają tam za darmo i jeszcze dopłacają do niejednej rzeczy, by móc w ogóle grać!
Sam grałem kiedyś w piłkę i trener – zresztą bardzo dobry – mówił nam zawsze: „jak już wychodzisz na boisko, to nie odstawiaj krakowiaka (czyli stanie i podpieranie się na biodrach) tylko zapierdalaj. Daj z siebie wszystko, tak aby nikt nie mógł mieć do ciebie pretensji, że przegrałeś”. Bo przegrać można, ale po walce. Kiedy zostawi się na boisku przysłowiowe zdrowie i wykrzesa z siebie maksimum ambicji. Tego u naszych zawodników w Radomiu nie widziałem. Grali z przewagą jednego zawodnika całą drugą połowę, a mnie się wydawało, że to my gramy w osłabieniu. Dziwne, prawda?
Mnie zastanawia, czemu na ławce był tylko jeden zawodnik ofensywny. Dlaczego nie było chociaż jednego z dwójki – Sauczek, Wierzbowski.
Sauczek kontuzjowany, a Wierzbowski jest totalnie bez formy…
W tej drużynie jest sporo cwe(7)i, którzy chcą ten klub położyć na łopatki. Dopóki nie będzie się wyłącznie zatrudniać piłkarzy, którzy są prawdziwymi polonistami to nic się nie zmieni. To samo dotyczy trenerów. Tam nie kieruje Igor tylko ten miłośnik cwe(7)i w koszulce juventusu. Wielokrotnie już o tym pisałem.
Dzisiejszy mecz pokazał jacy jesteśmy kuźwa słabi … szkoda nerwów na te mecze
a mnie zastanawia czy w chwili obecnej nie jesteśmy przypadkiem ofiarą starego piłkarskiego powiedzenia: „nie ma sianka, nie ma granka”??!!
bo nie wierzę, że nasi kopacze są aż tak słabi, a rywale aż tak dobrzy!
wiem że na pewno nie jest łatwo pozyskać sponsorów, szczególnie kiedy rywal zza miedzy ma swoje pseudo stulecie i spektakularny awans do LM, ale wydaje mi się, że brak tytularnego sponsora jest w chwili obecnej naszą największą PORAŻKĄ w tym sezonie!!!! przecież po awansie wymieniało się kilka ciekawych nazwisk które miały dołączyć do drużyny, miały być akcje marketingowe na 105 lecie klubu, miało to wszystko inaczej wyglądać! tymczasem wysypało się e-toto, a na horyzoncie brak kogokolwiek w ich miejsce…
witam,
dzisiaj Wielka Warszawska… będąca jednocześnie pożegnaniem z Igorem.
Alternatywą będzie nowy, początkujący w zawodzie, a tym samym spolegliwy i posłuszny trener, od dłuższego czasu trzymany w rękawie „aliganckiej” i modnej marynarki juniora.
Cóż, taki mamy klimat
Niech junior ściśnie ostrogami i niech z rękawa kasaka wypadną mu ZWYCIĘSTWA. Jaki koń będzie rżeć i skakać przez przeszkody przy linii nie ma znaczenia. Zresztą to i tak wszystko oszczerstwa i nieprzychylne języki, bo junior ma zakaz zbliżania się do parkuru…Cierpliwie czekamy też aż bomba pójdzie w górę i rękaw seniora opuszczą nowy właściciel, sponsor na czapraki oraz umowa dzierżawy toru z miastem (publicznie obiecany termin – do końca roku, miesiąc po zakończeniu sezonu wyścigowego, więc będzie czas, żeby załatwić). Potem brać JW do budowania i galopujemy. Kibicom Polonii życzę końskiego zdrowia i połamania podków!
W co wierzyć? Na pewno nie w głodne kawałki wciskane na konferencjach prasowych przez trenera, nie w puste obiecanki prezesa i nie w żadne plany pięcioletnie. Ja tam wierzę tylko w utrzymanie. A może raczej chcę wierzyć, bo matematyczne szanse oczywiście są i będą jeszcze długo, ale sportowe argumenty nie za bardzo.