Wszyscy czekali na ten mecz. Miał być zwieńczeniem sezonu. Derby Warszawy. W prawdzie w III lidze, ale ekstraklasa musi na nas jeszcze trochę poczekać. I doczekaliśmy się… tylko czego?
Sytuacja ułożyła się w ten sposób, że na kolejkę wcześniej zapewniliśmy sobie wygraną w lidze i co za tym idzie baraże o grę w II lidze. Czyli dokładnie to, o co chodziło. Niestety odbiło się to na dzisiejszym meczu. Mając w perspektywie tygodnia dwa jakże ważne i zapewne niełatwe spotkania, nasz sztab podjął, moim zdaniem słuszną, decyzję o wystawieniu przeciwko Legii II absolutnie rezerwowego składu. Wyszliśmy więc w następującym zestawieniu: Przemek Kazimierczak – Bazyli Kokot, Daniel Choroś, Karol Worach, Grzesio Wojdyga – Mateusz Małek, Olek Tomaszewski, Mariusz Wierzbowski, Mateusz Jaroszewski – Michał Zapaśnik – Michał Stasz. Z ławki pojawili się: 46 – Marcin Bochenek (za Worego), 54 – Przemek Szabat (za Olka), 56 – Marcin Kluska (za Wierzbę) i w 75 Mariusz Marczak (za Jarosza). Łatwo zauważyć, że celami dzisiejszego meczu były nie nałapać kartek, sprawdzić wartość zmienników przy dłuższym pobycie na boisku, zminimalizowanie ryzyka kontuzji kluczowych graczy, a chyba dopiero na końcu stała kwestia wyniku.
Nie możemy się więc dziwić, że Legia, przynajmniej w I połowie, miała sporą przewagę. Bramkę strzelili już w 8 minucie, a jej strzelcem był niezły w przekroju całego spotkania Miłosz Szczepański. Natomiast dwie minuty później nastąpiło coś nieoczekiwanego. Oto w pozornie niegroźnej sytuacji, kiedy obrońca Legii spokojnie asekurował piłkę zmierzająca na aut bramkowy, doskoczył do niej Stasz, odebrał piłkę obrońcy i ruszył z zamiarem ominięcia bramkarza. Ten nie widząc innych szans złapał Michała za nogi. Sędzia wskazał na wapno, ale kartki Jakubowi Szumskiemu nie pokazał. Mieliśmy od razu dwie kontrowersje – 1) czy piłka w momencie przechwytu nie była na aucie i 2) czemu sędzia nie pokazał bramkarzowi żółtej kartki (a to mogło mieć znaczenie w końcówce meczu). Nie ma co dywagować, do piłki podszedł Zapas i precyzyjnie, o słupek, strzelił na 1:1. Gra się nieco wyrównała, choć mimo wszystko widać było przewagę gości. I dało to efekt w postaci drugiej bramki, strzelonej w 29 minucie przez Sebastiana Szymańskiego. Z naszej strony próby kontr inicjowane były w zasadzie wyłącznie przez aktywnego Michała, a tak to gra prowadzona była według tak nielubianych na Konwiktorskiej podań pomiędzy obrońcami. Mogliśmy w tej części gry stracić jeszcze jedną albo dwie bramki, ale wychodzący samotnie przed Kazika Szczepański strzelił w słupek, a po rzucie wolnym legioniści mieli jeszcze poprzeczkę.
W drugiej połowie przeprowadzane zmiany podniosły nasza jakość gry, dziwne gdyby tak nie było. Ładnie i mocno strzelał w 71 minucie Kluska, tyle, że obok słupka. Wprowadzony kilka minut później Manolo zaczął ostro mieszać w szeregach legionistów. Efektów w postaci bramek to nie przyniosło. W końcówce Legia zaczęła grać na faule i przedłużanie wznowień. Sędzia pokazał ewidentną kartkę Szumskiemu, a gdyby ten był ukarany w I połowie, to Legia kończyłaby mecz przez dobrych kilka minut w dziesiątkę i z zawodnikiem z pola w bramce. A tak, to przy naszym zwiększonym naporze goście wyprowadzili w doliczonym czasie gry kontrę, która na bramkę zamienił Eryk Więdłocha. Skończyło się więc wynikiem 1:3, co wyraźnie uszczęśliwiło zielonych. Na problematycznym 8 miejscu, znalazł się Świt i to oni będą teraz nam kibicować w barażach.
Co możemy powiedzieć po tym meczu? Z pewnością jedno, a mianowicie, że rezerwy mistrza kraju są lepsze od rezerw III ligowej Polonii. Nasi rezerwowi nie są, bez wsparcia kolegów z pierwszego składu, sprostać trudniejszemu przeciwnikowi, a Legia wypuściła dziś na nas wszystko czym tylko mogła dysponować. I tyle.
Teraz czekamy na baraże. Nie sprawdzałem z kim gramy, ale lekko z pewnością nie będzie. Myślę, że nasi wypoczęci podstawowi gracze łatwo skóry nie sprzedadzą, bez względu czy będzie to w Wałbrzychu czy Polkowicach.
Nie będzie dziś ocen, bo wydaje mi się, że nie bardzo ma to sens w przypadku dzisiejszego meczu. Grała drużyna złożona z graczy drugiego rzutu, czasem nie do końca umieszczonych na swoich pozycjach i w związku z tym zupełnie niezgrana. Myślę, że biorąc to pod uwagę, to wstydu nam za bardzo nie przynieśli. Niestety pokazało to także konieczność dokonania, przy przewidywanym awansie, sensownych wzmocnień, po to, aby w przypadku kontuzji czy kartek, mieć w zapasie graczy, którzy zdecydowanie udźwigną ciężar gry. Nisi chłopcy, w większości przypadków, bezpiecznie mogą wchodzić jako zmiennicy na końcówki, bo na cały mecz są nieco za słabi.
Obsada sędziowska z WS Warszawa z p. Wojciechem Hodowiczem jako głównym. Bez rażących błędów.
Za dziesięć dni będzie wszystko wiadomo…