Prasa, a mianowicie „Super Express”, zdołał dotrzeć do Rafała Kośca, który od dłuższego czasu jest przykuty do szpitalnego łóżka. Zniknął po meczu derbowym z Ursusem. Ale jak trafił do szpitala?
– Po powrocie do domu zorientowałem się, że zapomniałem czegoś z auta. Zbiegałem po schodach, potknąłem się i poleciałem głową do przodu. Straciłem przytomność, a gdy się ocknąłem, nie mogłem się ruszać – relacjonuje „SE” Kosiec. Po przewiezieniu do szpitala zrobiono mu tomografię, która jednak nie wykazała przyczyn paraliżu ciała. Dopiero rezonans pokazał, jak poważny to uraz. Diagnoza – dyskopatia i dwa wysunięte kręgi, które spowodowały naruszenie rdzenia kręgosłupa. Lekarz nie miał wątpliwości, że Kosiec musi przejść poważną operację, bo groziło mu kalectwo, a nawet śmierć.
Kośca operowano prawie trzy godziny. Teraz czeka go długa rehabilitacja i walka o powrót do normalności. Pomagają mu koledzy z klubu, którzy starają podtrzymywać go na duchu i dodawać otuchy.
Kosiec liczy, że uda mu się wrócić na murawę. – Był u mnie klubowy ksiądz, przy którym modliłem się, bym nigdy nie trafił na wózek. Wiem, że rodzina wolałaby, żebym żył, ale nie chciałbym być dla nikogo ciężarem. Może to brzmi dziwnie, ale też wydawało mi się, że rozumiem osoby sparaliżowane. Gdy sam znalazłem się w takiej sytuacji, zdałem sobie sprawę, że nie rozumiałem ich nawet w 1 procencie – mówi w rozmowie z „Super Expressem” Kosiec.
Przypominamy o dzisiejszym spotkaniu w „Czarnej Koszuli” (godz. 19:00). Transmitować nie będziemy, więc zachęcamy do osobistego pojawienia się i zadawania pytań prezesowi, dyrektorowi sportowemu i trenerowi.
Trzymaj się Rafał, szybkiego powrotu do zdrowia.