Tytuł może się wydawać trochę niejasny, więc szybko wyjaśnię „co autor miał na myśli”. Otóż gra Polonii w dzisiejszym meczu z Ursusem jako żywo przypominała mi mecze z rundy jesiennej i to niestety nie te najlepsze, lecz raczej taki choćby z Pilicą w Białobrzegach.
Wyszliśmy normalnym składem: Mateusz Tobjasz – Marcin Bochenek, Piotr Augustyniak, Donatas Nakrošius, Grzegorz Wojdyga – Rafał Kosiec, Piotr Kosiorowski, Mariusz Marczak, Marcin Kluska – Bartosz Wiśniewski, Krystian Pieczara. Czyli wszystkie strzelby na placu.
Zaczęło się spokojnie, od naszych ataków, co jakby wydaje się normalne na wiosnę. Już w 6 minucie Rafał oddał potężny strzał, który przeszedł około metr od słupka. Później obejrzeliśmy dwie dosyć dziwne oceny gry przez sędziego, ale to nie wzbudziło specjalnych podejrzeń. Kolejne minuty to były nasze kolejne ataki, w które włączała się cała nasza formacja ofensywna. I taki stan trwał do 40 minuty. Wtedy to zrobiło się trochę dziwnie, bo Ursus miał cztery kolejne rzuty rożne, a nasi jakoś nie mogli się wyswobodzić z opresji. Przed końcem tej części gry zobaczyliśmy jeszcze bardzo nieprzyjemny (nie gwizdnięty) faul na naszym zawodniku, a chwile później coś co wyglądało raczej na „padolino” gracza Ursusa i natychmiastową kartkę dla Kosiora. No i przerwa. Ogólnie nie było źle. Nasi mieli masywną przewagę i spokojnie czekaliśmy na drugą połowę, bo przecież właśnie w tej części gry strzelamy na wiosnę bramki.
Zaczęło się zgodnie z założeniem. Nasi nadal mieli inicjatywę, a dobre sytuacje stworzyli Wiśnia i Pieczi. W 56 minucie kontuzji doznał Rafał i musiał zejść z boiska. Uraz barku. Chwile później wydawało się, że mamy bramkę, że po zamieszaniu podbramkowym piłka przekroczyła linię bramki, ale sędzia nie gwizdnął, a nasi, co trzeba przyznać, specjalnie nie protestowali, więc pewnie bramki nie było. I to by było na tyle.
No dobrze, były jeszcze dwie sytuacje – 75 minuta, rajd Wiśni i podanie w pole karne (szkoda, że sam nie kończył, bo miał świetną pozycję), a tam, po rykoszecie piłkę na 11 metrze dostał Kluska. No ok, nie napisze co z nią zrobił, ale trochę wstyd. Druga to 86 minuta i jedno z nielicznych wyjść Bochna zakończone centra i dobrym strzałem Wiśni, ale jeszcze lepszą obroną bramkarza gości. Poza tym nasi zupełnie oddali inicjatywę. Zaczęli grać zupełnie jak w słabych meczach jesiennych. Niedokładność, brak pomysłu na grę, wybitki na oślep do przodu, ale, co groźniejsze, wyglądali jakby zupełnie opadli z sił. Do głosu doszli piłkarze Traktorków, którzy sprawiali wrażenie, że remis był ich marzeniem i jakoś nie rwali się do zgarnięcia całej puli. Ich strzały były anemiczne, a meczową akcję mieli w 89 minucie, kiedy wyszli ze składną kontrą. W polu karnym znalazło się aż trzech ich graczy, z których bodajże Patryk Kamiński dostał piłkę na około 6-7 metrze i zupełnie nie niepokojony walnął wysoko ponad poprzeczką W ten sposób udało się doholować remis. Gdyby nie ta ostatnia akcja, to goście byliby pewnie zachwyceni, a tak to myślę, że pozostał im pewien niedosyt. Nam też, bo mówiąc szczerze po frajersku oddaliśmy dziś dwa punkty. Ursus zagrał radykalnie gorzej niż w meczu jesiennym, który przecież przegrał na własnym stadionie. Nie było widać, że jest to drużyna, która na wiosnę, podobnie jak my, wygrała oba mecze strzelając przy tym 8 bramek. Mecz był po prostu słaby z obu stron.
Niestety do poziomu piłkarzy dopasował się zespół sędziowski z niepokojącym w roli głównego Piotrem Uranem z Wydziału Sędziowskiego z Warszawy. Nie rozumiem jego interpretacji poszczególnych sytuacji, podobnie jak nie rozumiem dlaczego praktycznie wszystkie nasze akcje ofensywne spotykały unoszone w górę chorągiewki bocznych, sygnalizujące pozycje spalone. Tych spalonych było sporo, bo nasi, jak zaznaczyłem, byli dziś mało ruchliwi, ale bez przesady – nie wszystkie. Na usprawiedliwienie sędziego można powiedzieć, że poza kartką dla Kosiora już nas bardziej nie obdarował, podobnie jak gości. Fakt, że mecz nie był przesadnie ostry, co w przypadku potyczki tych dwóch drużyn, zwłaszcza pamiętając mecz z jesieni, może trochę dziwić. Nie wiem jak ciężki jest uraz Rafała, ale jego absencja byłaby dużą stratą dla drużyny. Nie wiem czy to przypadek, ale dziś gra się posypała kiedy jego zabrakło. Praca sędziów została oceniona przez ogół publiczności w sposób, którego raczej nie będę opisywać.
Niechętnie, ale pooceniam.
- Mati w bramce – co tu mówić, czyste konto i zero baboli, więc OK.
- Obrona ogólnie na poziomie, a zdecydowanie najlepszy August. Donek miał mniej ciekawe momenty, Grześ, aktywny w I połowie, w II zniknął, Bochen zupełnie bez formy prezentowanej w okresie przygotowawczym. Daniel Choroś na zmianie też niczym nie błysnął.
- Pomoc. Rafał grał dobrze. Manolo i Kosior dużo pracowali, ale z żalem stwierdzam, że raczej bezproduktywnie. Kluska mało widoczny, niestety aż za bardzo widoczny przy zmarnowanej szansie. Michał Zapaśnik zagrał nieco powyżej 10 minut, więc trudno go oceniać, a Mariusz Wierzbowski pojawił się już w doliczonym czasie , więc nie bardzo wiadomo po co.
- Wiśnia jako tako, choć chciałbym aby był bardziej zdecydowany i mając pozycję starał się sam kończyć. W 75 minucie z pewnością lepiej by zrobił samemu próbując strzelić. Krystian walczył i w zasadzie tylko on stwarzał realne zagrożenie pod bramka Ursusa. Dziś nie wyszło, ale do niego trudno mieć pretensje bo robił co mógł.
Reasumując – mecz słaby i większość drużyny co najmniej nie błysnęła. Na plus, moim zdaniem, Rafał, August i Krystian. Tylko tyle.
Musimy wierzyć, że dzisiejszy mecz był tylko wypadkiem przy pracy. Może zbyt asekuracyjnie wyszliśmy na Ursus, przykładając zbyt dużą wagę do ich wyników? Musimy grać lepiej, bo z grą taką jak dziś, o awans będzie bardzo trudno.
Tricky chyba trochę zbyt pozytywnie oceniłeś naszą przewagę w tym meczu. Oczywiście z gry mieliśmy więcej, ale określenie przebiegu gry „masywną przewagą” chyba lekko na wyrost. Typowy mecz walki. Szkoda, że nie było takiego pressingu jak w dwóch poprzednich, może to by sprawiło więcej problemów rywalom i coś by po kontrze z przejęcia piłki wpadło. Szkoda straconych dwóch punktów, bo znając życie to trzecią kolejkę z rzędu rywale już pod nas nie zagrają. Pozostaje liczyć na to, że rywale będą gubić więcej punktów od nas!
a no i zapomniałem… dziękować trzeba za cudem zmarnowaną przez Ursus sytuację z 89 minuty, bo by było pozamiatane.
uważam, że w pierwszej połowie ta przewaga była naprawdę duża. Rozlazło się po wypadnięciu Rafała.
Przewaga była do momentu zejścia Rafika… potem graliśmy jak przeciwnik chciał 🙁
Zgadzam się z Łukiem. Propaganda jak u ruskich. To miał być mecz prawdy i prawdę zoboczyliśmy. Krótkie momenty przewagi, Ursus był groźny i wiedział o tym Igor po sparingu rozegranym przed sezonem. Chłopaki się spalili, byli spięci, prawdopodobnie przemotywowani. Ławka słaba, po co 2 stoperów na ławce ? Sędzia był jaki był, ale spalone były wszystkie, powinny być jeszcze kartki, jedna za wybicie piłki po gwizdku, druga za ewidentny brutalny faul na bramkarzu Ursusa. Poza tym dziwnie przerwał dwie akcje Ursusa raz cofając do faulu, drugi raz kończąc połowę. Remis sprawiedliwy, choć ursus pewnie czuje niedosyt bo sytuacji na strzelenie bramek miał nie mniej i ta seta w ostatnich minutach. Z taką grą trzeba się cieszyć z remisu.
Nie było brutalnego faulu na bramkarzu Ursusa w II połowie. Wyprostowaną nogą wjechał w niego jego własny stoper. Zgadzam się, że sędzia jaki był, taki był. Nie on jest winien utracie dwóch punktów. Nasz zespół w ofensywie nie miał pomysłu na grę, zresztą podobnie jak z Sieradzem w I połowie.
Moim zdaniem z gry mieliśmy więcej. Statystyki pokazują, że oddali cały jeden strzał celny. My 3 na 15 prób. Obrona grała dobrze, ale przód się zaciął niestety. Rywal stawił większy opór i nie dajemy rady. Stare prawidło mówi, że ligę wygrywa ten, kto pokonuje ogórów i nie przegrywa z czołówką…
Kolega slavko chyba na innym meczu był. Gwizdek działał tylko w jedną stronę, zawodnik bodajże z numerem 5, już w pierwszej połowie powinien dostać żółtko (Marczaka wyciął chyba ze 4 razy). Typowy mecz walki – to prawda, z nieznaczną przewagą naszych, a Ursus grę na czas zaczął chyba w 60 minucie, co było trochę żałosne…
Proszę przeczytaj felieton Mountas,a z 25.03, nic dodać nic ująć.
To niestety był mecz błędnej strategii!
Na Ursus wyszedł zespół silnych jak stal – 3 w obronie, 2 x K w pomocy i w porywach do 6-ciu w ataku!
Tylko, gdy w 56 minucie nasz „tajski bokser” został skasowany (moim zdaniem faul z łokciem i albo dobrze trafił Kośca, albo ten upadając uszkodził bark) to przez 10 minut trwała jego reanimacja – najpierw przy linii, potem pod daszkiem ławki.
Aż do 69 minuty „trener” Gołaszewski konwersował z „nadtrenerem” na ławce (zgadnij, koteczku, z kim?) czy może zrobić zmiany – i jakie.
Zmiana, którą zrobił spowodowała, że nasz Litwin miał wspierać Kosiorowskiego w środku i mieliśmy 3-2-5.
A naprawdę to w tamtej chwili powinno wejść 2 młodych na rozegranie, a poza kontuzjowanym, zdjąć kapitana.
Usprawiedliwienie dla trenera – nie dostał zgody, albo bał się, że młodzi zostaną „rozjechani” przez TRAKTORY (tak niestety było w 91 minucie, ale była to zmiana JEDNEGO i nie miał z kim rozegrać więc to nie jego wina.
To tyle, nieco chaotycznie, ale powtarzam moje pytania z konferencji po meczu z Lechią Tomaszów – tylko ich nie zadam, bo konferencje, jeśli jeszcze się odbywają, to dla 2 własnych dziennikarzy:
– Czy ma Pan nad sobą nadtrenera i jaki jest zakres jego władzy (strategia, taktyka)?
– Dlaczego nie mamy środka pola: „takich trzech jak naszych dwóch nie ma ani jednego”?
Kwiku … proszę …. 15 prób strzałów ? Trzy celne ? Ja widziałem jeden Wiśni, jeden w bramkarza. Pierwszy groźny, drugi do obrony przez juniora. A te niecelne ? Chyba wliczasz dla statystyki też te obok chorągiewki narożnej, które wyszły na boczny aut.
Z gry mieliśmy więcej – owszem. Z gry, właściwie z pykania w środku pola, bo im bliżej pola karnego Ursusa, tym bardziej odcinało pomysł na grę.
Tłumaczenie Pana Gołaszewskiego w rozmowie z Tobą na temat wpuszczenia Wierzby w 90-tej minucie – mnie osobiście dobiło. Jedyny z ławkowiczów, który potrafi się znaleźć w środku pola i celnie tam dograć – siedzi do końca na ławce, a po boisku prawie do końca biega bezproduktywnie Kluska.
Kosiec zszedł i gra siadła ? Przecież jego walorem jest odbiór piłki i … no właśnie, co jeszcze ? Rozegranie, strzał z dystansu, umiejętność znalezienia się w sytuacji strzeleckiej ?
Ile widziałeś celnych dośrodkowań bocznych obrońców ? A ile prób wrzutów z autu, kiedy partnerzy pochowali się za plecami przeciwników ?
Pieczara nic nie grał – czemu nie wpuścić na jego miejsce Stasza ? Czemu Zapaśnik za Kluskę tak późno ? Czemu Wierzbowski w ostatniej minucie ?
Mazowieckapilka.pl tyle podał, więc pewnie o to naczelnemu chodzi.
Stasz siedział na Vipie. Wierzba za późno wszedł 🙁
Mnie wkurzyła spokojna mina Igora, którego wynik nie martwił, a co gorsza nie czuje zmartwienia, że już osiedli na laurach. Wstydu brak?
z tym Koścem to ciekawa sprawa, bo może to przypadkowa zbieżność w czasie, ale od jego zejścia było gorzej. Wyraźnie. No i pierwszy strzał w meczu był jego (napisałem w tekście) – najbardziej chyba soczysty, tyle, że niestety nie w światło bramki…
moze ja sie na pilce nie znam, ale czesto tak jest ze gra ofensywna sie sypie po zejsciu najlepszego Def Mida. nie ma co ukrywac ze Kosiec z Kosiorem dominowali srodek, dopoki byl Kosiec to Ursus nie mial zadnych akcji z przodu, wszystko bylo czyszczone, twardo lecz w mysl sportowej rywalizacji. Inni mogli skupic sie na grze „do przodu”. to ze im nie wychodzilo to juz inna sprawa. ale po zejsciu Kośca sytuacja sie zmienila, w srodku gra sie wyrownala, a Ursus mial wiecej opcji z przodu. co za tym idzie nasi tez musieli zareagowac, pozostali ofensywni wiecej uwagi musieli poswiecic obronie. stad i z przodu siadlo. ale to tylko takie moje wyobrazenie co sie moglo zadziac!