Podczas przerwy w rozgrywkach „Przegląd Sportowy” postanowił przyjrzeć się Mariuszowi Marczakowi. Pomocnik Polonii w rozmowie z periodykiem .
„Manolo” kilka lat temu miał okazję zagrać w Ekstraklasie. Reprezentował wtedy barwy Jagiellonii Białystok, która 28 lipca 2007 roku zmierzyła się z Polonią Bytom. – To na pewno była wielka chwila w mojej przygodzie z piłką. Tak się złożyło, że Aleksander Kwiek nie mógł zagrać, ja rywalizowałem z nim o miejsce w pierwszym składzie i to na mnie postawił trener Artur Płatek. To było jednak dawno temu. Teraz nie żyję przeszłością. Gra w ekstraklasie była moim marzeniem od dziecka, zagrałem tam jedenaście spotkań, ale potem miałem dwie poważne kontuzje. Przez to nie rozwinąłem się tak jak powinienem – wspomina swój debiut, kiedy to „Jaga” pokonała bytomską Polonię 2:1. Po rozstaniu z klubem z Białegostoku szukał szczęścia znów na Mazowszu.
Karierę pomocnika pokrzyżowała kontuzja kręgosłupa, której nabawił się podczas sparingu Znicza Pruszków ze stołecznym Ursusem. – W trakcie jednego meczu dwa razy dostałem kopa w plecy, w to samo miejsce (…) Niby drobna sprawa, nie miałem początkowo o tym pojęcia. Potem jednak zmienił się w ropień i nie tylko nie mogłem grać w piłkę, ale w ogóle nie byłem w stanie chodzić. Miesiąc leżałem w szpitalu podłączony do kroplówki, lekarze i pielęgniarki zabraniali mi wstawać z łóżka. Niewiele brakowało, żebym wylądował na wózku inwalidzkim. – wyjaśnia Marczak.
„Manolo” przyznaje, że od tamtego czasu nie zdołał dojść do pełni formy. Po roku rehabilitacji do gry wrócił w Narwi Ostrołęka. Powrót do niezłej dyspozycji przyszedł w Broni Radom (wcześniej grał w Pogoni Siedlce i Radomiaku).
– W Radomiaku był specyficzny klimat. Na początku grałem, potem miałem naderwałem mięsień, drużyna zaczęła wygrywać, a wiadomo – zwycięskiego składu się nie zmienia. Runda się skończyła, pan Hernik podziękował mi za grę. Tam jest specyficzne środowisko, chłopakom związanym emocjonalnie z klubem więcej się wybacza. Ja nie pochodzę z Radomia więc jak tylko coś nie wychodziło to kibice mnie wyzywali – zdradza „Manolo” i dodaje, że przejście do lokalnego rywala nie obyło się bez wycieczek personalnych ze strony kibiców, którzy nie szczędzili pod jego adresem nieparlamentarnych słów.
Marczaka bardzo cieszyła ostatnia potyczka z ŁKS-em. Sam twierdzi, że oprawa meczu była podobna do tej jaką zapamiętał z czasów gry w Ekstraklasie.
Pomocnik „Czarnych Koszul” straty punktów w tej rundzie dopatruje się w niesamowitej mobilizacji rywali, którzy traktują mecz z Polonią niezwykle wyjątkowo. – Liga nas sprowadziła na ziemię. Po tych sparingach uwierzyliśmy w siebie, wiedzieliśmy że mamy duży potencjał. Pierwsze dwa mecze w lidze pokazały nam, że nie wystarczy mieć mocną drużynę na papierze. Trzeba jeszcze wyjść i wybiegać zwycięstwo. Szczęścia nam brakuje, ale jemu też trzeba pomagać. Popatrzmy też na to z innej strony: w naszym składzie jest tylko kilku doświadczonych graczy, a reszta to juniorzy dopiero przecierający się w dorosłej piłce. Oczywiście mają umiejętności, ale to wszystko trzeba jeszcze poprzeć ciężką pracą – mówi w rozmowie z „Przeglądem”.
„Manolo” nie chce jednak wprost odpowiedzieć na pytanie czy zespół jest już gotowy na walkę o awans, ale pewne jest to, że widać (…) doświadczenia nam trochę brakuje. Marczak wierzy jednak, że pogoń za Sokołem Aleksandrów Łódzki będzie łatwiejsza niż gonienie Radomiaka [awansował w zeszłym sezonie – przyp. DS]
Przed środową konfrontacją z Pogonią strona oficjalna odwiedziła piłkarzy. O treningu opowiedział Donatas Nakrošius. – Można powiedzieć, że dzisiejszy trening był w głównej mierze poświęcony zagadnieniom taktycznym, również pod kątem najbliższego meczu. Ćwiczyliśmy grę na utrzymanie piłki, z nieodłączną zabawą w dziadka. Koncentrowaliśmy się też na dalekich wrzutach piłek z bocznych stref boiska i rozgrywaniu ataku pozycyjnego. Z każdym dniem temperatura powietrza spada, ale zapewniam wszystkich, że w trakcie treningów żadnemu z nas nie jest zimno. Wręcz przeciwnie – pot często zalewa nam twarze.
Mecz z grodziszczanami może zapowiadać rywalizację na linii Maciej Tataj vs Krystian Pieczara. – To będzie przede wszystkim pojedynek Polonii z Pogonią, a jeżeli w tym meczu trafię do bramki rywala, na pewno będę przeszczęśliwy. Tak naprawdę nie jest ważne, kto strzeli. Najważniejsze będą trzy zdobyte punkty. Maciek będzie groźnym napastnikiem, bo jest prawdziwym liskiem-chytruskiem pola karnego, ale nasi obrońcy są w tym momencie w wysokiej formie. W tej formacji panuje również duża rywalizacja, która sprzyja wzrostowi jakości gry. Każdy obrońca wychodząc w wyjściowej jedenastce naszego zespołu stanowi o sile bloku defensywnego „Czarnych Koszul”. Wygrana z Pogonią będzie kolejnym krokiem do spełnienia naszego celu – zniwelowania różnicy punktowej i zbliżenia się do pozycji lidera. Dla nas już każdy kolejny mecz jest ważny, podobnie jak ważna była konfrontacja z łódzkim KS, a teraz będzie starcie z Pogonią, Startem i z rezerwami Legii. Przypomnę tylko, że podobnie było w poprzedniej rundzie, kiedy walczyliśmy o utrzymanie w trzeciej lidze. Wtedy liczył się każdy mecz i zdobycie kolejnych punktów. Końcówka obecnego sezonu zapowiada się zabójczo, ale do presji zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Cóż, gra w koszulce Polonii zobowiązuje, ale wymaga również posiadania stalowych nerwów – mówi stronie oficjalnej „Pieczi”.