Weszło! o pobycie Ameyawa w Polonii

Jednym z debiutantów w reprezentacji Polski podczas sobotniej konfrontacji z Portugalią (przegranej 1:3 przyp. red. DS) był m.in. były pomocnik akademii MKS-u Polonia Warszawa Michael Ameyaw, który w 76 minucie zmienił Nicolę Zalewskiego. Szerzej sylwetkę aktualnego pomocnika Rakowa Częstochowa w swoim artykule przybliżył portal Weszło, gdzie nie zabrakło również barwnych anegdotek i wspomnień z blisko sześcioletniego pobytu Michaela przy K6.

Przypomnijmy, że 24 latek trafił do Akademii MKS-u w sezonie 2011/12, będąc jej adeptem aż  do końca sezonu 2017/18 (z roczną przerwą na występy w juniorach SEMP-u Ursynów), po którym wzmocnił drugoligowy wówczas Widzew Łódź.

Z artykułu autorstwa Jakuba Radomskiego dowiadujemy się m.in. o kulisach przybycia Ameyawa na K6, o których wspomina trener Michał Maliszewski: – Pewnego dnia dostaję telefon od kobiety. Pyta, czy może zapisać do mojej drużyny syna z rocznika 2000. Na początku stwierdziłem, że nie, bo prowadziłem w Polonii chłopców rok starszych. Dodałem, żeby się wstrzymała, bo niebawem będziemy tworzyć rocznik 2000. Ona wtedy mówi, że jest mamą Michaela Ameyawa z akademii Żmudy. Kojarzyłem chłopaka, wyróżniał się w meczach przeciwko nam, więc się zgodziłem. Michael trafił do mojego zespołu i prowadziłem go przez pięć lat. W pewnym momencie trzeba było podjąć decyzję, czy chłopak pójdzie do gimnazjum sportowego. W Polonii była zasada, że jeżeli grasz w klubie, uczysz się w szkole przy Konwiktorskiej. Rodzice Michaela nie zdecydowali się jednak na to i zabrali go na rok do SEMP-a Ursynów. Tam miało się dowolność, jeżeli chodzi o szkołę. Ale po sezonie Ameyaw wrócił do Polonii. Najwidoczniej jego rodzice zrozumieli, że różnica w poziomach sportowych była za duża.

Nieco zabawną i zarazem ukazującą skalę talentu drzemiącego w przyszłym reprezentancie Polski anegdotkę przytoczył też jego kolega z drużyny juniorów Akademii MKS-u – Piotr Włodek. Sytuacja miała miejsce podczas zgrupowania w Ustroniu Morskim pod wodzą trenera Adama Chmielewskiego, który zarządził trening na plaży… „Na początek ćwiczenia na siłę nóg, a później pół godziny biegania. Chłopcy ruszali i dzielili się na pięcio-, czasami sześcioosobowe grupki, ale nie Michael. Kiedyś wśród drużyny zapanował niepokój. – Nie ma Michaela! Nigdzie go nie widać!” – krzyczeli młodzi piłkarze. Okazało się, że Ameyaw w swoim stylu wyrwał tak, że był daleko przed drugim piłkarzem. Lubił biegać, miał już wtedy niezwykłą wydolność. – Biegliśmy około 15 minut, później zawracaliśmy. Kiedy Michael nas mijał, pytaliśmy: „Może na nas poczekasz?”. A on: „Nie, ja biegnę na tętnie progowym”. Jego tempo było dla nas nieosiągalne. To wszystko przekładało się też na mecze, bo gdy nadchodziła 80. minuta, Ameyaw miał więcej sił, niż pozostali. 

A jak z perspektywy czasu Michaela wspomina przywoływany trener Adam Chmielewski? – To był otwarty, sympatyczny chłopak, który miał wokół siebie paczkę kolegów. Na boisku imponował kontrolą nad piłką, grą dwoma nogami i niezłym dryblingiem. Graliśmy kiedyś sparing z jakimś zespołem z Japonii. Tamci wszystko widzieli na boisku. Byli niezwykle szybcy, a moi chłopcy mieli problem, żeby zabrać im piłkę i później się z nią utrzymać. Jedynym, który jakoś sobie z tym radził, był właśnie Michael, który zaczynał u mnie w środku pola, ale przesunęliśmy go na skrzydło i to była bardzo dobra decyzja. Do tego to był inteligentny i bardzo pracowity chłopak, ale zdarzały się momenty, gdy odlatywał. Nie dzielił się piłką, zachowywał się trochę, jakby był bardzo dobry i czuł się lepszy od innych. Zauważyliśmy to. Parę razy w szatni grany był tekst ze słynnej reklamy: „Michael, zjedz snickersa!”. W takich sytuacjach reagował też ojciec, który uczył go konkretnych reguł. Bardzo go za to szanuję. Wychowywanie bez zasad, częste w dzisiejszym świecie, to fatalna rzecz (…) – On tak naprawdę odpalił dopiero w wieku ponad 20 lat. Chcę to wyraźnie podkreślić: to nieprawda, że zdolny chłopak od razu musi grać. Nie musi. Wayne Rooney czy Kacper Kozłowski grali już w tym wieku, bo wiadomo jak wyglądali fizycznie. Tu było inaczej. Jeździłem później na mecze Widzewa oraz Piasta Gliwice. Widziałem, jak Michael mężniał, dzięki czemu poprawiał też dynamikę swoich działań  – zakończył szkoleniowiec Akademii MKS-u Polonii Warszawa.

Całość przywoływanego artykułu znajdziecie tutaj.

Author: Tomas86

Nie lubię lania wody. Moja maksyma to: "krótko, zwięźle i na temat" :-)

Dodaj komentarz