„Sportowe Fakty” dotarły do byłego kapitana „Czarnych Koszul” i uczestnika Mistrzostw Świata 2002, Arkadiusza Bąka, który od ośmiu lat mieszka w Norwegii.
Po zakończeniu sportowej kariery Bąk poszedł na kurs trenerski w Warszawie i planował trenować młodzież Lecha lecz w Poznaniu usłyszał, że byłych zawodników w klubie nie potrzebują. – „Tak myślę, że gdybym zaczepił się wtedy w trenerce, to pewnie robiłbym to do dziś. Ale zrezygnowałem, bo nie lubię się prosić: nie to nie. Wybrałem Norwegię i nie żałuję”. – ocenia Bąk, któremu kierunek Skandynawski podsuną również były zawodnik Polonii, Paweł Kaczorowski – Od lat przyjaźnię się z Pawłem Kaczorowskim. Razem graliśmy w Lechu Poznań, razem mieszkaliśmy. Po karierze jesteśmy ze sobą w stałym kontakcie, a Paweł był już w Norwegii od dawna, to gdy dowiedział się o mojej sytuacji, powiedział: „Przyjedź, spróbuj. Jeżeli ci się nie spodoba, wrócisz”. W Norwegii poznałem osobę pracującą na stoku. Poprosiłem, żeby się do mnie odezwała, jeżeli znajdzie się dla mnie stała praca. Po jakimś czasie kolega wysłał maila i trafiłem do kompleksu stoków narciarskich. To jeden z najlepszych ośrodków w Norwegii. Otwieram stok w godzinach porannych i zamykam o 15:30. Podczas zmiany jeżdżę po obiekcie skuterem śnieżnym i patroluję, czy wszystko dobrze działa i nikomu nic się nie stało. Pomagam tym, którzy nie potrafią jeździć na nartach. Jeżeli na przykład dojdzie do wypadku, ktoś złamie nogę lub mocno się poturbuje, jestem pierwszą osobą, która przekazuje informację dalej, przez radio, do ekipy interwencyjnej.
Bąk z Polonią zdobył wszystkie krajowe trofea. Mistrzostwo Polski, Puchar Polski, Puchar Ligi i Superpuchar Polski. Również w czarnych barwach sięgnął po koronę króla strzelców w 1998 roku. – Najwięcej zawdzięczam oczywiście Jerzemu Engelowi. W Polonii wygraliśmy wszystko, dodatkowo Engel dał mi szansę zagrać w kadrze Polski. Zawsze lubię wracać do jednego meczu na Legii, który wygraliśmy z Polonią 3:0. Wtedy można było się poczuć, jak król Warszawy. Mieszkałem akurat przy ulicy Czerniakowskiej, w rejonie fanów Legii. Koledzy wspominali, że jeżeli wygramy, to może lepiej zostać w domu. Ale z kibicami Legii nie miałem nigdy problemu. Nikt mnie nie zaczepiał, czasem były jakieś żarty, ale generalnie fani Legii zachowywali się wobec mnie w porządku, podchodzili z szacunkiem. W Polonii spędziłem najlepszy okres. Nikt nie spodziewał się, że po kilkudziesięciu latach zdobędziemy mistrzostwo. I to jeszcze w dobrym stylu. To był bardzo fajny etap dla klubu – wspomina Bąk.
Były pomocnik „Czarnych Koszul” praktycznie przez całą karierę grał w polskiej lidze, lecz w 2001 roku przeszedł do Birmingham City. Niestety była to krótka i nieudana zagraniczna przygoda. – Przyjechałem tam w grudniu czyli w okresie, w którym w Anglii gra się najwięcej. Wskoczyłem do składu przed sylwestrem i w sumie w ciągu trzech tygodni rozegrałem pięć spotkań. Już wtedy kolano mocno mnie bolało. Złapałem kontuzję i wypadłem na prawie miesiąc. Źle to się dla mnie ułożyło. Nie ukrywam, miałam też problem z językiem, bariera nie pomagała. Żałuję, że tam nie zaistniałem i że nie było mi dane pobyć w Anglii pół roku dłużej, ale miałem okazję przekonać się z bliska, jak wygląda wielka piłka. Myślę, że w dzisiejszych czasach przy obecnych realiach, czyli sprzęcie, medycynie i łatwiejszej możliwości transferu, zrobiłbym większą karierę – ocenia Bąk.