„Sportowe Fakty” porozmawiały z byłym właścicielem Polonii Józefem Wojciechowskim, który po awansie „Czarnych Koszul” do I ligi był przedstawiany jako potencjalny nowy sponsor klubu.
Wojciechowski wspomniał jak wyglądały negocjacje dotyczące sprzedaży Adriana Mierzejewskiego do Trabzonsporu Kulübü. – Powiedziałem mu: „Dla mnie to jest tylko klub, decyduj. Twoja sprawa, twoje życie”. Ale Turkom powiedziałem: „Nie”. Zaczęliśmy negocjacje od 8 milionów euro. Bardzo napierali. Miałem wtedy statek u wybrzeży Turcji i przypłynęli tam na rozmowy. Nie zgodziłem się. Za dwa tygodnie zadzwonili. „Nie chce pan sprzedać, szanujemy to, ale chcielibyśmy napić się z panem kawy” – usłyszałem. I przylecieli na tę kawę do Warszawy. To są twardzi zawodnicy, potrafią wejść oknem – opowiada w „SF”.
W jego opinii płacił na poziomie Legii i Lecha Poznań. A jakie to były kwoty? – W granicach od 50 do 100 tysięcy złotych miesięcznie. Ale jak już tak rozmawiamy… pamiętam, gdy na ambicje wszedł mi Lech Poznań. Myśleli, że mogą kupić każdego zawodnika z każdego klubu. Z jakiegoś wywiadu dowiedziałem się, że oni „kupią z Polonii Tomasza Jodłowca„. Zaśmiałem się i dość szybko się za to zrewanżowałem. Lech miał obrońcę z Ameryki Południowej, Manuela Arboledę, któremu kończył się kontrakt. On wtedy w naszej lidze brylował. Pocztą pantoflową rozpuściłem plotkę, że chce go Polonia, a ja dam mu megakasę. I ten zawodnik wymusił na Lechu taki kontrakt, że ustawił się chyba do końca życia. Nie znaliśmy się osobiście, ale zawsze mi się kłaniał, gdy spotykaliśmy się później na różnych bankietach – zdradził Wojciechowski.
W kwestii swojego powrotu do piłki nie mówi „nie”. – Nie mówimy tu tylko o mnie. Mam trzech młodocianych synów, chcę też im poświęcić trochę czasu. Podejrzewam, że właściciel Polonii poradzi sobie w I lidze pod względem finansowym. Natomiast, jeżeli uda im się wejść do ekstraklasy, to na tym poziomie będą potrzebowali konkretnych pieniędzy. Ale zostawmy to na razie. Za sobą mam na pewno jeden etap: kandydowania na prezesa PZPN.