Doskonale zdajemy sobie sprawę z faktu, że aby awansować musimy wszystko po drodze wygrać, pieczętując końcowy sukces pokonaniem w bezpośrednim meczu głównego rywala, Legionovię. Kalendarz jednak ułożony jest tak, że to my niestety mamy trudniejszych rywali.
I takim meczem, spotkaniem na szczycie, było wyjazdowe spotkanie z Lechią Tomaszów Mazowiecki, trzecią w tabeli, już raczej bez żadnych szans na awans, ale za to z ambicjami utrudnienia nam życia. Trzeba przyznać, że dołożyli starań aby tak się stało. W prawdzie pierwszą groźną sytuacje mieli nasi po strzale Adama Pazio, ale miejscowi pola nie oddawali, grając przy tym dosyć ostro. Ogólnie mecz nie porywał, choć jeśli już chcemy szukać jakichś pozytywów, to więcej sytuacji mieli Poloniści, tyle, że nic z tego nie wynikało, a kiedy jednak, to doskonale bronił bramkarz Lechii, ich absolutnie najlepszy zawodnik. Nasi zbyt łatwo dawali się łapać na pozycje spalone, a stało się to dobrych kilka razy, praktycznie przy każdym szybkim podaniu do przodu. Oni za to wyprowadzali szybkie kontry przy udziale zwykle 3 lub 4 graczy i Michał Brudnicki, też musiał się pokazać. Do przerwy nic nie wpadło i czekaliśmy z niepokojem na drugą część meczu, zwłaszcza, że Legionovia prowadziła z Pilicą 2:0. Czyli teraz już musieliśmy iść po wygraną!
Nasi od początku mocno docisnęli, biliśmy róg po rogu. Komentujący mecz zwracał jednak uwagę, że przy praktycznie wszystkich naszych akcjach ofensywnych brakuje tego ostatniego podania, dobrego strzału, jak to ładnie określi – „ciągle brakuje pół metra”. I tak, mimo przewagi, nic się nie zmieniało. Do czasu, bo w 70 minucie stała się rzecz absolutnie kuriozalna. Długie podanie w stronę pola karnego Lechii, takie z cyklu do nikogo. Bramkarz spokojnie zawołał „moja” i ruszył złapać piłkę w koszyczek. Ale jego obrońca chciał mu pomóc i tak ładnie to zrobił, że nawet ten wysoki i bardzo sprawny goalkeeper nie mógł wyłapać precyzyjnego loba. Piłka go minęła łukiem I powolutku wtoczyła się do bramki. Takie cuda niezbyt często można zobaczyć! Dwie minuty później mogło być już 2:0. Najpierw świetne zagranie Wojciecha Fadeckiego do Marcina Kluski I dobry strzał Marcina, znakomicie obroniony na róg, a po nim znowu bardzo było blisko do kolejnego swojaka. Polonia nie oddała już inicjatywy, a co za tym idzie prowadzenia do końca. Miejscowi próbowali jeszcze coś namieszać, do przodu biegał także bramkarz, jednak sytuacji z tego nie mieli. W Białobrzegach padła bramka kontaktowa i zrobiło się ciekawie, niestety Legionovia dowiozła swoje 2:1 do mety… jak zwykle.
No trudno, w weekend my mamy łatwiej, a może oni wreszcie coś stracą. Na razie mamy status quo i wszystko zależy tylko od naszej gry. Na nikogo nie musimy się oglądać.
Ogólnie mecz specjalnie mi się nie podobał, ważniejszy jest wynik, a tu pełna satysfakcja. Czyli jak w tytule – wygrane, można zapomnieć. I idziemy dalej.
A jak tam szło dzisiaj naszym orłom?
Michał w bramce to skała, zero dyskusji!
Obrona, jak dla mnie pozytywnie. Praktycznie wyłapywali wszystkie piłki idące górą, Tomek Wełna chyba ani jednaj nie przepuścił, a Szymon Jarosz i Eryk Mikołajewski dzielnie go wspierali.
Co do wahadełek to już tak celująco nie było. Wojtek Fadecki pokazał się nieźle, ale w kilku sytuacjach mógł lepiej. Widywałem go już w lepszym wydaniu. Adam, jak zwykle brał na siebie ciężar gry i bicie wszystkich stałych fragmentów. I robił niestety sporo błędów. Piłki nie dochodziły lub były za długie, niestety trochę za dużo strat. Tragedii oczywiście nie było, ale wolałbym żeby było lepiej.
Środek pozytywnie. Łukasz Piątek kierował całością, choć i on też miał skuchy, natomiast Piotr Marciniec był, jak dla mnie, dziś chyba najlepszy (oczywiście wraz z Tomkiem!). Środkowi wyłapywali wszystko co nie szło górą, czyli Lechia za bardzo sobie tych szans nie stworzyła.
Z przodu Marcin Kluska, Krzysiek Koton, a na szpicy Krystian Pieczara. Niby zrobili wszystko co trzeba, tyle, że zawsze te „pół metra” albo na drodze stawał bramkarz, poza tą dziwną wpustka grający naprawdę na wysokim poziomie. Krzysiek gra bardzo nieszablonowe piłki, naprawdę fajnie. Nie wszystkie dochodzą, ale sporo z nich tak. Niepotrzebnie tylko partnerzy grają do niego górą, bo niestety centymetrów mu trochę brakuje. Ale kombinuje dobrze. Marcin co najmniej jeden bardzo dobry strzał, Krystian bezustanne nękanie obrony. Oj, nabiegał się on dzisiaj – główny inicjator wysokiego pressingu.
Zmiany. Marcin Pieńkowski za Adama – przyzwoita zmiana, ale była by lepsza gdyby po udanym dryblingu jeszcze dobrze (lub w ogóle) podawał. Bo przynajmniej raz piłkę po prostu zostawił obrońcy. Wiktor Niewiarowski za podmęczonego Wojtka, nieźle, choć za krótko żeby naprawdę coś pokazać. I za podmęczonego Krzysia, Patryk Paczuk. Też nie dane mu było zabłysnąć. Wreszcie w samej końcówce Szymon Lewicki za ledwo żywego Krystka. I mimo, że przez chwilę, ale parę fajnych momentów zaliczył. Dobrze.
Obawiam się, że gdyby nie wynik, to być może każdemu bym jeszcze jakąś łatkę przypiął, ale wygrana to wygrana, a tego meczu autentycznie chyba się jednak obawialiśmy. Teraz czas na strzelaninę ze Zniczem, a może Legionovia wreszcie skusi?…
Autor tekstu jest wyjątkowo powściągliwy w ocenie. Brawo. Mnie zęby bolą do chwili obecnej po obejrzeniu „widowiska”. Pierwsza myśl. Premie meczowa powinien otrzymać zawodnik drużyny z Tomaszowa – autor bramki, ponieważ naszej zasługi w wygranej nie było żadnej. Drugi wniosek będzie powtórka moich dotychczasowych przemyśleń – w piłkę gramy tylko ze słabymi przeciwnikami, z pozostałymi piłkę kopiemy. Trzeci wniosek – Pieczara musi mieć wpisana w kontrakt klauzule o grze w każdym meczu pod groźbą wysokich kar, No bo jaki mógłby być inny powód jego obecności w wyjściowym składzie? Czwarty wniosek – Legionovia wygrywa mecze z 4-5 młodzieżowcami w składzie i bardzo przeciętnymi dojrzałymi piłkarzami, my mamy w składzie piłkarzy z papierami na grę w I lidze i gramy tyloma młodzieżowcami ilu wymagają przepisy, gdyby były inne mógłbym się nie zdziwić gdyby nie grał żaden. Piąty wniosek – przeczytałem gdzies komentarz, ze nasza obrona jest jak Trzech Muszkieterów – ide o zakład, ze Dumas nigdy nie napisałby tej powieści gdyby miał takie wyobrażenie o Muszkieterach. Szósty wniosek- pomyliłem się w ocenie Pienkowskiego – on jest tylko szybki, wiec albo trener nie potrafi mu wytłumaczyć czego od niego oczekuje albo on nie jest w stanie tego wykonać i tylko biega. Siódmy wniosek – niekonwencjonalne zagrania to takie których nie spodziewa się przeciwnik, takie których nie spodziewa się druzyna lub autor nazywają się strata lub brakiem umiejętności. Ósmy wniosek – Legionovia ma cały czas 6 pkt przewagi, meczów do końca coraz mniej i chyba trudno liczyć na wsparcie przeciwników w strzelaniu do własnej bramki. Dziewiąty wniosek- tak sobie myśle, ze właściciel widzi i sie zastanawia czy w przyszłym sezonie da radę jeździć na wyjazdy z zespołem do Tomaszowa Mazowieckiego, Szczuczyna czy Łowicza. Jeżeli dopuszcza taka ewentualność to jego miłość do Polonii jest wielka i szanujmy to bo filantropów szukać dzisiaj to jak spotkać lwa w Pussczy Ksmpinowskiej. Ostatni dziesiąty wniosek – nadzieja umiera ostatnia, ale cieszmy sie widokiem naszego sztabu szkoleniowo/sportowego bo nawet tak sympatyczny gość jak George chyba długo nabierać sie nie da. Wtedy uznałbym, ze jest nie tylko filantropem, ale i naiwny.
Patryk
Zgoda co wiekszosci twoich wnioskow.
Przed sezonem pisalem ze bez powaznego wzmocnienia sly ognia bedzie taniec na linie
I nic nie wskazuje ze nawet jak nie pogubimy punktow co zreszta pokazaly mecze z gora tabeli czyli Lechia i Switem przeprawa z Legionovia bedzie zalezec od dyspozycji dnia sedziow itp itd i jak sie chce awansowac w przyszlosci do Extraklasy to na tym poziomie to nie powinno miec miejca…..taniec na linie nawet w cyrku jest ryzykowny ….kazdy zauwaza ze jusz nawet ci najwierniejsi maja dosc tej amatorskiej ligi i frekwencja dlatego kuleje….
Awans jest Poloni na wage tlenu i mam nadzieje ze zawodnicy sobie z tego zdaja sprawe chociarz
ogladajac mecz ze Switem i sprawozdanie z Tomaszowa nie jestem tego pewien,albo po prostu sa za slabi zeby zdominowac ta lige .
Tak czy inaczej teraz zostaje nam wiara w to co mamy i mysle ze koncentracja , determinacja bedzie miala tu kluczowa role.
Patryk,
Masz odrobinę racji i rozumiem dokąd zmierzasz, ale strasznie dramatyzujesz. Nie Ty jeden z resztą.
Najpierw zachwycamy się, że rozjeżdżamy przeciwników walcem, a po jednym czy dwóch meczach, w których to się nie dzieje, co po niektórzy snują wizje upadku Polonii, litości…
Faktem jest, że nasi napastnicy czasem pozostawiają nieco do życzenia i grywają w kratkę, ale nie oznacza to że ogólnie gramy źle. Czasem brakuje skuteczności, czy lepszego pomysłu na wykończenie akcji, ale wyluzujcie trochę. To jest jest III liga, a nie Champions League.
W 8 meczach mamy 7 zwycięstw, 1 remis i JEDNĄ straconą bramkę.
Mecz z Lechią był ciężki, ale przeciwnik też nie miał możliwości zabłysnąć, czemu nikt na to nie zwróci uwagi? Drużyna z czołówki nie umiała nam realnie mocno zagrozić. Heloł, powinniśmy się z tego cieszyć, a nie kopać Naszych.
Legionovia też nie zawsze gra z nut, z takim np. słabiutkim Sokołem AŁ mocno się umęczyli, a zwycięstwo dały im bramki strzelone z wolnych (notabene 2 wykorzytane wolne, w 2 minuty). Gdybyśmy to my tak zagrali, to wylewałyby się na drużynę pomyje i sialibyście znowu panikę.
Dramatyzuje? Nie, po prostu przedstawiłem swoją opinię, ona nie musi być trafna, jak każda opinia. Zgadzam się z Tobą, że to tylko III liga i włąśnie dlatego mam taką opinię.
Słyszałem opinie, że na kartoflisku w Tomaszowie nie dało się grać w piłkę i to ma służyć za wytłumaczenie słabszej gry na wyjeździe niż u nas na Konwiktorskiej.
Ja się z tym nie zgadzam – do linii pola karnego Tomaszowa nasza gra wyglądała naprawdę dobrze: defensywa nie pozwalała na nic konkretnego gospodarzom, a w środku pola nasi rządzili i dzielili. Do tego skrzydła – szczególnie w II połowie hulały aż miło.
Problemem było wykończenie akcji – a w zasadzie ostatnie podania i strzały. Tych ostatnich celnych z dystansu nie pamiętam, a już rzuty wolne to baloniki posyłane w pole karne – wszak pod warunkiem, że przeszły pierwszego gracza przeciwnika.
Mecz bardzo podobny do tego ze Świtem z tą różnicą, że wygrany. Mamy jeszcze jeden taki – z Legią, który musi być wygrany.
Ani nie dramatyzuję ani nie popadam w hurraoptymizm.
Jesteśmy wciąż w grze. Nie strzeliliśmy bramki samemu, zrobił to przeciwnik (przecież nie chciał).
Czego nam brakuje – lepszej gry na wyjazdach. Ale Legionovia też na wyjazdach nie błyszczy – tyle że też wygrywa. Jeszcze wciąż możemy awansować – musimy tylko i aż wygrać wszystkie mecze do końca rundy. Mamy gorszy kalendarz (na to nie mamy wpływu), niestety mielismy słabą jesień.
Pozostaje napisać dopóki piłka w grze …….
Marcin 88
Tu nicht nie dramatyzuje …kazdy wie ze to tylko 3 liga i dlatego kazdy jest zdziwiony dlaczego taka przeplatanka z dolem tabeli super a z czubem ….
W tej lidze zawszy walczy 2/3 druzyny za serio o awans i niestety dlatego jak chcesz awansowac to musisz wygrywac…co by bylo jak by ten samoboj nie wpadl sam sobie dodaj reszte scenariusza…
taak taak i trzeba było brać Strzałkowskiego .. 😉