Odrabiana zaległość. Mecz na szczycie. Zwycięzca nominuje się do roli głównego pretendenta, obok Legionovii, do awansu. Czyli wielki ładunek emocji, oczekiwań, nadziei i obaw. Na dokładkę na boisku rywala, od którego niezbyt często wracaliśmy z tarczą.
Wyszliśmy w podstawowym garniturze, tylko z Rafałem Kiczukiem w miejsce wykartkowanego Tomka Wełny. Gospodarze też wytoczyli wszystkie swoje armaty z nowym nabytkiem Jarosławem Yampolem na czele. I czego byliśmy świadkami? Typowego meczu walki, w którym obaj rywale trochę się siebie obawiają, przez co nie pokazują pełni swoich możliwości. Nie jestem ekspertem od Świtu, ale w przypadku naszej drużyny chyba tak właśnie było. Początek meczu bardzo niemrawy, z dużą ilością złych i niedokładnych podań, z dużą przewagą żądnych wygranej gospodarzy. Yampol, z resztą przez cały mecz, pokazywał ile można zyskać pozyskując do składu tej klasy gracza. Praktycznie cała gra Świtu szła przez niego, a przecież on jeszcze do końca w tę ekipę nie wrósł. Napór gospodarzy doprowadził już w 10 minucie do strzelenia nam bramki. Groził także utratą kolejnych. Szczęśliwie wraz upływem czasu nasi zaczęli uspokajać grę. Ciężar zmagań wzięli na siebie ci najbardziej doświadczeni – Łukasz Piątek, Adam Pazio oraz … ten najmłodszy – Krzysio Koton. W ten sposób do przerwy dowieźliśmy 0:1 i można się było zastanawiać co zademonstrujemy po zmianie stron.
W II części gry nastąpiła od startu jedna zmiana. Przeciętnie i niestety szablonowo grającego Marcina Pieńkowskiego zastąpił dużo bardziej zdeterminowany Wojciech Fadecki. Jego gospodarze nie mieli tak dobrze rozpracowanego. To on był teraz motorem napędowym naszej ekipy i po zainicjowanej przez niego akcji padła wyrównująca bramka, której autorem był nasz kapitan, po strzale głową ze środka pola karnego. W drugiej połowie nasi mieli przewagę i więcej z gry, niestety wynik nie uległ już zmianie. Remis. Co to oznacza? Otóż moim zdaniem niewiele. Jasne, lepiej było wygrać, wtedy nasza strata, po remisie Legionovii zmniejszyła by się o 2 punkty. Ale, z kolei gdybyśmy przegrali, to odstęp powiększył by się o jeden punkt – punkt o kardynalnym znaczeniu.
Aktualnie, zakładając, że obie drużyny solidarnie wygrywają swoje mecze, przed decydującym starciem z liderem będziemy mieli 3 punkty straty, tak więc do awansu potrzebne nam będzie zwycięstwo. To samo było by przy naszej wygranej, bez zwycięstwa nie było by promocji. Różnica polega na tym, że mielibyśmy zapas na jedną wpadkę w postaci niespodziewanego remisu. Gdyby nie punkt zdobyty w Nowym Dworze, awans już nie byłby tylko w naszych rękach czy nogach, musieli byśmy czekać na potknięcie lidera. W tym kontekście osiągnięty remis jest bardzo ważny i nie ma co wybrzydzać. Zagraliśmy słabszy mecz, ale ze znacznie trudniejszym rywalem, czyli – patrz tytuł!
A co sądzę o grze naszych graczy?
W bramce Michał Brudnicki. Strzał był z tych nie do obrony, reszta pod kontrolą. No z wypuszczoną piłką po strzale w II połowie, która chciała wtoczyć się do bramki, ale Michał ją złapał. Na plus.
Obrona, czyli Szymon Jarosz, Rafał Kiczuk i Eryk Mikołajewski – początek, jak całej drużyny, nerwowy, później już na poziomie. Rafał zrobił co do niego należało. Dobra obrona Eryka w II połowie zaraz po zdobyciu bramki.
Wahadełka – Adam Pazio i Marcin Pieńkowski, zastąpiony przez Wojtka Fadeckiego. Już o nich pisałem. Dla Marcina mam przestrogę – Wojtek mocno naciska i chyba to on wskoczy do pierwszego składu. Marcin jest szybki, robi wiatr, ale jest przewidywalny i często niecelnie podaje. To mankamenty.
Pomoc, czyli Piotr Marciniec i Łukasz Piątek. Dużo od nich zależało i obaj dali z siebie wszystko. To mocna para. Mam nadzieje, ze z Piotrem wszystko OK, bo strata byłaby duża. Mimo tego, że Damian Mosiejko dał naprawdę dobrą zmianę i sporo popracował w grze do przodu, ale także w defensywie. To cieszy, że mamy pewnego zmiennika na wypadek nieszczęścia.
Pomoc ofensywna. Krzysztof Koton i Marcin Kluska. Marcin w poprzednich meczach był naszym liderem w napędzaniu ataku. Wczoraj nie szło mu tak dobrze. Nie odmawiam mu ambicji i woli walki, ale nie pokazał się tak jak dotychczas. Natomiast Krzysztof dał z siebie wczoraj chyba wszystko. Sporo psuł, w tym strzał, ale za to był wszędzie i walczył – i to jak! Brawo, pracuj Krzysztof, masz duże możliwości.
Z przodu Krystian Pieczara, zamieniony przez Szymona Lewickiego oraz wprowadzony za Kluskę, Patryk Paczuk. Można powiedzieć, że formacja obronna Świtu to ich bardzo mocna strona i wczoraj to zademonstrowali, zdecydowanie utrudniając grę naszym graczom ofensywnym. Z tego też powodu trudno mówić o jakimś specjalnym błysku naszych napastników.
Reasumując – po ciężkim meczu, zdecydowanie najtrudniejszym, wracamy do domu z cennym punktem. Uważam, że drużyna zagrała na poziomie, mimo że wyraźnie się tej partii obawiała. Stawiam, że w kolejnych zagrają z większym rozmachem i skuteczniej.
Tego sie trzymajmy. A tak na marginesie – mogliśmy wziąć jakiegoś Ukraińca, ten Yampol grał jak z nut.
Racja, trochę szkoda że nie udało nam się zgarnąć nikogo z wyższej ligi ukraińskiej. Lewicki jeśli szybko się nie ogarnie to może podzielić los Kujawy.
Ze wzmocnien trzeba docenić Fadeckiego, chłop naprawdę robi robotę, trochę szkoda że trener wczoraj nie postawił na niego w wyjściowym składzie.
Skoro było tak dobrze, jak pisze Tricky to czemu było tak do d…y ?
Wystarczyło wyjść na nas dobrze zmotywowanym. Do tego szybko biegać i grać prostą piłkę – do przodu na dobieg. W pierwszych 20-tu minutach nie istnieliśmy. Lewa strona – Kiczuk, Pieńkowski i Kluska nawet nie bez wyrazu, bo słabo. Koton z drugiej strony też słabo – strzały Bóg wie gdzie, dośrodkowań prawie nie było, a celnych … ? Pieczara wyłączony z gry bo nie dostawał piłek – a poprzeczka w jego akcji to raczej babol obrońcy.
Na duży plus Marciniec – po jego zejściu gra się posypała. Z Piątkiem zagrali dobry mecz.
Zmiany nie wniosły nic – co Tricky widział w grze Mosiejki – nie wiem . Paczuk to raczej za Pieczarę na szpicę a nie na … no właśnie kogo on wczoraj grał ?
Lewicki – lepszy chyba Pieczara podpierający się brodą ze zmęczenia niż on.
Fadecki wniósł spore ożywienie ale tylko do czasu, gdy na boisku był Marciniec. To też dowód na to jak ważny jest on dla naszej drużyny.
Jednego nie rozumiem – dlaczego Świt wykazał większą determinację ?
I drugiego nie rozumiem – dlaczego Świt jakby więcej i szybciej biegał – mimo, że miał dzień przerwy mniej, a przeciwnika czyli Błoniankę mocniej walczącego niż z nami Ursus ?
Margines błędu wyczerpany – z Sokołem ze zwycięstwem !!!