W piątkowym wydaniu „Przeglądu Sportowego” ukazał się obszerny wywiad z byłym pomocnikiem „Czarnych Koszul” Tomaszem Hołotą, który po odejściu z drugoligowego KKS-u Kalisz w sierpniu bieżącego roku, aktualnie wraz z żoną zajmuje się… prowadzeniem firmy zaopatrzeniowej, dostarczającej warzywa i owoce do restauracji.
W rozmowie z Izabelą Koprowiak, oprócz wspomnień związanych m.in. ze swoim aktualnym zajęciem oraz nieudanych pobytach zespołach Arminii Bielefeld czy Pogoni Szczecin, wychowanek GKS-u Katowice nawiązał również do rocznego pobytu przy K6. Podobnie jak w przypadku wyżej wskazanych drużyn, nie są to jednak miłe wspomnienia…
– Pierwsza trójka złych wyborów? Przede wszystkim wcześniej powinienem odejść z GKS Katowice do ekstraklasy. Zrobiłem to o rok, dwa lata za późno. Uwierzyłem w to, co mi obiecywano w klubie: prezesowi Ireneuszowi Królowi, swojemu menedżerowi, którym był wówczas Bartek Bolek. Podpisałem atrakcyjny kontrakt, wydawało się, że obie strony są wygrane. Wypromowałem się – sportowo była to dobra decyzja, tyle że finansowo do bani, bo nie płacili. Ostatecznie swoje pieniądze w końcu odzyskałem.
Hołota dość dużo stracił finansowo na grze w Polonii. – Straciłem pensje, które należały mi się za siedem miesięcy (…) Myślę, że spokojnie kupiłbym za to atrakcyjną kawalerkę w Warszawie.
Jak się okazuje Hołota został sprowadzony na Konwiktorską za 900 tys. zł, mając jednocześnie wpisaną w kontrakt klauzulę odstępnego w kwocie… 1000 złotych, która co ciekawe została później przelana na konto Polonii przez jego późniejszego pracodawcę Śląsk Wrocław… – Mogłem też za darmo, gdybym rozwiązał kontrakt, ale klub przelał na konto Polonii tysiąc złotych, by mieć spokój. Pieniądze to jedno, wydawało mi się, że sportowo wspinam się coraz wyżej. To było dla mnie najważniejsze – zdradza Hołota.
W dalszej części rozmowy opowiadając m.in. o bardzo prawdopodobnym zakończeniu współpracy ze swoim menedżerem Jarosławem Kołakowskim oraz swojej aktualnej sytuacji po odejściu z KKS-u Kalisz, nasz były pomocnik ujawnił ciekawe okoliczności, jakie niemal dekadę temu towarzyszyły jego transferowi na K6, który jak się okazuje mimo upływu czasu… dodatkowo skutecznie zablokował mu możliwość powrotu do rodzimego GKS-u Katowice przed rozpoczęciem bieżącego sezonu…
– Mówił, abym dał mu kilka dni, parę tygodni, że coś znajdzie. Jak się skończyło: widzimy. Pojawiła się po drodze Puszcza Niepołomice, ale to się rozmyło, wzięli kogoś innego. Liczyłem, że trafię do GKS Katowice, ale z powodu konfliktu z trenerem Górakiem, czyli mojego głośnego odejścia w 2012 roku do Polonii Warszawa, było to niemożliwe – wyjaśnia expolonista i dodaje: – Byłem młody, niektórych spraw jeszcze nieświadomy, przekonany, że trener doskonale wie, że Polonia chce mnie pozyskać. GKS przygotowywał się do meczu w Pucharze Polski, oczywiście znalazłem się w kadrze na to spotkanie. Polonia przebywała wówczas na obozie, wieczorem dostałem telefon, że mam przyjechać do Gutowa Małego. Tak zrobiłem – spakowałem się, wsiadałem w samochód, pojechałem, rano wziąłem już udział w treningu „Czarnych Koszul”. Okazało się, że trener Górak nic o tym nie wiedział. Przyjechał na zbiórkę, nie rozumiał dlaczego mnie nie ma, mocno się wkurzył. Nigdy sobie tego nie wyjaśniliśmy, nie podaliśmy sobie ręki, mimo że potem czasem się mijaliśmy.
Z kronikarskiego obowiązku przypomnijmy, że Tomasz Hołota trafił do ekstraklasowej wówczas Polonii przed rozpoczęciem sezonu 2012/2013, w barwach której zaliczył 23 występy i zdobył jedną bramkę.