W piątkowym wydaniu „Przeglądu Sportowego” ukazał się obszerny wywiad z bramkarzem Radomiaka Radom i zarazem byłym zawodnikiem drużyny CLJ MKS-u Polonii Warszawa – Filipem Majchrowiczem, w którym oprócz m.in. opowieści o początkach swojej przygody z piłką, czy wrażeń związanych z pierwszymi występami w Ekstraklasie, nawiązał również do czasów spędzonych na popularnej „Saharze”, które przeplatały się z testami w zespole Anderlechtu Bruksela…
Przypomnijmy, że wychowanek Stomilu Olsztyn spędził na K6 1,5 roku, trafiając do polonijnej Akademii przed rozpoczęciem sezonu 2016/2017, reprezentował barwy drużyny prowadzonej wówczas przez trenera Adama Chmielewskiego, której we wspomnianym sezonie udało się dotrzeć do 1/2 finału mistrzostw Polski juniorów młodszych, gdzie po zaciętym dwumeczu, finalnie musiała uznać wyższość młodzieżowców Lecha Poznań.
– Mieszkaliśmy u księży w bursie salezjańskiej. Z jednej strony my – młodzi piłkarze Polonii i Legii – a z drugiej razem z nami uczniowie najlepszych warszawskich liceów – m.in. Batorego czy Staszica. Specyficzna mieszanka, trochę się różniliśmy, wiadomo, co się mówi o inteligencji piłkarzy. Na początku nie było mi w Warszawie łatwo z jedzeniem i poruszaniem się. Pamiętam, że kilkanaście razy wsiadałem do metra, ale jechałem w złą stronę. W klubie też musiałem swoje przejść. Gdy trafiłem do Polonii, na początku głównie biegałem wokół boiska. Trenerzy stwierdzili, że muszą mnie doprowadzić do odpowiedniego stanu siłowego i wydolnościowego, zadbać o koordynację. Zaczynaliśmy od zera, ale najwidoczniej coś we mnie zobaczyli. Udało mi się wywalczyć miejsce w składzie, rozegraliśmy dobrą rundę i awansowaliśmy do makroregionu, gdzie później okazaliśmy się najlepsi, co było dla Polonii wielkim wydarzeniem. Później nastąpił mecz z Lechem Poznań, po którym obarczono mnie winą za porażkę.
– O co chodziło? Wyszliśmy nastawieni bardzo defensywnie, w ustawieniu 1-5-4-1. Mieliśmy przede wszystkim nie stracić bramki. Zawsze lubiłem i nadal zresztą lubię rozgrywać piłkę, więc w pewnym momencie zagrałem do środkowego obrońcy, ale ten wypuścił ją sobie na dwa metry. Rywale przejęli piłkę, pojechali na naszą bramkę i strzelili gola. Schodziłem z boiska zmęczony i bardzo zdenerwowany, bo od razu dostałem za tamtą sytuację reprymendę od trenera. Nagle ktoś łamanym angielskim zapytał mnie: „Chciałbyś pojechać na testy do Anderlechtu?”. Na początku myślałem, że ten człowiek żartuje, ale on nie ustępował i okazało się, że to rzeczywiście skaut belgijskiego klubu. Dałem mu swój numer, on później zadzwonił i pojechałem na te testy. Spędziłem tam dwa tygodnie. (…)
Na pytanie dlaczego nie został wówczas w Belgii, Majchrowicz odpowiedział: Inny młody bramkarz Mile Svilar (rocznik 1999 – przyp. red.), odchodził akurat z Anderlechtu do Benfiki, dlatego działacze byli mną zainteresowani, ale dochodziły do mnie sygnały, że mogę mieć też oferty z innych klubów, a w Polsce zaczynała się runda, więc wróciłem do Polonii. Być może popełniłem wtedy błąd, trudno to stwierdzić. W Warszawie rozegrałem kilka spotkań, ale nie do końca dogadywałem się z trenerem. Mam taki charakter, że często się uśmiecham, lubię żartować, a wtedy to nie do końca szło w parze z wynikami. Może parę razy powinienem był się hamować? Przestałem grać, a ludzie z Anderlechtu stwierdzili, że skoro nie występuję w Polonii, to temat jest już dla nich zamknięty. (…)