W oczekiwaniu na sobotnią konfrontację ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, proponujemy Wam lekturę wywiadu z Kacprem Górskim, w którym obrońca „Czarnych Koszul” m.in. podsumowuje swój pierwszy rok spędzony na K6 oraz komentuje niedzielny mecz rezerw z KTS-em Weszło.
Za Tobą pierwszy rok pobytu na K6, który zakończyłeś z bilansem 14 spotkań – w których zdobyłeś jedną bramkę. Jak oceniasz ten okres?
– Polonia Warszawa to klub z tradycjami, dobrze jest być jego częścią, a każdy dzień spędzony na K6 to dobry czas. Myślę, że był to dobry okres, niemniej jednak oczywiście chciałbym żeby zarówno spotkań jak i bramek było o wiele więcej.
Nie da się ukryć, że w poprzednim sezonie nie miałeś zbyt wielu okazji, aby zaprezentować swoje umiejętności na boisku, szczególnie jeżeli mówimy o rundzie jesiennej. Sytuacja nieco zmieniła się na wiosnę – szczególnie w końcowej fazie sezonu, gdy wywalczyłeś sobie miejsce w pierwszym składzie i strzeliłeś wspomnianą bramkę w starciu ze Zniczem Biała Piska. Myślisz, że końcówka sezonu w Twoim wykonaniu była kluczowa, pod kątem przedłużenia z Tobą kontraktu przez klub?
– Byłoby fajnie gdybym w tym sezonie dostawał więcej szans od trenera i mógłbym zaprezentować to co potrafię. Kiedy dostałem propozycje przedłużenia umowy z Polonią, długo nie musiałem się zastanawiać. Na pewno końcówka sezonu miała jakiś wpływ na nowy kontrakt, starałem się przekonać do siebie nowego trenera, udało mi się to i cieszę się, że zostałem i będę mógł pomóc Polonii w walce o awans do wyższej ligi.
Mimo dobrej końcówki poprzedniego sezonu, początek obecnych rozgrywek rozpocząłeś jako rezerwowy. Jak zatem odnajdujesz się w tej roli i czy wierzysz, że w dalszej perspektywie uda Ci się odwrócić tę tendencję?
– Fakt, dobra końcówka sezonu i dobre mecze kontrolne nie pozwoliły mi się przebić do pierwszego składu, jednak wierzę, że jestem w stanie wywalczyć sobie miejsce i występować znacznie częściej w podstawowej jedenastce. Rywalizacja jest duża i trzeba to zrozumieć, podejść do tego z chłodną głową – walczyć, trenować i nigdy się nie poddawać.
Póki co, rytm meczowy zachowujesz poprzez występy w drużynie rezerw, która wzmocniona zawodnikami z pierwszego zespołu, w ubiegłą niedzielę dość niespodziewanie uległa zespołowi KTS-u Weszło, a spotkanie to było dość żywo komentowane w mediach społecznościowych, m.in. za sprawą jednego z wpisów znanego dziennikarza sportowego i jednocześnie założyciela tego klubu Krzysztofa Stanowskiego. Czego według Ciebie zabrakło, aby pokusić się o lepszy rezultat w tym meczu?
– Nie raz ten sport pokazał, że każdy może wygrać z każdym. Na najwyższym poziomie dzieją się takie rzeczy, że czasem ciężko uwierzyć, więc de facto mówienie, że na szóstym poziomie rozgrywkowym było to niespodziewane jest trochę przesadzone. To jest sport, rywalizacja, walka. Na boisko wychodzi 22 osoby, wszystko jest możliwe. Oczywiście na mecz wychodzimy w pełni zaangażowani z chęcią wygrania, jednak nie było to łatwe spotkanie, zresztą jak większość. Drużyny przyjeżdżające grać z Polonią – czy to z pierwszym, czy drugim zespołem, dostają dodatkowej energii. Kiepsko dla nas zaczął się mecz, bo już w dziesiątej sekundzie padł gol dla przeciwnika. Walczyliśmy do końca, jednak KTS dobrze się bronił i przerywał nasze ataki i próby zdobycia gola.
Na zakończenie ponownie cofnijmy się nieco w przeszłość. W sezonie 2018/2019 z zespołem Legionovii Legionowo wywalczyłeś awans do II ligi, w której niestety finalnie nie było Ci dane wystąpić. Podobnej sytuacji doświadczyłeś rok później w barwach KKS-u Kalisz. Myślisz, że w tym kontekście powiedzenie „do trzech razy sztuka” sprawdzi się, jeżeli chodzi o Polonię?
– W obu przypadkach miałem możliwość zostać w klubach i spróbować walki o skład i gry w II lidze, podejmowałem inne decyzje ze względów osobistych. Teraz jestem w Polonii, gdzie mam w planach zostać tak długo, jak tylko będę mógł. Mam nadzieje, że uda się wywalczyć awans, bo takie wydarzenie to świetne przeżycie. Klub ma jasno nakreślony cel i tego się trzymamy. Wierzę, że za kilka lat będzie można oglądać Polonię w ekstraklasie.