We wtorek, 25 sierpnia 2020 r., odszedł jeden z najwierniejszych kibiców Polonii Mirek „Goryl” Gorczak, który był jednym z prekursorów ruchu kibicowskiego warszawskiej Polonii.
Mirek związany z Polonią był od lat ’70. Był jednym z tych, którzy przybijali zgodę z Sandecją Nowy Sącz oraz współdziałał przy wydaniu w 2000 r. kasety z piosenkami polonijnymi, które znane są do dziś. „Goryla” tak wspomina dr Robert Gawkowski, historyk sportu, który wraz z nim odwiedził wiele stadionów w II i III lidze:
Przyjaźniliśmy się od dawien dawna, a zetknęła nas warszawska Polonia. Pamiętam moje pierwsze obejrzane mecze na Konwiktorskiej z początku lat siedemdziesiątych. On miał lat 15 a ja 12. Byłem szczeniakiem, a on gościem, któremu już sypał się wąs pod nosem. Imponował mi swym zapałem i optymizmem z jakim odnosił się do klubu. Bo Polonia, to dla nas była czymś więcej niż tylko trzecioligowym klubem piłkarskim. Była naszym podwórkiem, gdzie się wychowywaliśmy, miejscem gdzie pierwszy raz próbowaliśmy w tajemnicy przed dorosłymi wino, ale też uczyliśmy się od mocno starszych, naszej klubowej historii i tradycji.
Minęły dwa-trzy lata, boisko Polonii było w remoncie, a my jeździliśmy na Marymont czy na Warszawiankę, bo na tamtejszych stadionach grała wówczas Polonia. Ja miałem lat 15, a Miras 18. Wyrósł wtedy na „przywódcę stada”, na nieformalnego lidera kibiców Polonii. Zgodnie z modą miał długie włosy i zrobiony przez mamę szalik Polonii. Miał już groźną kibicowska ksywę „Goryl”, a zasłużył na nią sobie donośnym, choć niezbyt czystym głosem. Gdy zarzucił polonijną przyśpiewkę, to aż się szyby trzęsły! Imponował też operatywnością. Umiał załatwić tanie bilety na wyjazdowy mecz Polonii (nie tylko piłki nożnej, ale także koszykówki czy boksu). A najważniejsze, że umiał przekonać rodziców, aby nas puścili na taki wyjazd. Opornych i wątpiących rodzicieli czarował, że to dla dobra naszej nauki szkolnej, bo poznamy geografię i historię.
I tak oto poznawaliśmy… geografię i historię Mławy, Szczytna, Raciąża czy Świdnika. W takim Szczytnie w 1977 r. było nas ponad 200, bo Polonia grała o awans do II ligi. Wygrała 1:0 i awansowała. Pamiętam, jak po awansie Miras zamawiał flagi w kolorach czarno-biało-czerwono-czarnych. Na swoim Żoliborzu znał jakąś krawcową, która flagi tanio szyła. Przekonywał nas kibiców, że im więcej zamówimy, tym cena za flagę będzie niższa. Dziś to jasne dla chyba każdego dzieciaka, ale w latach komunizującej gospodarki Polski Ludowej, to była jak odkrycie. Jak najprawdziwsza nauka ekonomii!
Grzeczny ani pokorny nie był, ot polonijny rozrabiaka. Ale wychowawcy w szkole, mieli do niego słabość. Widać „Goryl” umiał czarować nie tylko rodziców, ale też nauczycieli. Takim wychowawcą na Polonii (opiekunem koła kibiców) był spiker Zdzisław Sięga, w czasie II wojny, żołnierz Szarych Szeregów. Gdy „Goryl” coś znów narozrabiał, pan Zdzisław krzyczał na niego, łapał się za serce lamentując: „Goryl – ty mnie do grobu zaprowadzisz”. Po czym rzecz jasna odpuszczał grzechy młokosowi, sam usprawiedliwiając winowajcę: „No tak, ale Ty Mirek na pewno się poprawisz i drugi raz tego nie zrobisz”. To, co łączyło starszego pana Sięgę, Mirasa i nas kibiców Polonii z tamtych lat, to bezgraniczna miłość do klubu.
„Goryl” dał temu żelazny dowód, gdzieś w końcu lat siedemdziesiątych. Była zima i piłkarze mieli przerwę w rozgrywkach. Liga koszykówki też pauzowała. Nie występowali ani nasi lekkoatleci, ani bokserzy. Waldemar Marszałek też nie szarżował na swej łodzi. Nuda! Żadna drużyna nie grała, nie było więc komu kibicować. I oto „Goryl” coś w gazecie znalazł – nasi szachiści walczyli w Szczecinie o Mistrzostwo Polski. Za jego namową grupka polonistów (choć nie duża) z flagami, szalikami i … z trąbką poleciała samolotem (bo bilety dla młodzieży do 21 roku życia były tanie) na te mistrzostwa. Jakież miny mieli nasi szachiści, gdy do Szczecińskiego Domu Kultury, gdzie właśnie rozgrywano te mistrzostwa, wpadli kibice śpiewając pieśni o wielkości Polonii. Kierownik zespołu szachowego interweniował bardzo dyplomatycznie, oznajmiając, że się cieszy z przybycia polonijnych kibiców, ale też prosi o ciszę, a zwłaszcza o … nie używanie trąbki!
Mijały kolejne lata. „Goryl” stał się panem Mirkiem. Założył rodzinę. Pod koniec XX wieku na mecze przychodził wraz ze swymi dziećmi. Tak było do niedawna. Niestety na kolejnych meczach już go nie będzie. Oj, będzie mi brakowało jego donośnego głosu, pogody ducha i ułańsko-kibicowskiej fantazji.
***
Ostatnia droga „Goryla” odbędzie się w poniedziałek 31 sierpnia 2020 r. Msza św. rozpocznie się o godz. 12:00 w parafii św. Zygmunta przy pl. Konfederacji 55. Po mszy św. nastąpi odprowadzenie trumny do grobu na cmentarzu na Wólce Węglowej.
Gdzie są teraz tacy ludzie ? Liczą się tylko szmal i układy.
Dokładnie tak i będzie tylko gorzej.
Jesteśmy tu nadal „prawdziwi” i pamiętamy… i jeszcze wiecej historii, zwłaszcza z ŁKS’u… dziękujemy… na zawsze w naszych sercach…
Wiem, że to nie miejsce ale czy byłaby szansa na wydanie wspomnień Jana Piekarzewskiego i zasłużonych ludzi dla Polonii w formie książkowej, myślę że sprzedaloby się parę tysięcy sztuk a cel byłby szlachetny. Śpieszmy się spisywać wspomnienia ludzi, tak szybko odchodzą.