– Po meczu z Legią opróżniliśmy cały barek w naszej bazie. Bawiliśmy się do białego rana. Nie chodziło o czysty fakt zwycięstwa. Zeszły z nas emocje. My chcieliśmy tego mistrzostwa. Myśleliśmy o nim od początku sezonu. Żyliśmy przez to w wielkim stresie. Rozluźniliśmy się, trudno było się potem zmobilizować na końcówkę sezonu. Jeden mecz wygraliśmy, następny – w Płocku – przegraliśmy. Żałuję tego, bo mieliśmy progresywny system premiowania. Premie rosły wraz z każdym następnym wygranym spotkaniem. Było jedno spotkanie, po którym za zwycięstwo mogliśmy zarobić 250 tys. zł. To ogromna suma na te czasy – wspomina mistrzowski sezon były trener i zawodnik „Czarnych Koszul” Piotr Dziewicki w rozmowie z portalem „Interia”.
W tym roku świętujemy dwudziestą rocznicę zdobycia przez Polonię drugiego tytułu mistrzowskiego w historii. Świętowanie rozpoczęło się 20 maja 2000 roku po derbowych spotkaniu rozegranym przy ul. Łazienkowskiej, w którym poloniści zwyciężyli 3:0. – Miesiąc wcześniej pokonaliśmy na Łazienkowskiej Legię w finale Pucharu Ligi. Pokazaliśmy, że wszędzie i z każdym w Polsce gramy dobrze. Udowodniliśmy, że jesteśmy drużyną. Jadąc na Łazienkowską 20 maja mieliśmy w głowach ten mecz. Czuliśmy też wsparcie kibiców. Zapełnili cały sektor pod zegarem od strony kanałku na starym stadionie Legii. Ale to życie ostatecznie napisało ten nieprawdopodobny scenariusz. My nie myśleliśmy o tym, by być lepsi od Legii. Chcieliśmy po prostu być najlepszą drużyną w Polsce – komentuje Dziewicki.
(18/2000) Finał Pucharu Ligi Polskiej.
Legia Warszawa – Polonia Warszawa 1:2 pic.twitter.com/4K5HgDQ8OV— PN 20 lat temu (@pn20lat) May 20, 2020
W sezonie mistrzowskim poloniści dwukrotnie pokonali broniącą tytułu Wisłę Kraków. W pierwszym wyjazdowym spotkaniu „Czarne Koszule” wygrały 3:2, a bramkę na wagę trzech punktów zdobył właśnie Dziewicki. – Z dwóch wygranych spotkań z Wisłą, większą wagę przywiązywałbym do meczu w Krakowie. Świetne spotkanie, bardzo emocjonujące. Prowadziliśmy 2:0, potem Wisła wyrównała. Strzeliłem zwycięskiego gola 10 minut przed końcem. To była wielka Wisła Bogusława Cupiała. Nasz wielki rywal. Dreszczyk emocji budziły też mecze z Ruchem Chorzów, Amicą Wronki, Legią. Ważne było, żeby solidnie grać ze słabszymi zespołami i nie tracić punktów – ocenia „Chrumek”.
Gwiazdą drużyny był niewątpliwie Emmanuel Olisadebe, który był najlepszym strzelcem drużyny. Jego świetna gra spowodowała, że w trybie przyspieszonym otrzymał polskie obywatelstwo, i już w sierpniu 2000 roku zadebiutował w Polskiej reprezentacji. – On był wspaniały, wybitny. „Emsi” był takim zawodnikiem, który skupiał uwagę rywala, przez co musieli podwajać, potrajać krycie. Innym zawodnikom było łatwiej grać. Miał mocny wpływ na nasze wyniki, naszą grę. Grało nam się łatwiej. „Emsi” przychodził na trening, trenował, grał, a potem strzelał bramki. Lubiliśmy go. Potem się rozluźnił, otworzył. Nieraz wyskoczył z nami na miasto – wspomina w Interii były obrońca Polonii.
Zespół prowadził duet Jerzy Engel – Dariusz Wdowczyk. Tandem działał do stycznia 2000, kiedy Engel został selekcjonerem reprezentacji Polski – Transfery i to co, się działo w klubie przez lata, było zasługą Jerzego Engela, ale też trenerów pracujących pod jego wodzą. Trener Dariusz Wdowczyk wchodził wtedy do poważnej piłki w roli szkoleniowca. Szybko się uczył. Miał niepodważalne zasługi w tym, że zdobyliśmy mistrzostwo. Dariusz Wdowczyk radził się Engela. Pewnie tak było. Mieliśmy tego świadomość. Nie mieliśmy z tym problemu, bo wiedzieliśmy, że działo się to dla dobra drużyny. Nie ma co się oburzać. Trener Wdowczyk miał jednak swój styl. To on zaszczepił w nas wiele elementów, dzięki którym mogliśmy tę ligę wygrać. W Polonii zaczął pracować po powrocie z Wysp Brytyjskich. Od niego przejęliśmy styl brytyjski oparty na twardej, nieustępliwej grze. To była zasługa trenera Wdowczyka. Drużyny, które z nami grały – płakały. Byliśmy drużyną która grała agresywnie, ale nie brutalnie. Nie zrobiliśmy nikomu krzywdy – dodaje Dziewicki.
Ostatnie lata były trudne dla Polonii. Klub był źle zarządzany, nie było wsparcia ze strony władz miasta, brakowało sponsorów. Klub stał nad przepaścią. Na początku roku wydawało się, że lada chwila zostanie ogłoszona upadłość. Jednak ogromną nadzieję w serca kibiców „Czarnych Koszul” wlał nowy właściciel Polonii Grégoire Nitot – Paradoksalnie mimo pandemii klub zaczyna wychodzić na prostą. Jest nowy akcjonariusz, francuski biznesmen Grégoire Nitot, który zainwestował prywatne pieniądze. Marzy mu się silny klub, który będzie rywalizował nie tylko w Polsce, ale i na arenie międzynarodowej. To plan zarysowany na lata tak, jak kiedyś wymyślił go Janusz Romanowski. Nowy właściciel daje nadzieje, że sytuacja w Polonii wróci do normalności – komentuje z nadzieją.
Dziewicki do Polonii przyszedł w 1993 roku jako junior z Milanu Milanówek. Przeszedł wszystkie szczeble od juniora młodszego, przez starszego, kontakt z pierwszą drużyną podpisał grając jeszcze w rezerwach. Zastąpił na środku obrony odchodzącego z klubu Janusza Gałuszkę. Stał się częścią budowanej z myślą o mistrzostwie drużyny. Niecałe trzy lata po zdobyciu Mistrzostwa Polski z powodu narastających problemów finansowych klubu, Dziewicki opuścił Konwiktorską i przeniósł się do Amiki Wronki, w której występował przez trzy sezony a następnie wyjechał do Turcji, w której reprezentował barwy Antalyasporu Kulübü. W styczniu 2009 roku ponownie wrócił na Konwiktorską. Jednak wraz z końcem 2010 roku klub nie zdecydował się na przedłużenie kontraktu. Po opuszczeniu klubu Dziewicki grał jeszcze w Dolcanie Ząbki i macierzystym Milanie Milanówek, w którym zakończył karierę. W lipcu 2013 roku został szkoleniowcem zdegradowanej Polonii, z którą po roku pracy awansował do III ligi. Obecnie rozkręca własny biznes AiCOACH i pracuje w radzie gminy Izabelin.