Po tym jak portal Weszło! opublikował swój ranking „Najlepszych drużyn polskich wszechczasów” zadawaliśmy sobie pytanie czy w najlepszej setce znajdzie się miejsce dla Polonii. Do tej pory w zestawieniu nie zabrakło miejsca dla zespołów: z lat ’20 i mistrzów Polski z 2000 r. We wczorajszym zestawieniu pojawili się mistrzowie na gruzach, czyli legendarna ekipa z 1946 r.
W naszym rankingu są drużyny, które zdobywały mistrzostwa niespodziewanie. Są drużyny, które zdobywały mistrzostwa w wyjątkowym stylu. Są drużyny, które zdobywały mistrzostwa taśmowo, są też takie, które zdobywały tytuł najlepszego w Polsce z ogromną przewagą nad resztą stawki. Polonia Warszawa z 1946 roku to chyba mistrz o najwyższej wadze, mistrz najbardziej doniosły, najbardziej symboliczny, mistrz-manifestacja, która do dziś wywołuje ciarki na plecach – czytamy w pierwszym akapicie charakterystyki Leszka Milewskiego i Jakuba Olkiewicza.
Kilkanaście miesięcy przed rozpoczęciem tego sezonu, przez stolicę przetaczało się piekło. Przez boisko na Konwiktorskiej Powstańcy Warszawscy prowadzili nieudany szturm, zalało ich morze ognia. – Niemcy byli doskonale uzbrojeni, tam był każdy rodzaj broni, gniazda karabinów maszynowych, granatniki, mnóstwo amunicji, mnóstwo dział, do tego pociąg pancerny, który kursował po torach i też do nas walił. Przedzieraliśmy się w nocy, podeszliśmy dość blisko. Niemcy co jakiś czas rozświetlali teren, spodziewając się ataku, ale robili to za pomocą rakiet. Gdy było jasno – padaliśmy na ziemię. Ciemno – biegliśmy. Potem jednak się zorientowali, że już atakujemy i odpalili wszystko, co mieli. Nad nami powstał po prostu sufit z ognia. Pociski było w nocy widać, one były takie świecące, przy tak gęstym ostrzale, wydawało się, że to po prostu ściana ognia tuż nad naszymi głowami, jakieś pół metra od ziemi. Nie można się już było poruszyć. Po pewnym czasie to ustało, ale zginęło 22 zośkowców. Ja też oberwałem, wzdłuż ramienia, leżałem na brzuchu i pocisk przeleciał mi właśnie po ręce. Dobrze, że we mnie, a nie w butelki zapalające, bo miałem takie ze sobą. Gdyby to się podpaliło, to bym się zamienił w żywą pochodnię. Ale kolega koło mnie zginął, cały obwieszony amunicją, z lekkim karabinem maszynowym. Widać było tylko, że strasznie blady i strużka krwi na szyi. Pewnie chciał rozstawić swoje stanowisko – opowiadał w rozmowie z „Weszło” Jakub Nowakowski, ps. „Tomek”, uczestnik nieudanego szturmu. Powstańcy ginęli na murawie, zresztą dla wielu z nich było to miejsce znane z dzieciństwa, gdy odwiedzali stadion jako kibice czy młodzi piłkarze.
Polska, Warszawa i sama Polonia poniosły straszne straszliwe, przerażające straty. Tadeusz Gebhetner, ponad 100 występów w charakterystycznej czarnej koszulce, pierwszy prezes i współzałożyciel klubu. Tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata za ukrywanie żydowskiej rodziny w trakcie okupacji, jeden z obrońców naszego kraju w 1939 roku, wreszcie uczestnik Powstania Warszawskiego, zginął w walce o wolną Warszawę. Końca wojny nie dożyli też byli piłkarze Ludwik Skrzypek i „Justynowicz” (to jego pseudonim – chodzi o piłkarza Aleksandra Przybysza – przyp. DS). Jerzy Szularz przeżył, choć o 63 dniach chwały przypominał mu każdy trening – poparzona twarz nie przeszkadzała w futbolu, ale już odłamek, który pozostał w kończynie potrafił doskwierać na piłkarskim boisku. Ilu polonistów zaginęło? Ilu straciło zdrowie? Ilu już nigdy nie zobaczyło ukochanego stadionu?
Warszawa miała zniknąć, miała zostać zmazana z mapy, miała na zawsze utonąć w gruzach i krwi. Nadludzki wysiłek pozwolił Polakom przetrwać wojnę, nadludzki wysiłek pozwolił im stworzyć ogromne państwo podziemne, wreszcie nadludzkim wysiłkiem trzeba było stolicę odbudować, w dodatku w skrajnie niełatwych warunkach kolejnej okupacji. Można sobie tylko wyobrażać, jakie znaczenie miały w tej rzeczywistości mecze piłkarskie. Dziś, po dwóch miesiącach pandemii, odczuwamy jakąś niewypowiedzianą radość, gdy oglądamy zdjęcia z treningów piłkarskich. Jaką radość musieli odczuwać mieszkańcy stolicy, którzy po dramacie wojny zobaczyli Polonię wygrywającą kolejne mecze?
Edmund Zientara w „Rzeczpospolitej” opowiadał, że w całej Polsce poloniści byli cenieni i szanowani. – Kiedy jeździliśmy po Polsce, ludzie domagali się spotkań po meczach, ponieważ chcieli posłuchać opowieści o przeżyciach warszawiaków. Wielu z nas walczyło w powstaniu. Ja miałem 15 lat, kiedy w Szarych Szeregach nadano mi pseudonim „Dante” i postawiono zadanie przygotowania szkiców tzw. domów przechodnich, co przydało się podczas walk powstańczych. Stałem już pod murem na Chłodnej razem z grupą mężczyzn, których mieli rozstrzelać własowcy. Uratował mnie esesman, pytając ile mam lat.
Przeryta gąsienicami czołgów murawa przy Konwiktorskiej, ale przede wszystkim przekazanie boiska przy ul. Konwiktorskiej Związkowi Walki Młodych, zmusiły klub do wyprowadzki na Łazienkowską. To tam, przy 25 tysiącach widzów, Polonia rozstrzygnęła losy tytułu, ogrywając AKS Chorzów. – Mistrzostwo na gruzach, drużyna z gruzów mistrzem – miał mamrotać kompletnie wzruszony Władysław Szczepaniak, wówczas już 36-letni. To chyba najsilniejsze spoiwo przedwojennej piłki, i w Polonii, i w całej Polsce, oraz tej, która wstawała na nogi w zrujnowanej stolicy. Szczepaniak, kapitan reprezentacji z pamiętnego meczu przeciw Brazylii na mundialu 1938, teraz zdobywał swoje pierwsze w karierze mistrzostwo. Jeszcze bardziej ujmująca jest historia Zenona Pieniążka – wychowanek Polonii, który spędził przy Konwiktorskiej całą karierę zawodniczą, na mistrzostwo jako zawodnik się nie załapał. Kilka miesięcy wcześniej stracił stopę w wypadku samochodowym. Został jednak w ekipie „Czarnych Koszul” jako trener.
Historie można mnożyć – Henryk Przepiórka wyszedł ponoć na boisko niemal prosto z aresztu, w którym był przetrzymywany jako weteran AK.
Najlepszą puentę tej historii napisała Karolina Apiecionek z portalu dzieje.pl. Materiał „Przeglądu Sportowego” z 16-17 grudnia 1946 roku utrzymany jest w wyważonym tonie. I tylko jedno zdanie z biogramu Stanisława Woźniaka zmienia typowo sportową relację w niezwykłą lekcję historii: „Prawy łącznik, lat 24, wzrost 175 cm. Kawaler. Wstąpił do klubu w r. 1938. Bez zajęcia, gdyż niedawno powrócił z obozu z Niemiec”.
Mistrz jednokrotny. Mistrz zdobyty przede wszystkim weteranami – nie tylko wojennymi, ale weteranami boisk, którzy zbliżali się już do końca swoich karier. Mistrz, który nie przyniósł Polonii długoletniej dominacji nawet we własnym mieście. Ale mistrz jakże istotny dla Warszawy, dla całej Polski.
***
W tym zestawieniu rankingu znajdziemy też dwa inne nawiązania do naszego klubu. Pierwsze przy miejscu nr 38 gdzie ulokowano Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski z lat 2000-08 (wspomnienie końca przygody tej drużyny spowodowanej „przeprowadzką do Warszawy”).
Nad zespołem „mistrzów na gruzach” znalazła się Cracovia. Tam nawiązanie warto przytoczyć: Jeszcze tuż przed II wojną światową, w 1937, Cracovia przełamała dominację klubu z Górnego Śląska, który na przestrzeni lat 33-38 rządził polskim futbolem. Po wojnie Cracovia wciąż była jedną z największych marek piłkarskich, zapraszanych chętnie na mecze zagraniczne – wśród rywali Slavia Praga, IFK Norrköping, Partizan Belgrad, Kispest Budapeszt. Wymowne, że to mecz Polonii z Cracovią znajdziemy w jednym z pierwszych odcinków serialu „Dom”.