Portal „Weszło!” opublikował dziś swój ranking najlepszych obcokrajowców występujących w polskiej ekstraklasie. Na 100 nazwisk odnaleźliśmy niecałą dziesiątkę, która może pochwalić się Polonią w CV.
Na 98 miejscu znalazł się Bruno Coutinho. – Zdobywca Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok, dołożył niemałą cegiełkę do tego historycznego w przypadku klubu z Podlasia sukcesu. Z niezłą formą trafił akurat na czasy, w których Józef Wojciechowski grał w Football Managera w realnym świecie, więc tak jak wielu wyróżniających się ligowców trafił do Warszawy. Mógł już wcześniej, bo chciała go Legia, ale weto postawił ówczesny pracodawca. Pół roku później nieźle zarobił zarówno on, jak i Jagiellonia (około miliona złotych). W stolicy Brazylijczyk wykręcał przyzwoite statystyki, ale finalnie projekt sukcesem nie był. Gdy zaczęło się sypać, Bruno czmychnął do Izraela, następnie z międzylodowaniem w Rumunii wrócił do kraju. Później był jeszcze w Chinach i w Japonii (w drugich ligach), ale gdy przekroczył trzydziestkę, słuch – przynajmniej jeśli chodzi o poważniejsze granie – o nim zaginął.
Tak, uchodził za lenia (w końcu to kumpel i podobno wspólnik „Złotego Chłopca” Andersona). Tak, zdarzały mu się takie przypały jak gierki związane z naszą kadrą, by przypomnieć o sobie w kraju lub celowa kartka, by udać się na przyśpieszone wakacje. Tak, gębę miał niewyparzoną, już na początku kariery wyleciał przez nią z brazylijskiej kadry U-20. Ale gdy akurat mu się zachciało, w piłkę grać potrafił.
Nieco wyżej ulokowany został słowacki rozgrywający Róbert Jež (87). – (…) bo musimy pamiętać, że „wczesny Jež” (i momentami późniejszy też) to dobry rozgrywający, który w ekstraklasie zaliczył ponad 30 asyst, a gdyby koledzy byli skuteczniejsi, to już w ogóle mógłby się nawet chwalić statystykami. Nie zawsze było nam z nim po drodze, ale po latach, i po obejrzeniu dziesiątek cudaków, którzy przewinęli się przez naszą ligę, nawet go doceniamy.
Dziesięć oczek wyżej znalazł się Tomas Žvirgždauskas. – Wyjątkowo solidny defensor, najbardziej kojarzony z Polonią Warszawa, z którą zdobył też mistrza kraju i Superpuchar Polski. Po wyjeździe z Polski przez Izrael zakotwiczył na stałe w szwedzkim Halmstads BK, dla którego rozegrał ponad dwieście meczów. Szwedom pomógł osiągnąć historyczny sukces pucharowy: po trupie Sporting CP wejść do fazy grupowej Pucharu UEFA sezonu 05/06. Žvirgždauskas strzelił nawet na Estadio Alvarade gola. W Szwecji dali sobie spokój z niewymawialnym nazwiskiem: funkcjonował po prostu jako „Zvirre”.
Na miejscu 74 odnajdujemy kolegę „Żwirka” z reprezentacji Litwy – Gražvydasa Mikulėnasa. Mistrz i wicemistrz kraju z Polonią, jeden z ówczesnych najlepszych napastników, bohater – tak, tak – wówczas hitowego transferu do Dinama Zagrzeb, które przygotowało się do gry w Lidze Mistrzów. Mikulėnas wielkiej kariery w Dinamie nie zrobił, ale Polonia skasowała niezłą sumkę.
Po dwóch wielkich Litwinach przyszedł czas na pierwszego z naszych Nigeryjczyków. Na 58 miejscu znalazł się Emmanuel Ekwueme. „Tolek” to postać trochę nierealna, jego historia przypomina kilka posklejanych życiorysów. Przecież swego czasu faktycznie grał sporo w reprezentacji Nigerii, jednej z najmocniejszych w historii Super Orłów, z kozakami, których kojarzył każdy kibic. Ekwueme pojechał z nimi nawet na Puchar Narodów Afryki, co i rusz leciał na jakieś zgrupowanie, z którego wracał potem czasem trzy tygodnie. A przecież powołania wysyłano tylko do polskiej ligi, przeciętniutkiej w porównaniu do miejsc, gdzie szły zaproszenia dla jego partnerów. Mało tego – Ekwueme miał w Nigerii taką renomę, że grał prawie wszystko w eliminacjach o mundial w Niemczech, choć pozostawał wtedy bez klubu.
Był dobry? Był. Gdy mu się chciało. Ale nie zawsze miał tak wiele motywacji. Gdyby był profesjonalistą na poziomie dzisiejszych piłkarzy, pograłby w Polsce dwa lata – albo wyjechał już po mistrzostwie z Polonią – i tyle go widziano. Ale legendy krążyły wokół tego, jak zabawowy tryb życia potrafił prowadzić, zresztą, była to wówczas przypadłość niejednego czarnoskórego piłkarza po zderzeniu z polską rzeczywistością. Jakby napisał biografię, pierwsi zapisalibyśmy się na listę oczekujących.
Troszkę wyżej sklasyfikowany został Radek Mynář. Kapitan Polonii po mariażu z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski w rankingu Weszło! znalazł się na 53 miejscu. Pierwszym w pięćdziesiątce okazał się Dimitrije Injac, który grał w ostatnim ekstraklasowym zespole „Czarnych Koszul”.
Najwyżej znalazł się oczywiście Emmanuel Olisadebe. „Oli” lub „Emsi”, zajął 20 miejsce. – Kawał historii polskiego futbolu, przemielonej na chyba wszystkie sposoby. Im dłużej o tym myślimy, tym bardziej łapiemy się na tym, że zrobienie z niego pierwszej strzelby kadry, było pomysłem równie udanym, co szalonym. Przecież on w najlepszym sezonie, dla Polonii mistrzowskim, strzelił w lidze ledwie 12 bramek. Więcej wbił Mariusz Nosal, Krzysztof Bizacki, Sylwester Czereszewski, Tomasz Frankowski i Adam Kompała. Pięciu chłopa, każdy na zawołanie selekcjonera. A Jerzy Engel, robiąc przy okazji niezłe przedstawienie, postawił na „Emsiego” i nie żałował, o czym doskonale wiemy. Nie twierdzimy, że był słaby. Twierdzimy, że zrobił znacznie większą karierę, niż wskazywać mogła gra dla „Czarnych Koszul”.
W Polsce stał się przedmiotem debaty publicznej, wręcz zagadnieniem ciekawym z socjologicznego punktu widzenia. Ale to zamieszanie nie kończyło się na naszym kraju, przecież w 2001 roku był kandydatem do zdobycia Złotej Piłki. I nawet ktoś na niego zagłosował!
Były lepsze i gorsze lata w Panathinaikosie, gole strzelane w Lidze Mistrzów Arsenalowi, ćwierćfinał i wygrana w pierwszym meczu z Barceloną. Nieudana próba podbicia Anglii, do dzisiaj zdarzają się listy najgorszych transferów/napastników, na których widnieje jego nazwisko. A dalej tułaczka, w której zahaczył też o Chiny, zakończona w Grecji w 2012 roku. W teorii w wieku 34 lat, ale wiadomo – spekulacji dotyczących jego daty urodzenia było wiele, a kompletnie nieudany koniec klubowej kariery, szybki zmierzch, tylko je podsycał. Moglibyśmy wspomnieć jeszcze o obrzucaniu go bananami, wpadaniu pod stół na zgrupowaniach czy oblanych testach w paru polskich klubach i kilku innych kwestiach, ale nie ma sensu przedłużać.
W rankingu znalazł się także Siergiej Szypowski (46), który jako trener bramkarzy szkolił naszych golkiperów oraz trochę dla beki Benjamin Imeh i Daniel Sikorski.
Całe zestawienie znajdziecie na portalu Weszło! [link]