Za nami obchody święta 11 listopada. Dwa dni po setnej rocznicy odzyskania niepodległości, i równocześnie na kilka dni przed planowaną potyczką z Victorią Londyn, możemy wspomnieć inne interesujące wydarzenie z przeszłości.
Dzięki uprzejmości Roberta Trzaski możemy zacytować fragmenty jego artykułu z „Myśli Polskiej” o pojedynku naszej Polonii ze swoją imienniczką z Karwiny, który miał miejsce 13 listopada 1938 roku w Warszawie.
(…) Kilka dni wcześniej do Łodzi, przyjechała Polonia Karwina i rozegrała mecz z tamtejszym Zjednoczeniem. Następnie gracze z Zaolzia przyjechali do stolicy, gdzie na stadionie przy ul. Konwiktorskiej 6 byli witani przez najwyższe czynniki państwowe. Mecz towarzyskim z grającą w Pierwszej Lidze Państwowej Polonią Warszawa miał być okazją do manifestacji powrotu Zaolzia do Ojczyzny. Pierwsza połowa kończyła się sensacyjnym prowadzeniem Polonii Karwina 1-2, gdyż „gracze warszawscy byli nastawieni bardzo gościnnie”.
Mecz obu Polonii ciekawie relacjonował ówczesny „Przegląd Sportowy”, który artykuł opatrzył sporo zdradzającym tytułem „Widownia Polonii zmienia zwyczaje dopingując gości”. Redaktor podkreślił, że po raz pierwszy zdarzył się fakt, iż na boisku przy Konwiktorskiej publiczność dopingowała nie swoich pupilów, a ich przeciwników. To najlepiej świadczy z jakim sercem przywitano sympatycznych piłkarzy z Zaolzia. Wprawdzie mecz zakończył się zwycięstwem Polonii Warszawa nad swoją imienniczką z Karwiny 6-3, jednakże sam mecz jest wart odnotowania w annałach polskiego sportu. Nie jest to jedyny fakt sportowego wsparcia polskich piłkarzy grających za granicą przez rodaków w Ojczyźnie. W marcu 1939 roku podobny mecz rozegrała KS Warszawianka, grając z Gedanią, polskim klubem w ówczesnym Wolnym Mieście Gdańsku.
Do tej idei powrócono po latach, gdy 14 października 2012 roku, w przeddzień wyborów na Litwie przy Konwiktorskiej zgrała nieistniejąca już z przyczyn finansowych seniorska drużyna Polonii Wilno. Spotkanie było okazją do wsparcia klubu znad Wilii, czego wyrazem było słyszane na trybunach hasło „Dwie Polonie – jedna miłość”. Niestety, spotkanie zakończyło się zwycięstwem warszawskiej Polonii nad amatorami z Litwy w stosunku 10-0.
Jak pokazuje ta krótka historia meczu z Polonią Karwina, może warto powrócić do tradycji rozgrywania takich meczy, jako forma wsparcia dla naszych piłkarzy grających często za granicą za darmo. Wystarczy np. zaprosić na mecz to stolicy grających w III lidze ukraińskiej piłkarzy wielokrotnego mistrza Polski – Pogoni Lwów.
Dla mnie frapująca jest załączona do artykułu fotografia.
Biały płotek, który obecnie stoi to nie jest ten historyczny sprzed wojny. Podobne, ale nie te same.
Trybuna drewniana, typu drabiniastego, ażurowego – wiatr hulał pod nogami i nad głowami.
Słupki do bramek – zwykła kantówka drewniana pomalowana na biało.
Siatka – zwykły splot sznurkowy, nie żadne sztuczne tablice Mendelejewa.
Ciekawi mnie stromy dach budynku tuż za trybuną. To był budynek klubowy ?
I jeszcze budowla w tle, za trybuną. Nie jest szkoła techniczna przy Bonifraterskiej, bo ta była niska. Pewnie zabudowa kamienicami przy Placu Muranowskim, teren późniejszego getta.
Olo, płotek ten sam 🙂 W 62 roku był odnowiony i odrobinę zmniejszony. Dziadek mi mówił, podobno pod farbę dostały się kroniki i wymagał interwencji środków chemicznych – był z drzewa orzechowego. Dziadek pracował w cechach rzemieślniczych na Żoliborzu i dostali zlecenie na odnowienie konstrukcji trybun i właśnie tych płotków. Taka ciekawostka.
Wiesz Janiu, zabiłeś mnie ćwieka. Byłem przekonany, że te płotki to z betonu. Aż muszę wejść i je pomacać. Na zdjęciu są wysokie, bo aż do ramion stojących obok nich ludzi. Teraz może tylko do pasa, ale jak piszesz były zmniejszone. Były dobrze odremontowane skoro prawie przez 60 lat stoją nieosłonięte. I jeszcze stoją. To niekwestionowana wizytówka naszego stadionu. Drugą dla mnie to zabytkowe, ręcznie kute ogrodzenie stadionu, trzecią zegar Omegi, po którym ślad zaginął.