Wychodząc dziś ze stadionu spoglądałem na uśmiechnięte i szczęśliwe twarze, ale malowało się na nich także spore zdumienie. Dlaczego? Otóż odwiedziła nas Lechia Tomaszów Mazowiecki, po dwóch kolejkach lider naszej ligi i, jak się wydawało raczej faworyt w meczu z nasza drużyną. Tymczasem…
W miarę licznie zgromadzona publika oraz spora grupka przyjezdnych, oficjeli (w tym Prezydenta Tomaszowa), a także kibiców w barwach miała okazję obejrzeć widowisko na rzadko spotykanym w III (ale nie tylko!) lidze poziomie. Biorąc pod uwagę ich dwa kolejne zwycięstwa oraz naszą smutną porażkę w środę z rezerwami Legii, nastroje przedmeczowe były co najmniej ostrożne. W składzie wyjściowym ujrzeliśmy Sebastiana Kobierę, ciekawie także prezentowała się ławka z rekonwalescentami oraz młodym, o którym sporo się szepcze, że może to być ciekawa postać w naszej drużynie – Adrianie Sołodusze.
O meczu napiszę krótko – niech żałuje kto go nie widział! Bo tak grającej naszej drużyny nie oglądaliśmy już chyba… kilka lat. Od pierwszej do ostatniej minuty, bez asekuranctwa, udawania gry, przy pełnym zaangażowaniu i dużej dokładności. Z grą w oszałamiającym tempie i bardzo ciekawie organizowanych oraz realizowanych akcjach. Opis poszczególnych momentów zabrał by zbyt dużo miejsca, ograniczę się do mojej subiektywnej oceny poszczególnych zawodników, a przy okazji coś o niektórych akcjach się pojawi.
Janek Balawajder. O nim stosunkowo najmniej do powiedzenie, bo musiał bronić tylko jeden poważniejszy strzał. I go wybronił. Tak ze dwie niezbyt pewne interwencje przy rzutach rożnych, ale bez wielkiej paniki. Tym niemniej Janek powinien te elementy potrenować.
Ocena pracy wykonanej przez bramkarza wskazuje siłą rzeczy na pozytywną ocenę formacji obronnej. Rafał Zembrowski i Przemek Szabat mocno ryglowali środek obrony. W sumie przeciwnicy nie umieli tej linii sforsować. Przemek miał może kilka nieco mniej pewnych zagrań w I części gry, w drugiej był już opoką. Trudni do ogrania byli też boczni obrońcy w osobach Piotra Maślanki i Arkadiusza Zajączkowskiego. Do pewnej gry obronnej dołożyli obaj sporo naprawdę dobrych akcji zaczepnych. Obaj popisywali się odważnymi wyjściami do przodu oraz niekonwencjonalnymi, precyzyjnymi podaniami – uwaga – do przodu. Młody Arek już po tak niewielu grach staje się pomału ulubieńcem widowni i wypchnięcie go ze składu będzie dosyć trudne. Mało brakowało, a po doskonale skonstruowanej przez samą młodzież akcji w 88 minucie był o włos od strzelenia gola. Poszli we dwóch, z Kacprem Wasilewskim i po bardzo składnych podaniach Arek strzelił, niestety drogę do bramki zablokował rozpaczliwie interweniujący jeden z obrońców. Grzesio Wojdyga będzie musiał o swoje miejsce w drużynie potężnie powalczyć!
Wyżej grali Marcin Kluska i Maciej Wilanowski. Jeśli już miałbym się do kogoś czepiać to do mniej wyrazistej gry tej pary. Maciej aktywniejszy, Marcin taki trochę (chyba jedyny w ekipie) grający asekuracyjnie. Niestety w mojej ocenie od pewnego czasu zatrzymał się on w rozwoju, a czas by był, że mając już spore doświadczenie, powinien powoli wyrastać na jednego z liderów drużyny. Dziś bez rażących błędów, ale i bez błysku. Lepiej od nich zaprezentował się nowy nabytek, wspomniany już Kobiera. Z upływem czasu jego gra nabierała coraz większej pewności, tak w obronie, destrukcji, ale także w próbach inicjowania akcji. Wygląda na dobry ruch kierownictwa drużyny.
Czarek Sauczek i Mateusz Małek, to osobny rozdział naszej drużyny. Czarek, po mniej wyrazistej grze z Viktorią, dziś prezentował to, za co go tak lubimy. Ludzie jak on biega po boisku! Nie ma dla niego straconych piłek – biegnie (i dobiega!) do wszystkiego. I później ostre wrzutki w pole karne lub próby strzałów. Kilka centr nie znalazło adresatów, ale twierdzę, że były one dobre – to partnerzy nie nadążali za jego grą, a powinni (to niestety kamyczek do ogródka zwłaszcza Marcina i Maćka. Mati to bestia – w niedużym ciele wielki duch wojownika! Odbiór, nieustępliwość w grze, bardzo dobry przegląd pola i fajne krosowe podania bardzo dobrze adresowane do wychodzących kolegów. Kiedy zobaczyłem jak odbija się od niego, jak od ściany rosły gracz gości byłem w lekkim szoku. Na deser – ci dwaj świetnie się ze sobą rozumieją i tworzą niezwykle groźny duet. Tylko tak dalej. Mati mógł strzelić dwie super bramki – w końcówce, raz nożycami tuż obok, drugi raz potężnie i precyzyjnie – niestety w poprzeczkę. Dziś nie wpadło. Żeby chłopak nie pękł z dumy, mała łyżeczka dziegciu. Przy swojej kombinacyjnej grze Mati ma sporo okazji bramkowych… i ich nie wykorzystuje, niestety. Dziś poza wymienionymi miał jeszcze przynajmniej dwie w I połowie, w tym w 29 minucie po doskonałym dośrodkowaniu od Maćka (za to wielki plus!), miał zupełnie nie kryty, tuż przed bramka, piłkę idealnie na głowie. I co?… podał lekką główeczką do rąk bramkarza. Jeden z kolegów powiedział – gdyby młody Mati był perfekcyjny, to grał by w drużynie lepszej niż… (hahahahah) Legia. Taki żarcik. Mati – nie próbuję Cię krytykować, dla mnie jesteś zjawiskiem na początku tego sezonu i chcę żebyś był jeszcze lepszy!
Krystian Pieczara. I wszystko jasne! Kapitan, strzelec, dziś profesor futbolu! Dwie bramki, permanentne zagrożenie dla gości. Krystek, nie odpuszczaj, chcemy Cię ciągle w takiej dyspozycji!
Na zmianach Jakub Cesarek – kilka ładnych akcji, szybkość prawie jak Czarek, ale żadnej super hiper nie miał. Kacper Wasilewski – dobre wejście. Zdecydowany, prący do przodu bez kompleksów. Świetna akcja z Arkiem. W sumie sporo jak na kilka minut na boisku. Adrian Sołoducha. Sporo o nim słyszałem i nie zawiodłem się. Co mi się u niego polega, to gra na jeden kontakt. On bardzo napędza tempo rozgrywanych akcji. Ogólnie nasi dziś sporo grali na jeden, dwa kontakty – stąd bezradność niezłej przecież drużyny z Tomaszowa. No i na koniec Bartek Wiśniewski. Wszedł po kontuzji – nie było widać. Jak to on, waleczny, dobrze kombinujący na boisku. Jeden z elementów najładniejszej chyba akcji meczu. 66 minuta – Mati odbiera piłkę przeciwnikowi koło linii środkowej boiska, lekko mija oponenta i podaje do Bartka. Ten szybko ocenia sytuację i rzuca świetną piłkę w pole karne po lekkim skosie za obrońców. Tam jak błyskawica wybiega Krystian i strzela z woleja nie do obrony. Mniam, mniam, palce lizać.
I taki to był mecz, pełen fajnych zagrywek, dobrych długich, ale i granych „z klepki” podań. Mecz, w którym nasi gracze nie unikali licznych prób strzeleckich. Goście, drużyna będąca do tego momentu liderem, byli tylko tłem. Owszem próbowali, ale dziś zostali zupełnie zdominowani i wynik 3:0 mogą traktować jako łagodny wymiar kary.
Teraz czekamy na stabilizację formy, bo z zaprezentowana dziś grą łatwo sobie wyobrazić poważną walkę o awans.
Czy to się działo naprawdę ?
To był naprawdę piękny (przed)wieczór na Konwiktorskiej!
Powstaje tylko pytanie – jak ustabilizować formę ? Na szczęście następny mecz za 6 dni więc odpoczynek i zresetowanie umysłów zapewnione. A u młodych łatwo o wpadnięcie w samozachwyt. Jak zresztą u kibiców (np. u mnie). Gdybyśmy każdy mecz grali na zbliżonym do wczorajszego poziomie to …..
Tylko dziwne jest że z Ległą tak słabo, bo szczerze mówiąc tego nie rozumiem.
Kmicic – nie dziw się. Obecnie mecze trwają praktycznie do pierwszej bramki. Kto ją traci musi się odkrywać i nadziewać na kontry. Tak było z Sulejówkiem, ale niestety i z Legią. No i wczoraj z Tomaszowem.
Nikt nie wie, czy gdyby Małkowi piłka nie odskoczyła i Lechista nie wyręczył go w strzeleniu gola – czy nadal by nie trwały szachy na boisku.
Pamiętajmy już na chłodno – w I połowie sędzia liniowy pokazał trzy razy spalonego kiedy na środku, na linii pola karnego wychodził sam na sam napastnik gości. Za każdym razem to były sytuacje stykowe i nie mam pewności ( siedziałem na C ), że rzeczywiście w momencie podań były spalone. Poza tym dwa razy ( raz w I połowie i drugi raz w drugiej ) płaskie strzały z dystansu minimalnie przeszły obok naszych słupków.
O groźnym strzale, wybronionym przez Janka już pisał Tricky.
Ale nie ma co specjalnie rozpamiętywać.
Tak, tylko Lechia jest lepszą drużyna niż Legia. I moim zdaniem trzeba pamiętać, że wychodzi się na boisko mając 1pkt na koncie, bo później na koniec sezonu takich punktów brakuje i albo gra się zawsze ofensywnie, gdzie tracąc 2 strzeli się 3, albo broni się 1 pkt przy stanie 0:0 i szuka okazji na zdobycie 3 i wygranie choćby 1:0. Po prostu potrzeba wyrachowania a nie bujania od ściany do ściany.
Że organizacyjnie nie stać Polonii na awans, ok tylko jak już ten awans będzie to i organizacja się znajdzie. Po prostu trzeba grać zawsze ambitnie, zakładając maksymalny cel a nie dziecinadę. Średnia wieku 22 czy 23 to to sa dorośli faceci, którzy już teraz muszą mieć dojrzałość i umiejętności a nie cała karierę się „zapowiadać”.
Nagłośnienie znowu siadło
Zegar znowu się zepsuł
Żarówki oświetlające boisko znowu nie wymienione
Znowu kolejne zwycięstwo .
Obu tak dalej
Piknik – 100 % racji, skąd wytrząsnęliśmy tak bezpłciową Panią speaker ?
Ja to mogę robić za darmo, dajcie mi szansę.
Bojkocie1970, Pani speaker była płciowa, a jakże – kobieca, znaczy się. A speaker obsługujący mecz piłkarski jaja winien posiadać. Ponieważ ja nie przepadam za kobietami z jajami, wniosek mnie się taki nasuwa, iż powinien speakerem być chłop (no, z jajami, a jakże!).
Nie miał bym nic przeciwko gdyby tak oszczędna/okrojona drużyna dała nam tyle radości na jesieni co ekipa Stokowca zanim nas zesłali na te rubieże futbolu. Moze to ten moment i znów się uda wydostać z tych ruchomych trzecioligowych piasków.
ASYSTA PRZY 2 GOLU MIAŁ MATEUSZ MAŁEK !!!