Mecz z broniącym się przed spadkiem MKS Ełk mógł nam pokazać czy jeszcze walczymy, czy zagramy z zębem, a może damy gościom tak potrzebne im punkty. W sumie niczego specjalnego nam nie pokazał. Wygraliśmy, ale gra na kolana nie powaliła.
Już początek był niemrawy. Pierwsza okazje mieli goście i tylko przytomnej interwencji Piotra Maślanki zawdzięczaliśmy, że od 8 minuty nie przegrywaliśmy. My mieliśmy swoją pierwszą sytuację po kwadransie gry, ale wtedy dobrze dogrywaną do Marcina Kluski piłkę postanowił przechwycić Mateusz Małek i było po okazji. W 27 minucie krzyknąłem gol, bo wydawało mi się, że nic nie uchroni przyjezdnych po strzale głową Krystiana Pieczary, jednak jego strzał był minimalnie niecelny. Później mieliśmy to na co zawsze czekam czyli strzały z dystansu. Kilku naszych próbowało, ale bramkarz bronił z dużym szczęściem. To szczęście gości nie mogło trwać wiecznie. Jeszcze przed przerwą poszła akcja prawym skrzydłem, Marcin Bochenek dobrze wrzucił do środka, a tam już czyhał Rafał Zembrowski i strzałem ocierającym się o słupek zdobył pierwsza bramkę.
Po przerwie na boisku zobaczyliśmy Mariusza Marczaka, który zastąpił Sebastiana Olczaka. Już w dwie minuty później powinien być remis. Po beztroskim podaniu Jana Balawejdera wprost do napastnika gości i tylko fatalnemu brakowi celności w strzale do pustej bramki zawdzięczaliśmy ciągłe prowadzenie. W 58 minucie powinno być po sprawie. Marcin Bochenek wbiegł w pole karne i w znakomitej sytuacji strzelił prosto w bramkarza. Chwile później kontuzji doznał Małek i na boisku zobaczyliśmy Macieja Wilanowskiego. Co się odwlecze… czyli gol na 2:0. 65 minuta, piłkę w okolicy „wapna” dostał nasz super strzelec Krystian i jakoś tam wepchnął ja pod interweniującym bramkarzem do siatki. Później niestety nasi zaczęli grać coraz słabiej. Zupełnie jakby zrobiło im się żal przyjezdnych i chcieli zrobić im jakiś prezent. Goście nie potrafili z kolejnych darów losu korzystać i wynik utrzymywał się aż do 82 minuty. Nasza obrona, a zwłaszcza jej prawa flanka, biernie przyglądała się jak ełczanie wjechali w pole karne i oddali chyba pierwszy (i jedyny) mocny i celny strzał. Janek nie miał tu specjalnych szans, zrobiło się 2:1. Chwilę później mogło, a nawet powinno być 3:1, bramkarz MKS został wyciągnięty z bramki, ograny przez Marczaka, który wrzucił przed bramkę. Tomasz Chałas miał tą piłkę nieco z tyłu głowy i chyba tylko dlatego strzelił sporo ponad poprzeczką. Nie poprawiliśmy także w 87 minucie, kiedy „Bochen” znowu wjechał w pole karne. Mógł strzelać sam lub podawać do doskonale ustawionego na wprost bramki Chałasa – wybrał lekkie podanie do bramkarza.
Nasi na sporo pozwalali gościom w drugiej części gry, lecz tamci nie umieli tego wykorzystać. Tym sposobem zanotowaliśmy wygraną. I tylko za wynik możemy naszych pochwalić, bo za jakość gry to już raczej nie.
Pooceniajmy. Sędziowanie przez Pawła Wrzeszczyńskiego z Kalisza i jego bocznych dla mnie bez zarzutu. Bez aptekarstwa, bez szafowania kartkami. Owszem „zarobiliśmy” dwie (Zembrowski i Chałas), ale pierwszy dostał ją raczej nie za faul, lecz za niesportowe odrzucenie piłki, druga została pokazana już za ewidentne przewinienie.
W bramce Janek bez większych wpadek, ale nie miał okazji żeby je popełniać… A zaraz, na minus ta niefrasobliwość z 48 minuty.
Obrona. Bochen zawinił przy bramce i nie wykorzystał kilku szans. To obniża jego notę mimo aktywności w grze. Po drugiej stronie Maślanka spokojniej ale też bez fajerwerków. Na środku przyzwoicie, dziś w zestawieniu Grześ Wojdyga/ Rafał Zembrowski. Daniel Choroś pauzował za kartki.
W pomocy Marcin Gawron i Sebastian Olczak także nie olśnili nas swoja grą. Obaj zamienieni, przez Mariusza Marczaka, Michała Oświęcimkę i Maćka Wilanowskiego. Oni też nie powalili dziś swoimi dokonaniami, ale byli chyba odrobine lepsi. „Cimek” starał się grać z pierwszej piłki, raz celniej, raz mniej, miał za to niezłe momenty w końcówce kiedy nasza gra sypała się w obronie.
Mateusz Małek dziś słabszy występ, a później kontuzja (oby nic poważnego), niestety Czarek Sauczek też poniżej poziomu, do którego zdążył nas już przyzwyczaić. Marcin Kluska miał chyba największą ochotę do gry i szkoda, że nie dostał szansy na strzał w 15 minucie. Później, jeszcze w I połowie oddał ciekawy, potężny strzał z dystansu, obroniony przez bramkarza Ełku. Oczywiście nie ustrzegł się typowych dla niego strat, ale w przekroju całej drużyny raczej się wyróżniał. Na koniec Krystian – ten się zawsze wybroni, bo coś ustrzeli. Ogólnie, obok Kluski, chyba najbardziej walczący w ofensywie.
Ogólnie mam zastrzeżenia do naszej skuteczności w dzisiejszym meczu. Także do tempa akcji oraz systemu zbyt wielu podań, co nieco przypominało Polonię z czasów „panowania” rodziny Engelów. Zwycięzców się nie sądzi, więc cieszmy się z wygranej, ale nie spodziewajcie się po mnie dziś specjalnych zachwytów. Dobra wiadomość jest taka, że Znicz obronił się przed spadkiem więc ubył nam jeden groźny konkurent w przyszłorocznej walce o awans. Byle byśmy byli nadal w grze…
Ps. Słowa uznania dla Ultras Enigmy i Kibice Razem za zorganizowanie dnia dziecka na stadionie Polonii. To bardzo fajna inicjatywa, którą warto kultywować w przyszłości!
może nie byle jak ale wystarczająco wynagrodzili piknikową atmosferę patrząc niejako pryzmat wynagrodzenia. Gdyby 50% zagrań było bardziej celny, a i kolejne 50% wykończeń akcji skuteczniejszych to było by całkiem okazałe zwycięstwo.
co z Małkiem ?
Mimo,że gra nie porywała będzie mi ciężko pożegnać się z kilkoma zawodnikami. Brak kasy (już kurna nie wiem czyja wina ? wina ?) spowoduje że kilku piłkarzy musi odejść.
Poza tym chciałem zauważyć, że gdybyśmy zagrali za tydzień na 110% możemy spokojnie ograć cwelkę 2 a tym samym być może spuścić do IVtej ligi. Scenariusz prawdopodobny o ile zespoły walczące o utrzymanie (ELK, Ostróda,Drwęca ) wygrają swoje mecze.