W środowy wieczór nawiedziła nas drużyna Warty Sieradz, jednego z kandydatów do spadku. Mimo faktu, że wyszliśmy z czterema ubytkami z pierwszego składu – kontuzjowani Krystian Pieczara, Bartek Wiśniewski, wykartkowany Marcin Kluska i odpoczywający Grześ Wojdyga, jawiliśmy się jako faworyt tego spotkania.
I uprzedzając fakty tak było. Zaatakowaliśmy od samego początku i już w 3 minucie doskonały strzał głową oddał, po dośrodkowaniu Piotra Maślanki, Mariusz Marczak. Bramkarz jakoś to wybronił. W 7 minucie wpadło, ale bramka nie została uznana, bo chyba kilku naszych graczy znalazło się na pozycji spalonej. Napór trwał do 26 minuty kiedy wreszcie wpadło do sieci. Piła odbiła się od obu słupków, bramkarz był zupełnie zdezorientowany, a z nadarzającej się okazji skorzystał bardzo dziś aktywny Marcin Bochenek i dobił z najbliższej odległości. Od tego momentu tempo wyraźnie siadło. Mało się działo, a już kiedy nasi ruszali do przodu to akcje kasował im sędzia boczny spod trybuny „Kamiennej” sygnalizując kolejne spalone. Zacząłem się uważnie przyglądać i w przynajmniej dwóch sytuacjach stwierdziłem, że spalonych absolutnie nie było. Sędzia wyraźnie patrzył nie na moment podania lecz przyjęcia przez szybko wychodzących na wolne pole graczy Polonii. Była jeszcze jedna dobra okazja kiedy w 44 minucie Marczak wrzucił piłkę „na nos” Tomkowi Chałasowi, a ten chcąc jeszcze mocniej uderzyć, machnął tak głową, że w piłkę nie trafił.
Po przerwie początkowo też było spokojnie. Do 53 minuty. Wtedy Manolo huknął z dystansu, piłka odbiła się od słupka i po rękach bramkarza wypadła na rzut rożny. Oczywiście znowu Marczak, do piłki wyskoczył Rafał Zembrowski i spokojnie umieścił ja w bramce. Dwie minuty później było już 3:0. Znowu Manolo, znowu do aktywnego Bochenka, ten centra w poprzek pola karnego, a tam piłkę złapał Chałas i strzelił do siatki. Warta nie walczyła, nasi odpuścili. Mieliśmy zmiany i ciągłą nasza przewagę, taką na luziku, bez specjalnego wysiłku. Wreszcie w 77 minucie rezerwowy Maciej Wilanowski wypatrzył dobrze wychodzącego po drugiej stronie placu Maślankę, a ten strzelił bardzo mocno i precyzyjnie i zrobiło się 4:0. Nasi zupełnie odpuścili i wreszcie w 81 minucie goście oddali pierwszy celny strzał, mocny i dobrze mierzony przez Wiktora Płanetę, po którym Mateusz Tobjasz musiał wyciągnąć piłkę z bramki. I znowu nic się nie działo, więc sędzia wyraźnie stwierdził, że nie ma co przeciągać meczu i zakończył go kiedy na zegarze była cyferka 89. I bardzo dobrze, bo obie drużyny miały już dosyć gry. Nasi wyraźnie się oszczędzali na Widzew, goście zupełnie nie wierzyli już w cokolwiek.
Łatwa wygrana, bez nadmiernego szafowania siłami, a co ważniejsze bez kartek, które zbierali tylko goście. Więc oceny zacznijmy od sędziego. Główny, pan Karol Wójcik był zdecydowanie lepszy od swoich bocznych, bo oni dziwnie oceniali sytuacje spalone, on natomiast chyba nie popełnił żadnego wyraźnego błędu.
Bramka. Mateusza trudno oceniać, bo miał bardzo mało pracy. Raz, w I połowie trochę miał kłopoty z wyłapaniem dośrodkowania, przy bramce raczej bez szans.
Obrona. Bardzo jasnym jej punktem był dziś popularny Bochen. Piotrek Maślanka piękna bramka. Bramkę zapisał też Rafał. No i chyba najsłabiej wypadł Daniel Choroś. W sumie obrona też miała dziś raczej łatwo i trudno ją w pełni oceniać.
Pomocnicy. Marcin Gawron bardziej mi się podobał od Sebastiana Olczaka, choć ten drugi powstrzymywał się od fauli. I znowu to samo, grało im się dosyć łatwo, bo przeciwnik był, jaki był. Na skrzydłach Czarek Sauczek i Mati Małek. Ten pierwszy jak zwykle – super szybkość, agresja i zdecydowanie. Dla mnie bardzo dobrze. Mati mniej wyrazisty niż poprzednio, choć trzeba przyznać, że permanentnie padał ofiarą fauli przeciwników. Ciężko poturbowany został zmieniony po godzinie gry przez Patryka Zycha. Patryk grał od niego według mojego zdania słabiej. Wyżej Mariusz Marczak – bardzo dobry mecz, chyba dzisiejszy MAN OF THE DAY. Bardzo aktywny, chętnie dużo i szybko biegający, z dobrymi podaniami i rzutami rożnymi. Zdecydowanie na plus. Zmieniony przez Maćka Wilanowskiego, który moim zdaniem zaprezentował się całkiem dobrze. Miał kilka udanych zagrań, w tym dobrą asystę przy czwartej bramce. Swoje epizody zaliczyli jeszcze Michał Oświęcimka (bez specjalnego pola do popisu) zmieniający Tomka Chałasa – występ przyzwoity, choć bez rewelacji, no ale bramka zdobyta, a także Przemek Szabat (jak Cimek) zmieniający Chorosia.
Ogólnie zadowolenie może budzić skuteczność naszej drużyny, choć trochę trudno stwierdzić jaki wpływ na to mógł mieć opór stawiany przez rywali. Szkoda beztrosko straconej bramki, bo chyba nikt nie wierzył, że goście mogą coś strzelić i drużyna wyraźnie się już nie przykładała do starannej obrony. 4:1 to dobry wynik i nie ma co wybrzydzać, zwłaszcza, że drużyna mogła się oszczędzać na Widzew.
Z innych wydarzeń – na stadionie dostrzeżono Krzysztofa Przytułę uważnie obserwującego grę naszej drużyny, co może świadczyć o zakusach ze strony ŁKSu na naszych zawodników, natomiast Krystian stwierdził, że na Widzew powinien być gotowy do gry. Bartek Wiśniewski niestety raczej w tej rundzie już nie zagra, a w najbliższych dniach będziemy mieć więcej informacji o jego kontuzji. Życzymy mu, aby było mniej poważnie niż na to wygląda.
Teraz WSZYSCY DO ŁODZI!
Fakt – piknikowo się mecz oglądało (oleee) ale w tych pozytywach można było się przekonać że trener Chrobak słusznie nie wpuszcza zmiennikow zbyt często…