Niestety zakończyła się seria 15 meczów Polonii bez porażki. Od „Czarnych Koszul” lepszy okazał się Pelikan Łowicz.
Początek meczu nie wskazywał na to, że Polonia dzisiaj może przegrać. Rywal praktycznie nie istniał na boisku, a na bramkę Pelikana sunął atak za atakiem. Już w pierwszej minucie powinno być 1:0 dla Polonii, po krótko rozegranym wolnym piłkę tuż przed bramkarzem rywala dostał Bartosz Wiśniwski, ale nieczysto trafił w piłkę. W następnych minutach doświadczony skrzydłowi miał jeszcze dwie okazje, raz został zablokowany, a za drugim razem zawiodło przyjęcie piłki. W 9 minucie bliski gola był Marcin Kluska, ale świetnie strzał z ostrego kąta obronił golkiper gości. 5 minut później z bliska uderzał Mariusz Marczak, trafił prosto w bramkarza. Wydawało się, że bramka dla Polonii będzie kwestią czasu. Niestety, tak jak w meczu z Turem, rywal wykorzystał nieporadność polonistów i wyszedł na prowadzenie. W 21 minucie goście wymienili kilka podań, a cała akcja zakończyła się piękną bramką z dystansu Michała Wrzesińskiego. Poloniści nie otrząsnęli się jeszcze po straconym golu, a było już o:2. Wrzutka z boku dotarła do niepilnowanego przeciwnika, który pokonał Jana Balawejdera lekkim strzałem tuż przy słupku. Przed przerwą Polonia zdążyła na szczęście strzelić kontaktową bramkę. Fantastycznym uderzeniem z dystansu w 37 minucie popisał się Marcin Kluska, golkiper rywala był bezradny.
Druga połowa zaczęła się wyśmienicie dla „Czarnych Koszul”. W 46 minucie Cezary Sauczek wyrównał. Piłkę z prawej strony wrzucił Mariusz Marczak, rywal wybił głową, do futbolówki dopadł jednak nasz młody skrzydłowy. Jego pierwszy strzał został zablokowany, ale poprawka wpadła prosto w okienko. Wydawało się, że rozpędzonej Polonii Pelikan nie zatrzyma. Niestety gra obronna naszego zespołu wyglądała dzisiaj dramatycznie, co skrzętnie wykorzystał rywal. W 55 minucie jeden z przeciwników wrzucił piłkę w pole karne, a jeden z naszych piłkarzy zagrał ręką. Sędzia podyktował karny, po którym padł 3 gol. Chwilę później było już 2:4. Poloniści kompletnie stanęli po 3 golu, w efekcie tego i dwóch prostych strat, Wrzesiński znalazł się w sytuacji sam na sam po dwójkowej akcji i zdobył gola. Po tym trafieniu gra się uspokoiła, Polonia nie miała kompletnie pomysłu na cofniętego rywala, nie pomogło nawet zastąpienie obrońcy napastnikiem. Kilka razy co prawda zakotłowało się pod bramką rywala, ale nie były to klarowne okazje. Ostatecznie „Czarne Koszule” drugi raz w sezonie musiały uznać wyższość łowickiej drużyny.
Warszawa, 14.04.2018
Polonia Warszawa – Pelikan Łowicz 2:4 (1:2)
bramki: Kluska 37′, Sauczek 46′
Polonia: Jan Balawejder – Marcin Bochenek, Daniel Choroś (74. Tomasz Chałas), Przemysław Szabat, Grzegorz Wojdyga – Bartosz Wiśniewski Ż, Marcin Kluska (86. Sebastian Olczak), Mariusz Marczak, Marcin Gawron, Cezary Sauczek (68. Patryk Zych)- Krystian Pieczara
i takie coś musiało sie przytrafić, defensywa dziś krypinauuuuu. Ekipie z Łowicza piłka się kleiła u nas momentami wręcz przeciwni,. brak większej ilości strzałów z daleka też zrobił swoje po pierwszych piętnastu minutach przynajmniej trzy akcje powinny być zamknięte a tym czasem piłka przeszła w posiadanie rywala. ps byłem pewien, że to gracz Pelikana zagrał ręka gry sędzia gwizdnął karniaka :/
Klasowa ekipa nie przegrywa w takim rozmiarze.
Mecz widziałem do 60 minuty. Porażka zasłużona.Trener Pelikana odrobił lekcje. Szybkie kontry i nasza obrona nie istaniala. Pelikan dużo strzela i to potwierdziło . Czas odłożyć marzenia o awansie. Oby chociaż zbiórka się udała.
Zobaczymy w środę jak ta przykra porażka wpłynie na morale zespołu – czwarty gol dla Pelikana nasi piłkarze powinni obejrzeć 100 x za karę…
To nie Pelikan wygrał, tylko my przegraliśmy. Już nawet nie chodzi o dramatyczną grę w obronie, ale o brak kręgosłupa psychicznego, który nie pozwolił naszym piłkarzom przejść ponad kosztownymi błędami w obronie i zdominować przeciwnika.
Pelikan nic nie pokazał, miał cztery okazje z gry: trzy wykorzystał, a w czwartej świetnie rozegrał naszą obronę i centymetrów zabrakło, aby podwyższyli przed przerwą na 3-0. Ale to wszystko było przez Pelikana rozegrane przy bierności naszej linii obrony i defensywnych pomocników.
Choroś sprokurował karnego, jak można tak po juniorsku grać w poważnej piłce ?
Janek Balawejder nie pomógł – nie wybronił żadnego strzału w światło bramki. Miał cztery z karnym i wszystko mu wpadło. Nie pamiętam żadnego strzału obronionego przez Janka. Jednak, z każdego gola się wybroni.
Nie będę się pastwił nad stoperami. Ich błędy podcinały skrzydła zespołowi. Do tego mnóstwo strat Kluski i Gawrona przed nimi, a przede wszystkim brak pożytku z nich w ofensywie i piękny gol z dystansu Kluski tego nie zatuszuje.
Modne ostatnio wahadła nie istniały. Bochenek i Wojdyga nie stworzyli nic pozytywnego w akcjach oskrzydlających, a czas spędzali na gonieniu się z kontrującymi graczami Pelikana.
Gra Sauczka, a przede wszystkim Wiśniewskiego na skrzydłach nic nie dawała, mimo, że Wiśnia dobrze zaczął i na początku miał trzy sytuacje, z których powinien coś zrobić. Oceny Sauczka nie polepszy nawet zdobyty gol, bo oprócz niego niczym się nie wyróżnił.
Gra w ofensywie przechodziła przez Marczaka, ale to było takie nic nie dające rozgrywanie, z czego Pieczara nic nie mógł dla siebie ugrać.
Nie było zawodnika, który wstrząsnąłby zespołem, opieprzył grających na alibi kolegów, tchnąłby w nich życie. Przegrywając 2-4 nadal grali piłkę jakby co najmniej remisowali.
Trener też nie dał rady ich podnieść. Chcesz wygrać to graj na pełnej k..wie – tak usłyszałem rząd wyżej i pod tym się podpisuję. Tego nie było.
Piłkarze chcieli wygrać, ale w tej lidze oprócz walorów piłkarskich, te mają – trzeba mieć przede wszystkim duże walory wolicjonalne. A tego im dziś zabrakło.
Przyszedł po Ursusie drugi zespół lepszy od dotychczasowych ogórków i nam pokazał, że wystarczyło szybciej pograć piłką, szybciej pobiegać i trzy punkty za to same wpadają.
Przy okazji – dopiero teraz widać, jak bardzo brakuje na środku defensywy Zembrowskiego, a na boku obrony Maślanki. Dzisiejsi zmiennicy nic do gry nie wnieśli.