Początek sezonu trochę się w naszym przypadku odsunął w czasie. Tydzień temu Huragan nie był w stanie podjąć nas na swoim terenie z uwagi na boisko nie nadające się do gry. Musieliśmy więc czekać do soboty i domowego meczu z trzymającym miejsce w czubie ligi Ursusem.
Ursus doznał z nami dotkliwej porażki na jesieni i zapewne chcieli teraz wygrać, ale taki był też nasz plan – wygrana i pogoń za czołówką ligi. Spektakl odbywał się w arktycznych warunkach, z konkurencją w postaci konkursu skoków narciarskich na „mamucie” w Vikersund, co nie zniechęciło jednak sporej, kilkusetosobowej grupy wiernych kibiców „Czarnych Koszul” przed przybyciem na stadion i gorącym dopingowaniem drużyny. Zgraliśmy w dobrze znanym składzie personalnym, bo trudno traktować powracającego do drużyny Krystiana Pieczarę za „nówkę-sztukę”. W drużynie „Traktorków” mogliśmy też dostrzec „polonika” w osobach choćby Adriana Zawadki, Piotra Ćwika czy Mateusza Muszyńskiego.
Nasi zaczęli z dużym animuszem, a sygnał do ataku dał Cezary Sauczek strzałem już w pierwszej minucie, obronionym przez bramkarza. Goście szybko się rewanżowali bardzo groźnym uderzeniem z trzeciej minuty, które przeszło tuż nad poprzeczką. W dziesiątej minucie doczekaliśmy się akcji perełki. Nie chcę zbyt wiele czasu poświęcać na relację z przebiegu meczu, ale ta akcja warta jest opisania. Bardzo aktywna w tym meczu nasza lewa flanka odegrała tu główną rolę. Sauczek pociągnął mocno po skrzydle, wypuścił do przodu wchodzącego w pole karne Grzegorza Wojdygę, ten mocno dośrodkował obok rozpaczliwie interweniującego bramkarza gości, a tam czekał już Krystian, który dostawił nogę, umieszczając piłkę w siatce. Nasi, po zdobyciu gola, nieco zwolnili tempo gry, co skrzętnie wykorzystali przyjezdni, osiągając dosyć widoczną przewagę w polu. Niestety skutkowało to utratą bramki po rzucie wolnym z dwudziestej szóstej minuty. Nasi obrońcy wyraźnie się zagapili, do wrzutki wyskoczył Muszyński, który spokojnie przerzucił piłkę nad wychodzącym do przodu Janem Balawajderem. Odnosiłem wrażenie, że inicjatywa nadal jest po stronie gości a Janek w bramce musiał pokazywać, że można tam na niego liczyć. Wynik do przerwy nie uległ już zmianie, podobnie jak nasza nieco senna gra.
Na szczęście, zgodnie z oczekiwaniami naszych fanów, twierdzących, że po reprymendzie w szatni nasi ruszą, po przerwie zobaczyliśmy bardziej zdecydowaną grę drużyny. Prym nadal wiodła lewa strona – znowu dynamiczny rajd Czarka i wypuszczenie Grzesia, który spokojnie, z dużą precyzją strzelił do siatki. Kilka minut później w polu karnym padł Krystian, ale sędzia nie dopatrzył się (i chyba słusznie) w tej sytuacji faulu, ale chwile później można mieć do niego pretensję, że nie odgwizdał wyraźnego przewinienia na naszym zawodniku po prawej stronie pola karnego. Mieliśmy cały czas kontrolę nad grą i wyraźną przewagę i powinniśmy ją udokumentować kolejnymi bramkami, a okazje były przednie. Kuriozalna wręcz była ta z 80 minuty. Krystian znalazł się sam przed bramkarzem, spokojnie go ominął, po czym ominął nadbiegającego obrońcę i kiedy miał już czystą pozycję strzelił z kilku metrów obok słupka! Można powiedzieć, że Krystian, zasługujący w przekroju całego meczu na pochwałę, mógł tą sytuacja zaprzepaścić ocenę gry, bo gdyby gościom udało się wyrównać, to mielibyśmy do niego spore pretensje. Na dokładkę mógł poprawić trzy minuty później, co już nie było tak oczywiste, ale też nie skorzystał z okazji. Goście mieli sporadyczne sytuacje pewnie rozwiązywane przez naszego bramkarza lub obrońców. Druga połowa to jednak była pełna kontrola naszych na gośćmi.
Inaugurację więc wygraliśmy, co w połączeniu z dobrą gra drużyny, jest niezłym prognostykiem na dalsze mecze. Ursus dogoniliśmy w sumie w tabeli i wyraźnie zbliżamy się do czołówki, bo Widzew przegrał, a Sokół uzyskał tylko jeden punkcik. Teraz mamy serię łatwiejszych przeciwników – zdekompletowaną Drwęcę i słabeuszy ligi, więc mamy szansę uzyskać ładny komplet punktów, które doprowadzą nas na sam szczyt ligi, a wtedy sprawę rozstrzygałyby pojedynki z bezpośrednimi rywalami do awansu. Oby ten scenariusz się spełnił!
To popatrzmy po personaliach. Sędzia, znany z kilku gwizdanych nam meczów pan Michał Grocki. Kiedyś miałem do niego sporo pretensji, dzisiaj ich nie mam. Mecz prowadził poprawnie. Nie dostrzegł jednego faulu, wspomnianego już powyżej, ale można to przypisać zachowaniu jego asystenta na linii, będącego bliżej sytuacji, poza tym mógł wcześniej upomnieć (żółta była ale późno) wyraźnie prowokacyjnie zachowującego się Patryka Kamińskiego, ale to szczegóły.
O Janku Balawajderze już wspominałem. Dobry występ. Może pochopnie wyskoczył do przodu przy utracie bramki, ale miał do tego prawo, a kilka interwencji miał naprawdę dobrej marki. No i bardzo stylowo się prezentował w białym kostiumie, z mocnymi czerwonymi kontrapunktami rękawic i butów.
Obrona, poza tą wpadką, w której brał niestety udział Grzegorz, zagrała dobrze, nie dając gościom zbyt dużo okazji do popisu. Dodajmy kilka wyjść do przodu Rafała Zembrowskiego, z których jedno o mało nie zaowocowało bramką.
W pomocy różnie. Mariusz Marczak robił swoje, ale bez jakichś fajerwerków. Marcin Gawron oraz Marcin Kluska słabiej. Gawron trochę się spóźniający z interwencjami, Kluska jakiś zagubiony i chaotyczny, bez żadnej widocznej akcji zaczepnej.
Z przodu lepiej. Bardzo dobry mecz Czarka Sauczka, z przyjemnością obserwowałem jego grę. Król meczu, Grzesio (żartobliwie mówiąc miał w tym meczu bramkę i dwie (sic!) asysty), po jego zejściu ciągle zdawał się go szukać na boisku, bo faktem jest, że stworzyli w tym meczu doskonały duet, zdecydowanie górujący nad drugą strona, czyli Marcinem Bochenkiem i Bartkiem Wiśniewski. Ci dwaj w pierwszej części gry byli zupełnie niewidoczni, a drugiej trochę lepiej, ale w porównaniu z lewą stroną wyraźnie słabiej. Krystian, już pisałem, mecz na plus – mógł być absolutnym bohaterem gdyby strzelił 2-3 bramki, ale mógł zostać ocenionym gorzej, gdyby niewykorzystana bajeczna sytuacja pozbawiła nas wygranej. Takie życie. Grał jednak dobrze, bramkę strzelił, więc nie narzekajmy.
Na boisku zobaczyliśmy jeszcze na zmianach Przemka Szabata, który tworzył po wejściu parę z Danielem Chorosiem (Rafał przeszedł do środka pola) – OK, dobrych Mateusza Małka i Patryka Zycha (Patryk zrobił na mnie doskonałe wrażenie – wielka dynamika gry i ciąg do przodu – chciałbym zobaczyć go w większym wymiarze czasowym!), wreszcie Tomka Chałasa, który niestety grał tak krótko, że trudno coś o jego grze powiedzieć.
Podsumowując – mecz dobry i, co najważniejsze, wygrany. Zimno nie wypłoszyło sporej grupy dobrze dopingującej publiki. Czekamy na to co dalej, licząc że będzie co najmniej tak samo dobrze. Biorąc pod uwagę wszystkie problemy, z którymi się borykamy, brak znaczących wzmocnień, kłopoty zdrowotne części zawodników, to ten mecz pozwala mi patrzeć w przyszłość ze sporym optymizmem.
Bardzo rzetelny felieton. Dla mnie nasz bramkarz zagrał naprawdę dobre zawody a stracona bramka to gapiostwo a raczej cwaniactwo rywala. Sędzia mnie jednak nie przekonał był przeciętny . Polonia do przodu hej !
Akcja na 1:0 bardzo mi się podobała z resztą obie akcje po których wychodziliśmy na prowadzenie konkretnie rozegrane. Premierową bramkę w rundzie i po powrocie z sąsiedniego województwa mamy, liczę na to że z cieplejszym frontem i skuteczność w wykańczaniu takich szans jak to pudło (wiadomo że i w topowych ligach zdarzaj się babole) z końcówki zostanie zniwelowane ku poprawie komfortu gry w końcówkach. szkoda trochę gapiostwa przy bramce dla Ursusa ale w ostatecznym rozrachunku w jakimś stopniu zdobyte 3pkt rekompensują ten błąd. Boisko chyba też dało sporo komfortu do gry, zmiany niezłe zobaczymy jak będzie wyglądała gra przy bardziej sprzyjających warunkach atmosferycznych.
Muchomor nie będzie miał kłopotu z asystami – Sauczek i Wojdyga dopisują sobie po punkciku.