Po dobrym meczu z Radomiakiem nasze nadzieje przed dzisiejszym spotkaniem z Puszczą w Niepołomicach były całkiem spore. I do pewnego momentu nawet w pełni uzasadnione. Na koniec było w myśl powiedzonka: raz na wozie, raz w nawozie, a tonę tego przysłowiowego nawozu wywalił nam na głowy pan sędzia Szymon Lizak.
Zwycięskiego składu się nie zmienia i tak też uczynił nasz trener, Wojtek Szymanek, wypuszczając na boisko tych samych ludzi co tydzień temu, z jedną tylko zmianą – Marcina Kluski za Cezarego Sauczka. A oni zaczęli mecz grając również w duchu walki, jak z Radomiakiem. Osobiście uważam Puszczę za ciekawszy zespół, tymczasem nasi chłopcy walczyli z nimi co najmniej jak równi z równymi, w pierwszej połowie wręcz mając przewagę. Długimi momentami gra toczyła się na połowie gospodarzy. Nie mieliśmy specjalnego szczęścia w wykańczaniu akcji, czy to po strzale w słupek Daniela Gołębiewskiego, czy po serii pięciu kolejnych rzutów rożnych. Przy okazji z lekkim zdziwieniem zacząłem obserwować pracę pana z gwizdkiem, a dokładnie od 37 minuty, w której ni stąd, ni zowąd, pokazał kartkę Marcinowi Bochenkowi. Nie zmieniło to zupełnie faktu, że na przerwę schodziliśmy z prowadzeniem. W 44 minucie kolejny rzut rożny egzekwował oczywiście Mariusz Marczak, piłka spadła dokładnie na głowę Bazylego Kokota, który bardzo precyzyjnym uderzeniem umieścił ją pod poprzeczką bramki Puszczy. Niemrawo grający gospodarze próbowali coś strzelić jeszcze przed przerwą, ale czasu im na to zabrakło.
Od początku drugiej części gry ze zdziwieniem zobaczyłem, że za Michała Oświęcimkę pojawił się na boisku po pauzach za kartki Donek Nakrošius. Ze zdziwieniem, ponieważ według mojej oceny „Cimek” powinien schodzić z boiska tylko pod warunkiem, że stracił przytomność lub zupełnie nie może już ustać na nogach ze zmęczenia. Po prostu być może nie zagrał dziś wielkiego meczu, ale jednak drużyna z nim w składzie to zupełnie inna bajka niż drużyna pozbawiona jego obecności. On po prostu biega wszędzie i walczy, walczy, walczy… Nie to, żeby inni nie walczyli, on sprawia wrażenie, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych i nawet próbuje skakać do wysokich piłek z facetami wyższymi od niego o dobre 30 centymetrów.
Mecz zrobił się bardziej wyrównany, może z leciutką przewagą miejscowych, ale bez przesady. Polonia ciągle wiozła dobry wynik i wcale nie odpuszczała możliwości przeprowadzania akcji zaczepnych. Wtedy do akcji wkroczył pan sędzia. Na temat poprawności decyzji o podyktowaniu karnego dla Puszczy nie chcę się wypowiadać, bo sytuacji dobrze nie dostrzegłem. Może faul był, a może nie było. Tak czy inaczej sprawcą okazał się niestety „Donek”, a karny został zamieniony na bramkę. Mniej więcej kwadrans później niestety najlepszy na boisku zawodnik gospodarzy, Michał Ostrowski, bezlitośnie zakręcił Bazylim i bardzo precyzyjnie strzelił. Zrobiło się nieprzyjemnie, bo zamiast 1:1 na tablicy pojawiło się 2:1. Myśleliśmy, że już po balu, tymczasem nasi nie pękli. Walczyli dalej. I to dało efekt w postaci remisu po kolejnym podyktowanym w tym meczu karnym. Tym razem dla nas. Pewnym jego wykonawcą okazał się trzeci raz z rzędu Bartek Wiśniewski. Remis wydawał się być już dobrym wynikiem, a gra była nadal otwarta. W 90 minucie pan sędzia postanowił zwiększyć szanse gospodarzy dając drugą żółtą naszemu kapitanowi, Piotrkowi Kosiorowskiemu. Doliczone 5 minut mieliśmy więc zagrać w dziesiątkę. Mecz dobiegał do końca, czekaliśmy na ostatni gwizdek, kiedy miejscowi postanowili przypuścić ostatni rozpaczliwy atak. Patrzyłem na tę sytuację uważnie i jestem pewien, że Donek wybił atakującemu przeciwnikowi piłkę czystym wślizgiem. Piłkarz Puszczy jednak rozpaczliwie runął, a sędzia tylko na to czekał. Karny. Znowu pewny strzał i już bez wznawiania gry. Czyli tak jak miało być – wygrana Puszczy.
Nie chcę niczego zarzucać, bo może ja czegoś nie dostrzegłem, może szukam dziury w całym, dokładnie tak samo jak nasz trener na konferencji pomeczowej, jednak dosyć trudno mi się oprzeć wrażeniu, że wyłączenie naszego zawodnika, a później podyktowanie wybitnie problematycznego karnego już po upływie czasu gry, to specjalnie ładnie nie wygląda.
Pojawiają się wręcz głosy, że być może jest to swoista zemsta środowiska piłkarskiego na klanie Engelów. Pytaniem pozostanie tylko: ZA CO?!
Czy naprawdę komuś może przeszkadzać chęć prowadzenia drużyny obijającej się po II lidze. A może to polityczna zemsta za zawieruchę wokół budowy stadionu? Zdaję sobie sprawę, że zaczynam uciekać w lekka paranoję, więc proszę, traktujcie moje śmieszne domysły jako swoisty wisielczy humor. Ale fakt, że w dobrych kilku meczach akurat nas przewozili panowie z gwizdkami pozostaje faktem niezaprzeczalnym. Więc może jednak?…
Ocenki? Może dziś je sobie darujemy? Nasi ludzie zagrali jako drużyna całkiem dobry mecz i naprawdę jest ich szczerze żal, bo na remis zdecydowanie zasłużyli. Wyobrażam sobie rozgoryczenie panujące w szatni po zejściu z boiska. Swoją drogą sędzia decydujący się na spuszczanie drużyny w dół strefy spadkowej swoją niepewną decyzją już po upływie czasu gry, to albo ekstra kozak albo… ani słowa więcej!
Mam tylko jedną uwagę, a w zasadzie pytanie do Wojtka Szymanka: na jaka cholerę zdjąłeś „Cimka” w przerwie? Może z nim, jako naszą swoistą maskotką, mecz by się inaczej potoczył? Tego się niestety nie dowiemy.
Pojawiają się wręcz głosy, że być może jest to swoista zemsta środowiska piłkarskiego na klanie Engelów. Pytaniem pozostanie tylko: ZA CO?!
za sprzedawanie i kupowanie meczów przez młodego engela… karę wymierzył SĄD, a w drugiej instancji wyrok został zatwierdzony. To nie jakaś pani Lepiszewska spod 17-stki z Karmelickiej zakazała młodemu działalności w profesjonalnym futbolu, tylko najwyższe organa PZPN.. piłkarskiej federacji zrzeszonej w UEFA, czy jeszcze czegoś nie rozumiesz?
czy nie rozumiesz, że młody engel i jego tatuś leci w huja z PZPN i UEFA????????????