Do Bełchatowa pojechaliśmy po 3 punkty. W zasadzie, po tzw. 6, choć gdzieś w tyle głowy czaiła się myśl, że remis będzie jeszcze do strawienia. Dlaczego? Ano dlatego, że byliśmy tuż nad kreską, a pod nami właśnie GKS, który wyprzedzaliśmy tylko zwycięstwem w domu. Było więc o co walczyć.
Trener dokonał roszad w składzie. Nie zobaczyliśmy w wyjściówce Mariusza Marczaka, Marcina Kluski ani Daniela Gołębiewskiego. Pojawili się nieźle się prezentujący w meczu z Wartą Krystian Pieczara, Cezary Sauczek i Piotr Kosiorowski. Pauzującego za kartki Marcina Bochenka zastąpił Grzegorz Wojdyga.
No i zaczął się mecz. Najchętniej bym o nim nic nie pisał… Pierwszą bramkę powinniśmy stracić już w 44 sekundzie (!). Bo tylko niefrasobliwości gracza GKS zawdzięczamy, że nie trafił on do siatki z około 5 metrów. Później nastąpił cud, bełchatowski młodzieżowiec, Dawid Flaszka, w sytuacji „sam na sam” przelobował interweniującego Mateusza Tobjasza, jednak piłkę wybił sprzed linii bramkowej Rafał Zembrowski. Ufff. Nasi zaznaczyli swoja obecność dopiero w 13 minucie, kiedy wolnego z circa 30 metrów huknął z całej mocy Piotr Petasz. Bramkarz miał kłopoty, ale odbił na róg. Kolejne okazje mieli gospodarze, nasi sprawiali wrażenie, że wynik ich satysfakcjonuje.
Druga połowa rozpoczęła się analogicznie do pierwszej, bo już w jej pierwszej minucie GieKS-a miała okazję, tyle, że tym razem wspomniany Flaszka już jej nie zmarnował. Tradycji stało się zadość, rozpoczęła się pogoń za wynikiem. W 54 minucie powinno być po zawodach, bo chyba tylko „Toby” wie jak wyciągnął strzał gospodarzy głową do praktycznie pustej bramki. Chwile później mieliśmy od razu dwie zmiany. Za umordowanego podaniami na dobieg godny Usaina Bolta Czarka wszedł Mariusz Wierzbowski, a za mimo wszystko jedną z jaśniejszych naszych postaci na boisku, „Kosiora”, pojawił się Marczak. Chwile później pomyśleliśmy, że GKS chyba też nie chce wygrać tego meczu, a przynajmniej nie zależy im na specjalnym nas upokarzaniu, bo po świetnie rozegranej akcji w naszym polu karnym pozwolili „Toby’emu” obronić strzał chyba nie więcej niż z 10 metrów. I tu niespodzianka – chyba jedyny, któremu naprawdę zależało, Krystian Pieczara, jakby nie było człowiek stąd, zdecydował się na strzał (ewenement, bo chyba była to pierwsza w meczu próba z gry!) z dużego dystansu. Bramkarz się pomylił i wpadło.
W 66 minucie mieliśmy remis. Szkoda sytuacji z 74 minuty. Daleki wyrzut bramkarza do Krystka, ten znakomicie do wybiegającego „Wierzby” i… chorągiewka bocznego w górze. Jak dla mnie była to jedna z niewielu kontrowersja w tym meczu. Osobiście spalonego nie dostrzegłem, a „Wierzba” wychodził na „sam na sam”. I tak mogliśmy wyjść na prowadzenie, bo Krystek niestety nie trafił głową do siatki znakomitej wykładki po rzucie wolnym. W samej końcówce zobaczyliśmy jeszcze na boisku Bartka Wiśniewskiego za Fabiana Pawelę i Kluskę za Krystiana. Niestety Bartek już w mocno doliczonym czasie sprokurował niepotrzebnego wolnego dla GKS w środku pola, po którym w polu karnym wyskoczył do piłki jeden z miejscowych, a „Toby” niefortunnie załatwił rzut karny. W ostatniej sekundzie! Czy faul był? Nie wiem, patrzyłem, ale wydawało mi się, że „Toby” piłkę odbił, a napastnik gospodarzy wpadł na jego wyciągnięte po interwencji ręce, ale głowy za to nie dam. No i oczywiście. Strzelił nasz były gracz, a obecnie kapitan Bełchatowa, Patryk Rachwał. Nie wiem czy zwróciliście uwagę, że jeśli w drużynach przeciwnych pojawiają się nasi byli zawodnicy, to przeważnie strzelają nam bramki – fatum jakieś. Sędzia pozwolił nawet wznowić i natychmiast gwizdnął. I w ten oto sposób znaleźliśmy się w czarnej…
Teraz musimy już wygrywać, tylko, że większość rywali z dołu tabeli już za nami, a 4 punkty w wiosennych meczach, to nie jest to czego oczekiwaliśmy.
Tradycyjnie można zwalić na sędziego, pierwsza bramka też była nieco kontrowersyjna, bo niektórzy widzieli, że piłka była dogrywana z autu. Ja się minutę na trybunę spóźniłem i nie widziałem – nie wiem. Nie zmienia to faktu, że my mieliśmy jeszcze tylko jedną „setkę”, a Bełchatów około pięciu. Mogliśmy utargować dużo gorzej.
Igor Gołaszewski był po meczu przybity. Chyba po raz pierwszy na konferencji wypowiedział się krytycznie o zawodnikach, zarzucając im, że z niezrozumiałych powodów nie oddawali strzału, co mieli nakazane (fakt!), że byli niefrasobliwi w obronie (fakt!). Dodatkowo ustosunkował się do wyraźnie słyszalnych okrzyków od grupy naszych kibiców domagających się jego dymisji. Stwierdził, że nie chce mieć do nich pretensji, ale nadal prosi o wspieranie drużyny dopingiem w kolejnych meczach, bo jest jej to teraz szczególnie potrzebne.
Teraz, pisząc ten tekst, jestem mądrzejszy o wiedzę, że dymisja stała się faktem. Może byłoby lepiej żeby Igor już nie przystępował w roli trenera do rundy wiosennej? Podejrzewam, że ile osób tyle opinii i argumentów. Ja osobiście odniosłem w sobotę wrażenie, jakby drużynie nie do końca zależało na grze, jakby przechodzili (przynajmniej część) obok jakże przecież ważnego meczu. Nie chcę się bawić w żadne teorie spiskowe, ale może doszło do wzajemnego „zmęczenia materiału”, zresztą z obu stron? Przekonamy się teraz kto przyjdzie i jak drużyna będzie wyglądać w kolejnych grach. Ok, podziękujmy Igorowi za pracę i serce, które włożył w Polonię, bo wszyscy wiemy, że starał się jak mógł. Na koniec malutka dygresja. Obejrzałem wczoraj wieczorem mecz naszej reprezentacji z, jak śmiem twierdzić, nieco ogórkowatą choć nieprzyjemną Czarnogórą. I wiecie co? Gra naszej repry długimi fragmentami przypominała mi styl gry Polonii!
Trochę nieoczekiwane ustawienie, zachowawcza gra, morze niedokładności, obrona niby zgrana, ale i tak się myląca. Analogi można mnożyć. Delikatnie żartując – może Igor wzorował się na Adamie Nawałce?… Tylko w Polonii nie ma Lewego, Piszczka i Zielka…
Oceniamy? Psze bardzo.
Toby – przy pierwszej bramce nie wiem, bo jak wyżej, nie widziałem, poza tym dobry mecz. I na koniec ten karny – jeśli był, to zniweczył jego trud.
Obrona – Piotr P., Rafał Z., Daniel Choroś i Grzesio. Kilka linijek wyżej coś na ten temat już wrzuciłem. Grzesio na plus. Wyścigowcem on nie jest, ale grał inteligentnie wykorzystując to co ma. Reszta niby bez zarzutu, a GKS miał sporo do zdobycia. Piotr lekki plusik, że jako jedyny próbował strzelić. Ale żeby chwalić za jeden strzał – to chyba najlepiej świadczy o naszej mizerii z przodu.
Pomoc. Środkowi, Donatas Nakrošius i Piotr Ćwik. Donek twardy, czasami aż za bardzo i znowu kartka, przy umiarkowanym w tym względzie sędziowaniu (brawa za to dla p. Mirosława Góreckiego, który dawał pograć). O Piotrze wolał bym nie pisać wcale. Nie rozumiem jego gry, nie rozumiem jego pozycji na boisku, nic nie rozumiem. Może się nie znam (to na pewno!)
Ci ofensywni. Zacznę od Czarka, któremu wymalowałem tydzień temu laurkę. Chłopak się stara, ale w tym meczu nie wszystko wychodziło. Denerwowało mnie, że owszem, dosyć często grano do niego, ale na Boga, musiałby jeździć na motocyklu, żeby do tych piłek zdążać! Zwykle o 10 metrów za daleko. Zaczęliśmy się nawet obawiać, czy po dwóch, trzech takich meczach chłopak nie zostanie zarżnięty. Fabian, niestety nie ta jakość co w poprzednim meczu. „Kosior” to dla mnie pozytyw, zdecydowanie na plus w stosunku do jesieni, Czy jemu brakuje sił, że pierwszy jest zdejmowany? Krystian – najlepszy z naszych. Może chciał się pokazać na własnym terenie. Siedziałem obok jego rodziny, całej, i widziałem jak przeżywali jego grę. Gdyby strzelił tę drugą bramkę, to byłby w sobotę bogiem!
Zmiany niestety wiele nie wniosły. „Wierzba” nie zachwycał tak jak przeciwko Warcie, choć coś tam jednak zagrał. Niestety zastąpił Czarka, a oni właśnie w tym duecie czarowali przeciw Poznaniakom. „Manolo”, chyba zgodnie ze słyszanymi przeze mnie opiniami pewnie lepiej by wyglądał w środku pola. Bartek i Marcin nie mieli już czasu żeby się pokazać, choć Bartek niestety zrobił ten faul, od którego zaczęło się nieszczęście. No cóż…
Nie wiem jak teraz będzie i z kim (personalnie). Wiem natomiast, że z taką grą jak w Bełchatowie to musimy się liczyć ze spadkiem w dół.
Sytuacja wygląda słabo, spółka tym przetrzymaniem Igora mimo marnych wyników poważnie ograniczyła margines błędu na ostatnie kolejki, a ratują nas tylko poważne punkty.
Wojtek Szymanek z tą drużyną sobie poradzi. Bezapelacyjnie.
Ważne, że atmosfera się oczyściła. Myślę, że każdy z piłkarzy będzie miał teraz inne podejście do swoich obowiązków – będą czytać uważnie przeciwnika z video, słuchać trenera i wykonywać starannie i z zaangażowaniem Jego założenia taktyczne na placu, autokar się psuć nie będzie, kibice będą z drużyną i tłumnie przyjdą na mecz dopingować a nie szydzić i nawet sędziowie będą teraz bezstronni. Trochę szyderczo ale tak uważam.
Wszystko zależy od tego w jakich warunkach przyjdzie mu pracować. Jeśli byłby niezależny to może by sobie poradził. Ale ja stawiam, że Szymanek nie będzie trenerem na dłużej.
Na dłużej na pewno nie, bo (jak ktoś napisał na forum) nie ma odpowiedniej licencji.
Pora bić na alarm, mam nadzieję, że to bicie usłyszą też piłkarze. To oni grają na boisku, to oni na wiosnę tracili bramki, których nie powinno być.
Co nie umniejsza winy trenera, który nie potrafił tego okiełznać. Jak tak dalej będą grać to po Panu Gołaszewskim nie poleci kolejny trener tylko …. no właśnie.