Inauguracja rundy wiosennej (pomijając rozegrane awansem mecze w listopadzie) za nami. Z wielkim utęsknieniem i wielkimi nadziejami czekaliśmy na start ligi. W końcu nikt z nas nie wyobraża sobie innego scenariusza niż pewne utrzymanie, a kto wie, może przy odrobinie szczęścia uda się powtórzyć passę z trzeciej ligi i rzutem na taśmę powalczyć o coś więcej?
Lepszych okoliczności do odniesienia pierwszej wyjazdowej wygranej ciężko szukać. To właśnie ze Stalą zdobyliśmy pierwsze punkty na jesieni, w drużynie gospodarzy dwóch podstawowych graczy pauzowało za kartki i to w Stali doszło do większych roszad kadrowych w przerwie zimowej, więc zgranie było zdecydowanie naszą mocniejszą stroną. Dodatkowo obóz na Cyprze zapewnił o wiele bardziej komfortowe warunki by doszlifować formę przed startem rundy.
Pierwsza połowa spotkania potwierdziła wszystkie te przesłanki. Poloniści byli zwyczajnie drużyną lepszą, prowadzącą grę, dominującą. Gołym okiem widać też było przewagę w umiejętnościach technicznych, oraz lepszą organizację gry. Gracze ze Stalowej Woli ograniczali się do sporadycznych kontrataków lub wykopywania piłek po autach. „Czarne Koszule” od początku spotkania dążyły do zdobycia bramki i ustawienia sobie spotkania. Na szczęście udało się to w ostatniej akcji pierwszej połowy, co jak się później okazało było jedynym trafieniem w meczu. Przy okazji brawo za zimną krew dla strzelca, Marcina Kluski, który przebiegł prawie połowę boiska, wyczekał bramkarza i umieścił piłkę w pustej bramce. Tak więc przerwę spędziliśmy w świetnych humorach, czekając z niecierpliwością na drugie 45 minut i dobicie dziś wyraźnie słabszego rywala. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu to gospodarze wyszli po kwadransie bardziej zmotywowani, bardziej zdeterminowani by odrobić straty. Bramka, którą dostali do szatni wcale nie podcięła im skrzydeł. To poloniści wyglądali na zagubionych. Całkowicie oddali inicjatywę i zaczęli bronić dobrego rezultatu. Wydawało się to złym rozwiązaniem, gdyż rywal nie był dziś w najwyższej formie i zamiast przejąć inicjatywę i wbić drugiego gola, do samego końca spotkania oglądaliśmy „obronę Częstochowy”. Na szczęście udało się dowieść zwycięstwo do końcowego gwizdka, a niewiele brakowało by Cezary Sauczek zamienił jedną ze swoich dwóch dobrych kontr na drugą bramkę i zamknął mecz na kilka minut przed jego oficjalnym zakończeniem.
To może trochę o personaliach. W wyjściowym składzie obyło się raczej bez niespodzianek. W bramce Mateusz Tobjasz. Wiadomo Dominik Pusek pauzował za kartki, ale powiem szczerze, że nie pamiętam tak pewnego i spokojnego Mateusza między słupkami, więc Igor Gołaszewski będzie miał ból głowy kim obsadzić bramkę w Elblągu. Chociaż to akurat jeden z tych przyjemniejszych problemów. W obronie tradycyjnie czwórka. Marcin Bochenek na prawej. Dziś bezbłędny w obronie. W środku również bezbłędny Daniel Choroś, wraz z Rafałem Zembrowskim, którego błąd w końcówce spotkania mógł dać gospodarzom remis. Na szczęście ich ataki były dziś na tyle nieporadne, że możliwość znalezienia się w sytuacji „sam na sam” z naszym bramkarzem zwyczajnie sparaliżowała napastnika rywali, który podał piłkę do o wiele gorzej ustawionego kolegi. Poza tym „Ząbek” zaprezentował duży spokój i dobrą współpracę z resztą bloku defensywnego. Na lewej flance Piotr Petasz i tu pierwsze zaskoczenie in minus. Sporo niecelnych podań, do tego dość często wyrzucane przez niego auty padały łupem graczy Stali, co doprowadziło do kilku groźnych kontr. W grze do przodu również zdecydowanie aktywniejszy od Piotra był na prawej stronie Bochenek. W drugiej linii zagraliśmy czwórką graczy. Donatas Nakrošius, który ze swojej roli czyszczenia środka pola wywiązywał się tradycyjnie na swoim równym, dobry poziomie. Drugim, tym bardziej od kreowania gry, a także wspierającym Donka gdy rywale mieli piłkę był Piotr Ćwik. I tu zgodnie musimy stwierdzić, że szykowany przez większość sparingów do tej pozycji Piotr nie do końca nas przekonał. Oczywiście nie sposób mu odmówić ambicji i walki, a także głośnego pokrzykiwania w trakcie meczu, próby kierowania gry drużyny. Niestety ani w obronie nie był tak skuteczny jak Donek, a w ofensywie również nie odnotowałem zbyt wielu skutecznych i otwierających zagrań. Dodatkowo po otrzymaniu żółtej kartki i w defensywie zdecydowanie spuścił z tonu. Na skrzydłach zagrali wspomniany już wcześniej Kluska oraz Mariusz Marczak. Strzelec jedynej bramki ponownie spłaca pokładane w nim przez trenera zaufanie i w klubowej klasyfikacji strzelców ucieka pozostałym kolegom. „Manolo” dziś trochę mniej widoczny i trochę mniej precyzyjny w swoich podaniach. Na pochwałę zasługuje widoczna gołym okiem większa ruchliwość i ilość przebiegniętych kilometrów niż w meczach granych na jesieni. W ataku zagrali Bartosz Wiśniewski i Fabian Pawela. U pierwszego zabrakło mi, już chyba trochę tradycyjnie, strzałów na bramkę. Niestety czy grając na skrzydle, czy w ataku Bartosz nawet mając dogodną sytuację zazwyczaj szuka podania do jednego z kolegów. Za to gry Fabiana nie mogliśmy się nadziwić. Widać, że przepracowany w pełni okres przygotowawczy mu posłużył. Bez problemu rozegrane pełne 90 minut. Do tego biegał jak nigdy i wygrał praktycznie każdą główkę do której skakał. Z ławki dodatkowo weszli, niestety trochę niewidoczni Piotr Kosiorowski i Michał Oświęcimka (skrzydło to chyba jednak nie jest jego pozycja) oraz mający swoje dwie świetne kontry Sauczek. Jeśli utrzyma sprinterską formę i zachowa odrobinę więcej zimnej krwi przy wykończeniu akcji to jestem przekonany, że jeszcze w tym sezonie może poważnie zagrozić Klusce w walce o pierwszy skład na lewym skrzydle.
Krótkie wnioski/obserwacje po dzisiejszym meczu? Na plus na pewno pierwsze wyjazdowe 3 punkty w tym sezonie, to bezdyskusyjnie. Wybieganie drużyny, widać było szczególnie w grze Paweli i Marczaka dużo więcej ruchliwości niż na jesieni. Na pewno inicjatywa w pierwszej połowie, szkoda że zabrakło konsekwencji i postawienia kropki nad „i” w drugich 45 minutach. Obrona dziś bardzo pewna, bez głupich błędów (na szczęście ten jeden jedyny Zembrowskiego bez konsekwencji – przyp. DS). Bardzo dobra i przede wszystkim spokojna gra Tobjasza. A co zaskoczyło? Brak wykorzystania czwartej zmiany, szczególnie w końcówce, przy doliczonych 5 minutach, można było jeszcze te 60 sekund ukraść wpuszczając chociażby grzejącego się od dłuższego czasu Bazylego Kokota, choćby za Pawele, byle tylko dać chwile oddechu. Czyżby trener zapomniał o tej zmianie? Trochę niezrozumiałe trzymanie Ćwika przez pełne 90 minut. Byliśmy przekonani, że to Kosiorowski, a później Oświęcimka go zastąpią na środku. Oby jeszcze odpalił i pokazał nam to co widzi w nim trener. Wpuszczenie Oświęcimki na prawą pomoc, w momencie kiedy bronimy. Wiadomo z jakiej gry słynie Michał i aż prosiło się by zastąpił mającego już żółtko Piotra. Na skrzydle zabito całkowicie jego atuty. Mimo zwycięstwa Stal nie wyglądała dziś na najsilniejszego rywala z którym przyjdzie nam się zmierzyć przed końcem sezonu, dlatego trochę martwi że tak szybko oddaliśmy im inicjatywę. Obawiam się że w meczu z Radomiakiem, Odrą, czy Rakowem ten wariant mógł by nas kosztować nawet porażkę.
Pozostaje nam się cieszyć ze zwycięskiej inauguracji i liczyć na to że sztab szkoleniowy jak najszybciej wyciągnie odpowiednie wnioski z dzisiejszego spotkania. Wszak wszystkim nam zależy na udanej rundzie wiosennej. Ja na pewno nie obraził bym się gdyby po tym sezonie przylgnęła do nas łatka „Rycerzy wiosny”.
Nawiazując do poetyki tytuły, komentarzy pod tekstami o pierwszym wyjazdowym zwycięstwie jest tyle, co kot napłakał. Oj, ponarzekaliby kibice Polonii na swoją drużynę po kilku miesiącach przerwy – i to jak. Ale no wicie, rozumicie, nie ma jak… 😉
Gratulacje dla Czarnych Koszul za 3 punkty i oby tak dalej!
Taki mecz, że ciężko coś po nim napisać. Ganić trudno, skoro mamy 3 punkty i to zdobyte na wyjeździe. Wychwalać jednak też na razie nie ma za co. Bramka padła po irracjonalnym zachowaniu rywala. Druga najlepsza sytuacja w meczu była również spowodowana przez kuriozalne zagranie rywala.
Tobjasz chyba zrobił wszytko co mógł i musiał, a reszta kilka razy nie dała mu się nudzić zrobili parę błędów(ale przy tej dziwnej taktyce już na jesieni człowiek się przyzwyczaił), które pewnie ktoś inny by wykorzystał.
Mecz na zero z tyłu co najważniejsze, a coś czuje że gdyby Kluska nie znajdował się w tym sektorze boiska w tym odpowiednim momencie to żaden gol by nie padł.
cofnelismy sie dopiero w 2 polowie, czyli od razu po zdobytym golu. do tej pory to Stal miala spore problemy by wyjsc z wlasnej polowy. pytanie czy siedlismy kondycyjnie(choc tak nie wygladalo)? bo trener mowil wyraznie na konferencji ze nie takie zalozenie bylo by sie tak gleboko cofnac
Niestety, ja żadnego przełomu i nowej jakości w grze nie widzę… Ten zespół nie jest dobrze ustawiony taktycznie i pod tym względem nic się nie zmieniło w porównaniu do jesieni. Cały czas gramy to samo. Obawiam się, że mocniejszy niż Stal przeciwnik szybko nas sprowadzi na ziemię. No chyba, że z Gołębiewski na szpicy sprawi, że zespół zacznie inaczej grać…