W ostatniej kolejce rundy jesiennej przyszło nam zagrać na wyjeździe z liderem tabeli. No dobrze, potencjalnym liderem, bo przed meczem Raków miał punkcik straty do opolskiej Odry. Gospodarze szansę na mistrzostwo jesieni wykorzystali perfekcyjnie.
Pojechaliśmy do Częstochowy z planem wywiezienie co najmniej jednego punktu. Tak wynikało ze złożonej deklaracji Igora Gołaszewskiego, że w ostatnich czterech grach zdobędziemy 10 punktów (pozostają jeszcze mecze awansem zaliczane do wiosny w Bytomiu i Odrą u nas). A 10 punktów oznacza 3 wygrane i remis. Można się domyślać, że ten remis miał paść właśnie w meczu z Rakowem, bo trzeba było być niepoprawnym optymistą żeby uważać, że Raków, po 9 wygranych i 7 remisach, pozwoli się ograć właśnie nam i to w opisanej wyżej sytuacji.
Kiedy nasza ekipa pojawiła się na płycie stadionu mieliśmy problem z rozrysowaniem ustawienia. Chodziło o linię obrony – kto grał na skrzydle, kto w środku, a kto jako defensywny pomocnik. Nam się wydawało, że ustawienie było Grzegorz Wojdyga na jednym boku, a na drugim… no właśnie. Przemek Szabat, Bazyli Kokot, Piotr Petasz?
Czy Donek Nakrošius grał jako stoper czy raczej jako defmid? Zamieniali się panowie miejscami i dosyć trudno było odgadnąć. Po meczu Donek wyjaśnił nam, że środek to Bazyli i Piotr, a on jednak w pomocy.
Mimo tych wątpliwości mogło się wydawać, że nie stoimy na zupełnie straconej pozycji. Nawet pierwsi mieliśmy okazję do zdobycia bramki. Stało się jednak inaczej. Najpierw sędzia pozwolił miejscowym na wznowienie gry rzutem rożnym kiedy opatrywany poza boiskiem Donek nie zdążył dobiec do pola karnego i zająć pozycji, a strzelec gola miał być przez niego właśnie kryty. Kilka minut później gracz Rakowa popisał się fantastycznym uderzeniem, przy którym Dominik Pusek nie miał nic do powiedzenia. Było więc już 2:0, a tu nagle, chyba minutę lub dwie po utracie bramki, w polu karnym Rakowa trochę się zakotłowało i sędzia wskazał na „jedenastkę”. Krystian Pieczara strzelił jak należy i mieliśmy bramkę kontaktową. Do końca tej części gry walka była bardzo wyrównana i wcale nie byliśmy gorsi, a także niewiele brakowało do wyrównania stanu meczu. Tak się jednak nie stało i na przerwę schodziliśmy z saldem -1.
Po przerwie sytuacja mocno się zmieniła. Gospodarze dosyć mocno nas pocisnęli i cichutko powiedziałem do redakcyjnych kolegów, że aby myśleć o korzystnym wyniku musimy przetrwać choćby napór pierwszych pięciu minut tej części gry. Nie udało się. Bramka wpadła znowu po rzucie rożnym, a strzelcem był, podobnie jak pierwszej, jeden z grających w Częstochowie Czechów. I wtedy się posypało. Nasi zgubili koncepcję gry, obrona nie mogła się dobrze uformować, atak przestał istnieć, a gracze Rakowa coraz śmielej hasali po naszych skrzydłach stwarzając kolejne groźne sytuacje. Dotyczyło to naszej prawej flanki, na której z prędkością pendolino funkcjonował były gracz Podbeskidzia Piotr Malinowski. Człowiek absolutnie w tym meczu nie do zatrzymania. Kiedy dodamy do jego osoby takich graczy jak Adam Czerkas, Przemysław Oziębała, Tomáš Petrášek czy nasz Filip Kowalczyk, przekonamy się, że gospodarze dysponowali potężniejszymi atutami w tym meczu.
Udało się już więcej bramek nie stracić, co trochę rozczarowało kilkuset osobową widownię. Brak pogromu wynagrodziła im radość z przodownictwa w tabeli. Jak patrzyłem na grę Rakowa, to myślę, że musiał by się przydarzyć jakiś kataklizm aby nie osiągnęli oni awansu do I ligi. Problem może być w ich przypadku stadion, bez podgrzewanej płyty, bez oświetlenia, bez krytych trybun. Podobno miasto funkcjonuje trochę jak u nas, czyli specjalnie zainteresowane pomocą dla klubu nie jest.
Pisząc o tym meczu chciałbym wspomnieć bardzo dobrą pracę sędziów. Trochę się dziwiliśmy, że wyznaczono komplet sędziowski z tego samego regionu, ale panom arbitrom niczego zarzucić się nie da. Sytuacja ze wznowieniem gry bez ustawionego Donka przy pierwszej bramce jest dopuszczalna przepisami i nie wydaje mi się żeby była to celowa decyzja skierowana przeciwko naszej drużynie. Główny arbiter nie sypał kartkami, pokazując je tylko wtedy, kiedy było to niezbędne. Starał się być jak najmniej widocznym, a w przypadku sędziego jest to tylko komplementem.
Jak zagrali nasi zawodnicy. Powiedzmy otwarcie – na tle dobrze dysponowanych gospodarzy blado.
Dominik w bramce nie był przesadnie pewny. Tłumaczy go stan murawy, padający śnieg, no i rozkojarzona formacja obronna. Przy drugiej bramce nie miał żadnych szans, przy pozostałych? Uczciwie to dosyć trudno to z pozycji na trybunie ocenić, bo widoczność boiska jest tam bardzo słabiutka.
Obrona. Grzesio indywidualnie ok. Jego stroną tak poważnego zagrożenia nie było. Po drugiej stronie już tak dobrze nie było, tyle, że naprzeciwko grał ten doskonały tego dnia Malinowski. Środek słabszy. Petasz nie grał chyba na tej pozycji, a na dokładkę, on jeszcze nie osiągnął pełnej sprawności, Bazyl też nie wymiatał jak przeciwko Kotwicy i miał kilka obcinek. Faktem jest, że Czerkasa wyłączyli, ale uczciwie, to był on jednym ze słabszych w Rakowie i został w miarę szybko zmieniony.
Środek pomocy to Donek i Michał Oświęcimka. Obaj waleczni, starający się powstrzymywać falowy napór gospodarzy. Do nich chyba nie można mieć za wczoraj pretensji. Donek, pełniący wczoraj funkcję kapitana, przypłacił mecz ciętą raną głowy po jednym ze starć i po powrocie do Warszawy czekało go szycie.
O graczach odpowiedzialnych za grę z przodu niestety nie da się specjalnie dużo dobrego powiedzieć. Obrona Rakowa spokojnie sobie z naszymi atakami radziła. Konsekwentnie rozbijali nasze ataki, a już jak się ktoś przedarł, to brakowało tradycyjnie wykończenia. Mariusz Marczak nie umiał się odnaleźć, podobnie jak Marcin Kluska. Z wystawionych dwóch napastników nieco lepszy był Krystian. Do gry Fabiana Paweli jakoś osobiście przekonać się nie mogę.
No i znowu zawiśliśmy nad strefą spadkową. Pozornie kolejny mecz z Polonią Bytom powinien być łatwiejszy, ale przypomina mi się początek sezonu i sposób w jaki nas rozklepali, a dodatkowo wiemy jak gramy z czerwonymi latarniami. A na koniec Odra, drużyna która będzie do końca walczyć o wygranie tej ligi. Lekko się nie zapowiada. 10 punktów już wiemy, że nie zdobędziemy, ale obyśmy dali radę skompletować 9. Dwie wygrane dały by nam trochę oddechu przed przerwą zimową.
Trener potwierdził, że podda się ocenie i dyspozycji Zarządu klubu. Co się stanie zobaczymy.
Wybitnie marna runda, pod wieloma względami, sportowymi i nie tylko. Brakuje: (co najmniej 14)punktów które potraciliśmy na własne życzenie z przeciwnikami którzy wcale nie grali czegoś wybitnego, bramek mimo okazji, adaptacji do sytuacji i samej gry. 17 kolejek, na koncie 17pkt masa błędów i mizerne 16 bramek, niemoc totalna, a pozytywów jak na lekarstwo.
Tylko 2 drużyny zdobyły w tej rundzie mniej punktów od nas (Bytom ma mniej, ale zaczynał od poziomu -4 pkt). W meczach na wyjeździe jesteśmy najgorsi w całej lidze. Punktów malutko, goli jeszcze mniej, stylu ani za grosz. W dodatku jeszcze trzeba rozegrać awansem 2 wiosenne mecze – w obecnym składzie i z aktualnym trenerem. Ciemność widzę, ciemność.
Teraz koniecznie jeszcze trzeba wygrać z Bytomiem. Ale to koniecznie. A z Odrą, to już nie ma co się nastwiać. No i w zimę zakupy, zakupy, zakupy. Ale poważne, a nie takie jak w lato. No i może ten Ojrzyński na trenera nie był by zły…
Te dwa mecze, to dla kilku piłkarzy być, albo nie być w Polonii. Zastanawiam się tylko, czy oni nadal chcą być?
gorzej jak spółka wykaże się sprytem i zadecydują by pozbyć się tych chcących i bardziej wartościowych kosztem kosztów
Mountasie, na Twoje pytanie jest jedna odpowiedź: czy my chcemy, aby oni nadal tu byli. Rozgrywający, którzy nie rozgrywają, napastnicy którzy nie strzelają, skrzydłowi, którzy nie dorzucają … Na Mazowszu jest dużo boisk, każdy znajdzie coś na swoją miarę.
Z ręką na sercu – jako prezes wielu byś zostawił ?
Olo, ja naprawdę bardzo długo wierzyłem w to, że mamy fajną mieszankę rutyny z młodością. Dawałem temu wielokrotnie wyraz, broniąc atakowanych piłkarzy. Tyle, że złapałem się w pewnym momencie na tym, iż ja każdego z nich zawsze rozpatruję, jako pojedynczego piłkarza. A to jest, jednak sport zespołowy. Wniosek – ich, jako zespołu, w ogóle się nie da rozpatrywać. Oni sprawiają wrażenie, jak – w odpowiednich proporcjach, oczywiście – nasza wczorajsza repra w meczu ze Słowenią, czyli gromadki kompletnie nie rozumiejących się, nie zgranych ze sobą piłkarzy.
To, ja się pytam, dlaczego oni nie są zgrani? Przecież większość grała ze sobą, jeszcze w III lidze, a obecny skład zagrał już 17 meczów! I od nowa stare pytanie: kto winien? Pojedynczy piłkarz, czy trener? Pojęcia nie mam, czy piłkarze przygaśli nam całkiem, ponieważ nie wiedzą, co grać, czy też mamy zużytych piłkarskich dziadków, przeciętnych, nie nadających się na II ligę piłkarzy „w sile wieku” oraz młodzieżowców, którym się nie udało odpalić na poziomie seniorskim i już im się nie uda. Nie wiem.
Zapewne, gdybym był Frankiem Smudą, to bym ich wysłał na jakieś schody i popatrzył, jak schodzą – i bym wiedział. Ale nie jestem i – co gorsza – zaczynam coraz bardziej zbliżać się do Twojego poglądu na sprawę. Zdaje się, że kultowe powiedzonko Janusza Wójcika, które odnosiło się do srebrnych medalistów Igrzysk Olimpijskich w Hiszpanii w kontekście ówczesnej pierwszej reprezentacji Polski – „zmieniamy szyld i jedziemy dalej” – u nas (jak i u Wójcika) się nie sprawdza. Po zmianie szyldu z III na II ligę okazało się, że ta liga wszystkich, od Prezesa po ostatniego rezerwowego piłkarza – po prostu przerosła.
Dwa łatwe mecze bo:
– Bytom jest już jedną drogą w trumnie (upadłość klubu)
– Odra już się na zapiepszała więc ostatni mecz odpuści
Ale może być też tak, że widząc co się dzieje w klubie, chłopaki z Bytomia się będą chcieli pokazać i wylansować – czyli się napiąć na nas bo to może być ich ostatni mecz w II lidze
co do Odry nie zmieniłbym zdania
wybieram jedna opcję pierwszą
Dla nas najważniejszy jest trener, który zbuduje od nowa drużynę lub skieruje tą która jest na właściwe tory. Na pewno kilka kluczowych nazwiski jest do wymiany bo jakby nie patrzeć ktoś tą drużyną na boisku i poza nim rządzi a wyniki masakryczne wyszły.
Dwa ostatnie mecze i pewne 6 punktów.
Oby tylko Igorkowi się nie odwidziało i nie postanowił jednak z nami zostać na dłużej.
Ludzie, co Wy z tym Igorem? Jakie to ma znaczenie? Naprawdę ktoś jeszcze wierzy w to, że on prowadził Polonię w tej rundzie, decydował o ustawieniu, transferach, taktyce, składzie, prowadził odprawy przedmeczowe? Naprawdę wydaje Wam się, że wymiana Igora na kogoś innego cokolwiek wniesie do naszej sytuacji?
Tylko jedna, jedyna rzez: pozbycie się z klubu nieudacznika, kłamcy, oszusta i kryminalisty, czyli Delfina, może uzdrowić sytuację i uratować Polonię przed klęską.
Na razie jednak dzieją się rzeczy skandaliczne:
– o sprawach sportowych, transferowych i organizacyjnych decyduje człowiek prawomocnie skazany za korupcję w piłce, niemający żadnych sukcesów jako trener, na którego nałożony jest bezwzględny zakaz pracy w piłce nożnej (co swoją drogą może nas drogo kosztować);
– Igor udaje trenera, ale śmieje się z tego cała Polska;
– wyniki są fatalne – od początku rundy, do jej końca;
– odpowiedzialnych brak;
– fatalny marketing zastąpiono brakiem marketingu, a drogich specjalistów amatorem-nieudacznikiem;
– winnych również brak;
– portalowi kibicowskiemu co i rusz grozi się odebraniem akredytacji;
– zawodnikom narzuca się zakaz udzielania wypowiedzi po meczu;
– likwiduje się stoisko z gadżetami;
– partnerem do inwestycji w stadion jest firma, która zasłynęła wyjątkowo bezwzględnym podejściem do historii i tradycji, która zniszczyła Teatr Żydowski;
– winę za fatalną organizację 105-lecia Polonii (kłopoty z wejściem przez kibiców) zwala się na kibiców, którzy postulowali więcej miejsc;
– do dziś nie wiadomo, jakie się źródła finansowania klubu w bieżącym sezonie;
– do dziś nie wypłacono zawodnikom premii za awans do II ligi.
Mało? Jak dla mnie wystarczy, żeby uznać to za celowe niszczenie klubu przez Engelów. Nie wierzę, że można być aż takim nieudacznikiem i lewusem. To musi być celowe.
Sneer, myślę że Engelom też na swój sposób zależy na Polonii, czemu choćby Jerzy Engel wielokrotnie dał wyraz, więc nie kreujmy sztucznych konfliktów. Być może jak znajdzie się sponsor z prawdziwego zdarzenia, to sam narzuci Spółce zasady zarządzania klubem bo inaczej nie będzie chciał go sponsorować. Miejmy nadzieję, że kolejnego Nagiego Króla już na K6 nigdy nie uraczymy …
Czarny Kolego, z całym szacunkiem – czy po przeczytaniu tej miażdżacej wyliczanki Sneera – przeczytałeś to, co napisałeś?
Czy Ty uważasz JW Engela za idiotę? Ja – absolutnie NIE. To człek światły, jeno narcyz z wybujałym ego. Czy człek światły mógłby dawać Sneerowi powody do dopisywania kolejnych tiretów dla dobra Polonii?
A cóż takiego Czarny Kolego (rym niezamierzony) zrobił dla Polonii Engel? Zdobył mistrzostwo? Ok. Ale wtedy był trenerem i przecież musiało mu zależeć na wynikach, sukcesie i własnym wizerunku (co się z dwoma poprzednimi wiąże). Potem zaś była bulwersująca sprawa rzekomego inwestora-wydmuszki (GSA, jeśli dobrze pamiętam), a z nią wiązała się sprawa… gruntów. Oczywiście, gruntów. Teraz znów mamy grunty w tle i jakiego inwestora, o którym nikt nic nie wie, podobnie jak o zasadach, na których miałby wejść w inwestycję (podział zysków, wkład finansowy, finansowanie klubu). Dziwne to wszystko i tajemnicze.
@Czarny Kolego skoro on tak dobrze chce dla Polonii, to czemu wykasza powoli resztki rebeliantów? Entuzjastą pomysłu chłopaków z WP nie byłem, ale ich wykosili. Następnie przetępiono MKS, Enigmę i inne pomniejsze jednostki. Engel nie bardzo ma po drodze ze środowiskiem, które swoją słabością pokazuje mu, że może wszystko i nikt mu nie zrobi nic!
Panowie, jasne, ale czy macie jakąś sensowną alternatywę pozwalającą finansować klub na tym poziomie rozgrywek ?