W ostatniej rozmowie Piotra Wesołowicza z dr Robertem Gawkowskim „Gazecie Wyborczej” możemy przeczytać o ciekawych sprawach z przeszłości naszego klubu.
Gawkowski charakteryzując Polonię nazywa ją „niepokorną”. Poloniści w trudnym okresie rozbiorów manifestowali swoją polskość za pomocą biało-czerwonych tarczy na klubowych koszulkach.
Dodatkowym elementem wyróżniającym „Czarne Koszule” była jej otwartość na zawodników różnej narodowości. – Fakt, że była otwarta na wszystkich warszawiaków – mam na myśli ich wyznania i narodowości. Oczywiście, przeważali w niej Polacy, ale łatwo można znaleźć zawodników niemieckich, żydowskich, węgierskich czy czeskich. W Polonii trenowała czeska rodzina Šmidów, Marzena była lekkoatletką, którą uznaje się za polską pionierkę popularnej wówczas hazeny. Michał Hamburger, który był czołowym napastnikiem Polonii w latach 20., był Żydem, który za namową Lothów przeszedł na wyznanie ewangelickie. Jerzy, a właściwie Jurij Bułanow, to stuprocentowy Rosjanin – w przedwojennej epoce reprezentacji Polski był jej kapitanem. Polonii służył od 1922 do 1936 r. Polonia była apolityczna. Wychowywała patriotycznie, ale bez nacjonalistycznego nadęcia, czy też socjalistycznej rewolty. Udało jej się to w przeciwieństwie do większości klubów z przedwojennej Polski. Socjalistyczne były Marymont, Skra czy Sarmata, endecki był Sokół – twierdzi historyk sportu.
Ostatnim przedwojennym prezesem klubu był Kazimierz Sosnkowski. Gawkowski zdradza ciekawą anegdotkę dotyczącą zaangażowania generała w sprawy klubu. – Zdzisław Gierwatowski wspominał, jak w 1938 r. generał schodził do szatni i po wygranym meczu gratulował każdemu z osobna. Zaglądał też do rywali i dziękował za dzielną postawę. Gdy był oddelegowany, np. na manewry, co niedziela adiutant biegł na stację dowiadywać się telegraficznie, jak poradziła sobie jego Polonia.
Wracając do niepokorności Polonii, to można tą cechę wykazać w ramach odrzucenia patronatu milicyjnego w okresie powojennym. – Polonia z własnej woli wystąpiła z pionu milicyjnego. Nie było w Polsce klubu, który podziękowałby milicji za przynależność, a mowa o początku ery stalinizacji. A mimo to Polonii się udało. Tyle że przez to zaczęła być represjonowana, a dekretem Bieruta odebrano jej stadion – zdradza w „GW” historyk sportu.
Możliwe, że wpływ na niepokorność „Czarnych Koszul” mieli też kibice. Gawkowski w gronie bywalców stadionu wymienia ówczesną bohemę. Na Polonii widywano aktorów teatru Qui Pro Quo: Fryderyk Jarosy (legendarny spiker klubu), Zula Pogorzelska, czy Adolf Dymsza, który grywał w rezerwach „Czarnych Koszul”. Za bramką przesiadywał żydowski aktor Michał Znicz. Przed wojną grał w Makabi, był niespełnionym bramkarzem. Na mecze Polonii przychodził z notesem i skrzętnie spisywał techniczne niuanse gry między słupkami. Polonistą był także założyciel „Przeglądu Sportowego” Marian Strzelecki.
„Ciekawie o losach piłki w latach powojennych mówi historia Henryka Przepiórki, piłkarza Polonii, zdobywcy mistrzostwa w 1946 r., uczestnika powstania, odznaczonego Orderem Virtuti Militari wybitnego partyzanta. Był chłopakiem z Czerniakowa, jak wspominał, jedynym z tej dzielnicy, który kibicował Legii, a nie Polonii. Gdy w 1945 r. wrócił do Warszawy, od razu pomaszerował na Łazienkowską. Ale tam przywitali go w rosyjskim języku i wygnali za życiorys. I tak wstąpił do Polonii. Na stare lata opowiadał mi: Nie uwierzy pan. Ja dalej mieszkam na Czerniakowie, tyle że teraz jestem jedyny, który jest za Polonią! Tak to się pozmieniało w Warszawie”.
To chyba najlepszy fragment, znakomita puenta, dopełniająca całości obrazu. Jeśli do tego dodamy skandaliczną historię fałszywych oskarżeń związanych z tzw. aferą Marmonra-Tobbensa sterowaną przez sowiecką propagandę (na którą do dziś powołują się dziewczęta znad kanałku) i „wypadek” Odrowąża-Pieniążka, to mamy jak na dłoni piękną kartę patriotyczną i sportową Polonii oraz obraz CWKS-u jako gniazda skurwienia, oportunizmu, kłamstwa i zdziczenia. To chyba najlepszy tekst o tej tematyce, jaki czytałem w swoim nie tak znowu krótkim życiu.
Brawo Robert Gawkowski!
Gdy Sneer wspomniał Odrowąża Pieniążka to od razu przypomniała mnie się fikcyjna postać Olka Groma z kultowego już chyba filmu Piłkarski Poker. Grom to były piłkarz Powiśla, czyli Legii i jak Odrowąż bez nogi. Dla mnie analogie nie bez przypadku, tym bardziej, że w tle jeszcze stary Różyc, którego klimat pasuje do Polonii, a do Legii – jak pięść do nosa. Starzy warszawiacy czują o czym piszę.
Zapożyczyli naszej historii, bo swej, choćby i chcieli to takiej nie mają.
No i ten ich ówczesny stadion… 25 lat minęło i teraz od nich wieje Europą. Ja jednak, jako stary warszawiak wolę nasz przaśny kurniczek, a i starą Pragę z Różycem lubię odwiedzać.