„Gazeta Wyborcza” pisze o III ligowej rywalizacji Polonii z rezerwami Legii. Na trzy kolejki przed końcem właśnie rywale z Łazienkowskiej są w stanie pokrzyżować plany polonistów.
– Gramy o awans – mówi Igor Gołaszewski, trener Polonii. – My też, ale nie za wszelką cenę – mówi Krzysztof Dębek, trener trzecioligowych rezerw Legii. – Zdecydowana większość naszych piłkarzy mieści się w wieku juniorskim. Z tego względu nikt z prezesów nie naciska na awans za wszelką cenę. Ale zrobimy wszystko, by awansować – zaznacza Dębek.
Trener rezerw Legii do swojej dyspozycji ma kilku piłkarzy, którzy formalnie przypisani są do pierwszego zespołu. Chodzi o 24-letnich Jakuba Szumskiego i Michała Kopczyńskiego, 21-letniego Jarosława Niezgodę. – Wielu osobom wydaje się, że możemy sobie ściągnąć całą grupę piłkarzy z pierwszego składu od trenera Czerczesowa. Ale tak nie jest. Mamy grupę zdolnych juniorów, którzy też muszą grać. Naszym celem jest rozwijanie młodych graczy, dlatego na finiszu ligi będziemy korzystać z tych, którzy byli u nas przez cały sezon – przyznaje trener Legii.
Obaj szkoleniowcy zapewniają, że ostatni mecz sezonu zagrają na 100% i będą chcieli wygrać.
Verner Lička w rozmowie z portalem „Weszło!” [link] wspomina swój czas spędzony w warszawskiej Polonii (2001/02). Czeski szkoleniowiec najlepiej wspomina pracę w „Czarnych Koszulach” i Górniku Zabrze. – W każdym klubie pracowało mi się dobrze, ale jednak najlepiej w Polonii i Górniku. Głównie właśnie w Warszawie, bo tamta ekipa była bardzo dobra. Był Andrzej Krzyształowicz, Piotr Dziewicki, Igor Gołaszewski, Arkadiusz Bąk, Mateusz Bartczak czy Mariusz Pawlak, no ci zawodnicy naprawdę sporo potrafili i wystarczyło ich tylko lekko pokierować – twierdzi Lička.
Trener w Polonii wprowadził nowe zasady. – To wszystko wynika z tego, że wiele lat spędziłem we Francji. Oczywiście, urodziłem się i zaczynałem w Czechach, ale właśnie francuska szkoła wywarła na mnie największy wpływ. Jak tam zobaczyłem, że piłkarze choć trochę przykładają wagę do tego, co jedzą, to stwierdziłem, że warto się tym zainteresować i być może wdrożyć w życie. I zacząłem to wprowadzać w swoich klubach. Pamiętam, że jak przyjechałem do Polski, to na początku utarło się, że Liczka to kat. Że męczy swoich zawodników, wprowadza jakieś zwariowane zasady. Pierwsza sprawa: zarządziłem treningi w niedzielę rano. No i przychodzi do mnie Maciek Bykowski i mówi: „Trenerze, ale to jutro w niedzielę trening po meczu? My musimy do kościoła iść”. No dobra, to idziemy do kościoła, jasne, wszyscy razem, ja z wami, a potem prosto na trening. I musieliśmy tylko uzgodnić, czy zajęcia mają się odbywać przed czy po mszy. No i druga sprawa właśnie – w Polonii warunki mieliśmy super, co zgrupowanie to stoły zastawione, każdy zachwycony, że tyle różnych posiłków można skomponować. Ale jak zobaczyłem, że oni na wszystko wylewają łyżki majonezu, to przecież to nie mogło się dobrze skończyć. I zrobiliśmy tak – jednego dnia oni przygotowali posiłki, a prosto po nich szliśmy na trening. Drugiego to samo, tylko, że za to, co będzie jedzone odpowiadałem ja. Za pierwszym razem w trakcie zajęć zwyczajnie zaczęli wymiotować, bo przecież jak zmieszali te wszystkie jajka, parówki i tak dalej, to tragedia. A przy drugim podejściu świetnie znieśli trening kondycyjny i przekonali się do moich sposobów.