Wyjazd do Radomia. Mecz z Bronią. Bronią, która jeszcze się nie obudziła ze snu zimowego. Mieliśmy planowo dopisać 3 punkty.
Mecz zacząłem oglądać ok. 30 minuty (praca do 18:10). Być może, że tym sposobem coś mnie ominęło, coś dobrego w naszej grze. Bo to co „własnoocznie” oglądałem wcale takie fajne nie było.
Wyszliśmy dosyć specyficznym ustawieniem w środku pola, bo bez żadnego z naszych trzech podstawowych pomocników – Piotra Kosiorowskiego (kartki), Rafała Kośca i Olka Tomaszewskiego (kontuzje). Ich brak było widać, ale to nie może być wytłumaczeniem naszej gry! Wreszcie Donatas Nakrošius często grywa na tej pozycji, a Marcin Kluska też już nie jest debiutantem. Tymczasem gra się nie kleiła. Gospodarze robili wszystko aby meczu nie przegrać, lało jak z cebra, a nasi udawali, że są Barceloną. Próby koronkowych zagrań to nie jest dobry pomysł – radomianie po prostu wykopywali piłkę w pole.
Nie wiem po jakiej sytuacji podyktowany był karny. Ważne, że wpadł, mieliśmy 1:0, które dowieźliśmy do przerwy i w drugiej połowie powinniśmy tylko ten wynik poprawić, bo Broń naprawdę niewiele grała. Wystarczyło im postrzelać trochę z dystansu, zamiast forsować kiwki w obrębie pola bramkowego. Tymczasem strzałów takich było mało, a jeśli już – to niecelne.
No i stało się. Broń zdobyła bramkę z niczego. Najpierw Mateusz Tobjasz nieudanie interweniował, piłka spadła w środku pola karnego, skąd nie potrafił jej zwyczajnie wykopać któryś z naszych obrońców, aż wreszcie popchnął ją w kierunku bramki jeden z ich napastników i przeturlała się ona pomiędzy nogami asekurującego pustą bramkę Grzegorza Wojdygi. Sytuacja kuriozalna. Jak mamy piłkę we własnym polu, to nie szukamy ślicznego jej wyprowadzenia lecz wykopuje ją gdzieś daleko ktokolwiek z obrońców. Inaczej nieszczęście gotowe.
Czy po wyrównaniu obraz gry się zmienił? Nie bardzo. System i jakość gry nie uległy zmianie. A gospodarze z tego skorzystali i strzelili bramkę numer 2. I zrobiło się nieciekawie. Wyglądało na to, że musimy się zdecydowanie odróżniać od innych drużyn z naszej ligi. Skoro one Broń leją, to my przegramy. Nasi gracze nie chcieli jednak przegrać i wreszcie dzisiejszy kapitan, Krystian Pieczara wpakował wyrównującą bramkę, w sumie dosyć podobną do pierwszej straconej. Ostatnie dziesięć minut niczego już nie zmieniło. Zdążyliśmy jeszcze zobaczyć dwóch młodziaków, Mariusz Wierzbowskiego i Mateusza Małka i muszę powiedzieć, że trener Igor Gołaszewski nie powinien ufać ponad wszystko w doświadczenie naszych starszych zawodników, lecz odważniej korzystać z tej dwójki. Jestem przekonany, że obaj w ograniczonym przecież czasie gry, zaprezentowali się z pewnością lepiej od nieprzekonującego dziś Marcina Kluski.
Broń była szczęśliwa z osiągniętego rezultatu, cały czas wyglądali na ekipę, która marzy tylko o tym aby nie przegrać. Mimo to na zmiany wchodzili u nich gracze nawet nieletni. W barwach Broni zobaczyliśmy Adriana Ligienzę – na przekroju drużyny zaprezentował się dobrze, ale na kolana grą mnie nie powalił.
Szkoda punktów! Tym razem trudno jest tłumaczyć, że przeciwnik był trudny, że nawet jeden punkt trzeba cenić. Nie w meczu z będącą w aktualnej dyspozycji Bronią. Nie możemy liczyć, że nasi główni rywale też będą po frajersku remisować, a jeśli nawet, to naszymi remisami ich nie dogonimy. Teraz przed nami mecz z Pelikanem, drużyną która na dziś wydaje się mocniejsza od Radomia, więc o zwycięstwo będzie z pewnością trudniej, a jeśli, odpukać, przegramy, to chyba zaczniemy się bardziej zabezpieczać przed spadkiem niż myśleć o awansie. Oby ten scenariusz się nie ziścił!
Nie mam specjalnej ochoty oceniać poszczególnych zawodników, bo jako żywo, oceny byłyby słabawe. Nawet dla Tobiego, który dzisiaj wypuszczał z rąk masę piłek. Na marginesie – to był czytelny sygnał, że śliską piłkę trudniej wyłapać, więc trzeba było strzelać i jeszcze raz strzelać! Pewna dotychczas obrona, też wyczyniała dziwne sztuki. Z niepokojem obserwuję zwłaszcza słabszą dyspozycję Marcina Bochenka, mojego absolutnego faworyta z okresu przygotowawczego. Wygląda jakby mu brakowało pewności w grze, dlaczego? Najlepszy poziom, jak poprzednio Piotr Augustyniak.
O pomocy trochę już pisałem, więc może o graczach z formacji ofensywnej. Przypominał, początku nie widziałem, więc być może nie dostrzegłem jakichś pozytywów z początku meczu. Z tego co widziałem to żaden z atakantów mnie nie oczarował. OK, oczywiście z wyjątkiem Piecziego, bo tylko jego nieustępliwości i zaangażowaniu zawdzięczamy uchronienie się przed porażką, która byłaby jednak w pewnym stopniu kompromitującą.
Na koniec coś dla mnie osobiście bardzo ważnego. Nie jestem pewien, ale sędziował dziś chyba pan sędzia Michał Grocki, którego mocno skrytykowałem za mecz który gwizdał w Warszawie na początku listopada ubiegłego roku. Dziś pan Grocki w pełni się zrehabilitował. O czym donoszę z prawdziwą przyjemnością i satysfakcją. Po tamtym spotkaniu rozmawiałem z matką pana sędziego, której tłumaczyłem, że pomeczowy komentarz nie był złośliwością i chciałbym kiedyś o sędziowaniu Jej syna napisać coś dobrego. Dziś mam okazję – według mojej opinii, pan Grocki był dziś naprawdę bardzo dobry! Szkoda, że tylko sędzia…
Dwa trudne mecze przed nami. One dadzą nam jakąś odpowiedź na czym stoimy.
Tricky przynajmniej jeden posłuchał twoich rad i poprawił się w stosunku do poprzedniego meczu. Grocki sędziował dla nas, a my i tak tego nie wykorzystaliśmy… Karnego nie było, więc mamy farta 🙁
Na plus wyrzuty z autów… To teraz może pasuje lutować z dystansu, skoro gole z karnych padają (bo rogi się zablokowały)… Jak dla mnie Klucha powinien dostać tydzień, może dwa na przemyślenie sobie pewnych spraw. Potencjał jest, ale głowa potrzebuje czegoś co pozwoli mu grać 🙂
Budżet trzybańkowy,zgrupowanie na Cyprze,najlepszy trener od przygotowania fizycznego, a na grę po prostu nie da sie patrzeć.O co w tym wszystkim chodzi ? Komu zależy żeby Polonia nie awansowała wyżej ? Kto lobbuje za hasłem jedno miasto -jeden klub ?
W sobotę o 16 tej mecz Grodzisk-Sokół. Jadę pokibicować gospodarzom. Inni z czołówki też mogą tracić punkty.