Zdążył minąć tydzień od inauguracji rundy wiosennej, a nam po raz kolejny przyszło zmierzyć się z Wartą, tym razem działoszyńską. Poloniści podtrzymali dobrą formę sprzed tygodnia i pokonali gospodarzy 4:0 ani przez chwilę nie pozostawiając złudzeń kto był lepszy. Ale po kolei…
W składzie, który mogliśmy zobaczyć przed tygodniem na Konwiktorskiej, Igor Gołaszewski dokonał jednej zmiany personalnej. Rafała Kośca zastąpił Piotr Augustyniak, który zagrał na stoperze, natomiast do środka pola przesunięty został Donatas Nakrošius. Oglądając obydwa wiosenne mecze wygląda to przyzwoicie, a jedynym znakiem zapytania wydaje się być nieobecność Michała Zapaśnika, który po raz drugi nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych. Czyżby to efekt jakiegoś urazu, a może w tej chwili Michał przegrywa rywalizację z pozostałymi kolegami?
Wciąż głodny piłkarskich emocji rodem z trzeciej ligi, a także rozochocony efektownym zwycięstwem sprzed tygodnia z wielkimi nadziejami zasiadłem do relacji na PTS. Okazało się, że mój optymizm nie był bezpodstawny i długo na pierwszy szał radości nie musiałem czekać. Zagraliśmy to, czego obok stałych fragmentów brakowało na jesieni najbardziej – pressing na całym boisku. Gospodarze całkowicie nie potrafili sobie z tym poradzić, a nasi nie odpuszczali.
Zamknięci niczym w hokejowym zamku działoszynianie skapitulowali po 8 minutach. Kolejna świetna w tej rundzie wrzutka ze stałego fragmentu Manolo i głową do bramki wpakował piłkę Pieczi. Szybki gol dał dużo radości ale też i pewność siebie oraz spokój. Poloniści przejęli całkowitą kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Ataki Warty były dość chaotyczne, a nasz blok obronny niczym ściana z żelbetonu. Dodatkowo w środku boiska rządzili Kosior z Donkiem. Na efekty tej gry nie trzeba było długo czekać bo kolejne sytuacje zmieniły się w rzut rożny zamieniony na 2:0. Oczywiście wrzucał Marczak, kończył głową Pieczara. Efektem naszej bramki było podkręcenie tempa przez gospodarzy, jednak dziś na Polonie nie było mocnych. Nie dość, że stałe fragmenty przyniosły nam w tej rundzie już 6 goli w 2 meczach, to w drugą stronę przy rzutach wolnych dla gospodarzy broniliśmy również bezbłędnie. Żadna piłka nie sprawiła większych problemów naszym defensorom, a demony z pierwszego sparingu w tym roku gdy przyjęliśmy 5 goli od Legionovii już dawno zostały zapomniane. Pierwsza połowa to nasza całkowita dominacja, a w 40 minucie Pieczi powinien cieszyć się z hat tricka, jednak rozpaczliwie interweniującego bramkarza Warty poza polem karnym uratowała poprzeczka.
Druga połowa wyglądała niczym kopia pierwszej. Od początku wysoki pressing praktycznie na całym boisku, a z przodu brylowali Pieczara z Marczakiem. Ten drugi zdążył się już chyba oswoić z pozycją prawoskrzydłowego, bo dziś był o wiele bardziej ruchliwy i swoimi zagraniami z gry wprowadzał popłoch w szeregach rywali. Poza groźnym strzałem, który bramkarz wybił na rożny Mariusz zaliczył swoje pierwsze trafienie na wiosnę. Wyłuskaną piłkę otrzymał na lewym skrzydle Kosior, zagrał piłkę po ziemi na drugie skrzydło do nabiegającego Manolo, który nie dał najmniejszych szans bramkarzowi. Rywale wiedzieli, że tej straty już nie odrobią, bo przy tak dysponowanej Polonii musiał by się stać jakiś kataklizm, jednak ambitnie walczyli o honorową bramkę.
Swoją pierwszą i tak na prawdę jedyną groźną sytuację mieli dopiero w 78 minucie, jednak fantastycznie zachował się bardzo pewny Tobjasz. Z naszej strony w międzyczasie mieliśmy dwie próby strzałów Piotrka Kosiorowskiego, który w tej rundzie biega niczym maratończyk, a walczy niczym gladiator. Nadeszła 84 minuta i bohater dwóch pierwszych goli mógł zacytować pod nosem „co się odwlecze to nie uciecze”. Fantastyczne prostopadłe podanie od Donka wyprowadziło Krystiana sam na sam z golkiperem rywali i Pieczi mógł się chwilę później cieszyć z hat tricka, który ustalił wynik meczu.
Kolejny mecz wygrany 4:0, mógł bym rzec nawet bardziej przekonująca gra. Cieszy ponownie zero z tyłu, cieszy pewna defensywa. Ponownie skuteczne stałe fragmenty i dwie świetne bramki z gry. Cieszy dobra gra pressingiem praktycznie na całym boisku. Pomoc haruje w środku dominując kolejnego rywala, a atak skutecznie kończy akcje. Doczekaliśmy się debiutu Przemka Szabata, zobaczyliśmy również Michała Stasza na szpicy. Ponownie bardzo aktywni byli Małek i Wierzbowski.
Jak na razie układanka przygotowana przez Igora Gołaszewskiego i Jerzego Engela jr spełnia pokładane w nich nadzieje. Osobiście już mam wypieki na myśl o czwartkowym meczu z Ursusem. Brawo drużyno, oby tak dalej! Dziś same pochwały, bo nawet gdybym się bardzo wysilał to doczepić się po prostu nie ma do czego. Czekamy na kolejne straty punktów naszych rywali i baraże o drugą ligę!
a ja bidulek w robocie, wrrrr. Luk, przestawiło Ci się przysłowie – „co się odwlecze to nie uciecze”, hihi. Jeszcze ze dwa takie mecze i będziemy mogli sobie zmienić nazwę na podobną do Schalke 😉
ktoś musi tyrać żeby inni mogli mieć wolne 😉 dzieki za korekte, faktycznie mi się poprzestawiało :/