Najbardziej wyczekiwana piłkarska biografia ostatnich lat trafia wreszcie do sprzedaży. Od dziś na półkach w księgarniach w całej Polsce znajdziecie książkę Arkadiusza Onyszki „Fucking Polak. Nowe życie”, którą były bramkarz m.in. Lecha napisał wspólnie z Izabelą Koprowiak. Prezentujemy nowe fragmenty publikacji, w którym Onyszko opowiada o czasie spędzonym w Danii. Zapraszamy też na niedzielne spotkanie autorskie z fanami w Warszawie.
W najbliższą niedzielę o godz. 14.00 w Empiku Arkadia w Warszawie odbędzie się spotkanie autorskie z Arkadiuszem Onyszką i Izabelą Koprowiak. Szczegóły dotyczące spotkania:
- Niedziela, 06.03.2016 r., godz. 14.00
CH Arkadia, Empik, al. Jana Pawła II 82, 00-171 Warszawa
Link do wydarzenia na Facebooku [link]
Fragment książki nr 1
Przez pierwsze pół roku byłem w Viborgu jedynym zawodnikiem z profesjonalnym kontraktem, pozostali musieli dorabiać. Mieliśmy w składzie kilku malarzy, ekspedientów, pracowników hotelu. Klub musiał im dodatkowo zapłacić, by zjawili się na środowych zajęciach. Dostawali tyle pieniędzy, ile zarobiliby w tym czasie w swoich zawodach.
Musiałem się nauczyć nie tylko nowego języka, ale i zwyczajów. Choćby tego, że na obiekcie treningowym nie można wchodzić do pomieszczeń klubowych w butach. Trzeba było je czyścić na zewnątrz. Przed budynkiem są krany, tam myje się korki i wchodzi do szatni w samych skarpetach. Kiedyś zapytałem Klausa Kærgårda, czy może mi napełnić bidon. Wziął pojemnik, nalał mi wody z kranu, pod którym myliśmy buty, i mówi: „Proszę”. Wkurwiłem się, byłem przekonany, że mnie lekceważy, że pomyślał: Polak, to niech sobie pije jakieś gówno. Dopiero wtedy wytłumaczył mi, że w Danii to norma. Nawet w restauracji podają kranówkę, wkładają do niej cytrynę i jeszcze słono sobie za to liczą.
Poczucie humoru Skandynawowie też mają całkowicie inne niż Polacy. W Danii to normalne, że na treningach piłkarze mówią do siebie: „Ty głupku z Kopenhagi, pieprz się!”. Zanim to zrozumiałem, doszło do kilku zgrzytów, na przykład podczas normalnej treningowej gierki. Przegraliśmy, więc wkurwiony porażką zacząłem się burzyć. Wtedy jeden z kolegów z drużyny krzyknął do mnie: „Co się tak pienisz, głupi Polaku?”. Na dodatek zrobił to z uśmiechem na twarzy! Tak się wkurwiłem, że momentalnie do niego ruszyłem, złapałem za fraki, chciałem bić. Przybiegł trener, zaczął mnie odganiać. Po meczu wziął mnie na rozmowę:
– Arek, musisz wyluzować, to tylko żarty. Nikt cię nie obraził, tu wszyscy tak do siebie mówią.
Minęło trochę czasu, zanim to do mnie dotarło. Po tej sytuacji przestałem reagować agresywnie, ale wciąż irytowały mnie takie docinki. Może wychodziły ze mnie kompleksy? Wiedziałem przecież, że Duńczycy mają nas, Polaków, za złodziei. Szczycą się swoim pochodzeniem, są dumnym narodem, który sądzi, że cały świat kręci się wokół nich. Im bardziej poznawałem ich język, ich kulturę, tym bardziej mnie to raziło. Czuli się lepsi, nawet w szatni istniały podziały na nich i resztę, która najlepiej, by siedziała cicho, zadowolona, że w ogóle ma prawo zarabiać duńskie pieniądze.
Fragment książki nr 2
8 sierpnia 1992 roku, finał. Powiedziano nam, że na trybunach zasiądzie 100 tysięcy osób. Dla Wójcika nie miało to znaczenia, nie było dla niego żadnych świętości.
– Jedziemy z frajerami! To żadni mistrzowie! Zmiażdżymy ich! – krzyczał. Przemawiał tak przekonująco, że każdy z nas zaczynał wierzyć w jego słowa. Biła od niego tak wielka pewność siebie, że i my przy nim czuliśmy, jakbyśmy mieli zaraz odlecieć. Albo wrzeszczał: – Misiu, jak tak dalej będziesz grał, to cię do Pasłęka wypierdolę!
Nie mam pojęcia, skąd on wziął ten Pasłęk.
Na stadion jechaliśmy autokarem. Wyświetlacz obok kierowcy wciąż pokazywał 42 stopnie Celsjusza. Tunelem dotarliśmy pod samą szatnię. Była wielkości hali sportowej, składała się z kilku pomieszczeń. W jednym znajdowały się szafki i ławki, drugie miało pełnić funkcję łazienki, w trzecim był ogromny basen, prysznice, a stamtąd jeszcze przejście do salki, w której piłkarze mogli poćwiczyć, rozgrzać się. Zastanawialiśmy się, kto siedzi na tych miejscach na co dzień. Wyobraźnia działała.
– Panowie, cała Polska nas ogląda! Zapiszmy się w historii! Zniszczmy ich! – Słowa Wuja potęgowało echo w tej ogromnej szatni.
Wyszliśmy na boisko, wierząc, że jesteśmy w stanie pokonać Hiszpanów. Widziałem w oczach kolegów prawdziwą wiarę w zwycięstwo. Na rozgrzewce nie było jeszcze czuć atmosfery tego stadionu, ale gdy sędzia zagwizdał po raz pierwszy, rozległ się jeden wielki huk. Uciszyliśmy go bramką, którą tuż przed przerwą zdobył Kowal. Ławki rezerwowych na Camp Nou były dość stare, osadzone głęboko w ziemi. Z dalszej odległości widać było tylko nasze głowy. Trudno się stamtąd wydostać. Gdy Kowal strzelił gola, wyskoczyłem ze swojego miejsca tak gwałtownie, że ogromny guz na głowie przypominał mi o tej sytuacji przez kilka kolejnych dni. Wujo szalał przy linii, krzyczał, był w amoku. Nie mogłem zrozumieć, po co się tak wydziera, przecież i tak nie miał szans, by przebić się przez ryk niemal 100 tysięcy widzów.
Gospodarze schodzili na przerwę, przegrywając. Na trybunach nie było jeszcze króla Hiszpanii Juana Carlosa, który spóźnił się na to najważniejsze spotkanie. Dotarł dopiero na drugą połowę. Gdy pokazał się w swojej loży, Hiszpanie odżyli, zaczęli grać na swoim poziomie.
Siedziałem na ławce obok Tomka Wieszczyckiego, który od samego początku zachwycał się grą Josepa Guardioli. Wpatrywał się z niedowierzaniem w pomocnika Barçy.
– Patrz, Arek, on ma stuprocentową skuteczność podań, nie traci żadnej piłki.
Nigdy nie słyszałem większej wrzawy niż wtedy, gdy Hiszpanie wyrównali na 1:1. 100 tysięcy gardeł wydarło się z siłą, która zmiażdżyłaby najmocniejszych. Chwilę później Kiko wpakował nam gola na 2:1. Robiło się coraz gorzej. Gdy graliśmy w osłabieniu, bo poza boiskiem masażyści próbowali postawić na nogi Kowala, Rysiu Staniek strzelił jednak na 2:2! Wróciliśmy do gry!
Przygotowywaliśmy się na dogrywkę. W ostatniej akcji meczu Marek Koźmiński wybił piłkę na rzut rożny. Sekundy dzieliły nas od gwizdka sędziego, kiedy Luis Enrique uderzył, a jego strzał dobił Kiko. Alek Kłak poszedł nogami do przodu, a Hiszpan strzelił mu pod ladę.
Koniec. Niedowierzanie. Byliśmy tak blisko… Łzy napłynęły mi do oczu, spojrzałem na chłopaków, którzy padli na murawę. Mielcarski się popłakał. Wstałem, poszedłem do nich, próbowałem ich klepać po plecach, ale nic to nie dawało. Sporo czasu upłynęło, zanim trener ich pozbierał.
Spędziliśmy w Barcelonie jeszcze trzy dni, głównie przesiadywaliśmy na plaży. Piwo i Pizza Hut były za darmo, prawie się stamtąd nie ruszaliśmy.
Z olimpiady wracaliśmy do Polski samolotem. Na pokładzie zabrakło alkoholu. Zawodnicy brali, co było: szampana, wino, wódkę. Leciała cała reprezentacja olimpijska, ale pił mało kto poza piłkarzami.
Inni sportowcy mieli nas dość, po cichu nazywali nas chamami. Wcale im się nie dziwię. Było mi wstyd za kolegów. Ja nie piłem, byłem młody, rodzice czekali na mnie na lotnisku. Kowal tak się napruł, że nie był w stanie o własnych siłach wyjść z samolotu. Wynieśli go i położyli na tylne siedzenia naszego autokaru, którym jechaliśmy prosto do prezydenta. Jako najmłodszy dostałem przykaz, żeby się nim opiekować. Dotarliśmy do pałacu, wszyscy udaliśmy się na spotkanie. Wszyscy oprócz Wojtka. Dopytywano, gdzie się podział, a ja kłamałem, że pojechał załatwić jakieś ważne sprawy na Bródnie. Co chwilę schodziłem do autokaru sprawdzić, czy nic się z nim nie dzieje. Kierowca się niecierpliwił, powtarzał, że musi odjeżdżać, a Kowal cały czas spał. Chciałem, by poleżał jeszcze z godzinę, by potem miał siły stać. Ale się nie udało i do nas nie dołączył. Gdy za którymś razem zszedłem, nie było ani jego, ani autokaru. Kierowca odjechał razem z Wojtkiem, którego potem zgarnęli koledzy z Bródna.
Książka dostępna na www.labotiga.pl, www.empik.com oraz w dobrych księgarniach w całej Polsce!
Najbardziej wyczekiwana piłkarska biografia ostatnich lat. Fucking Polak powraca! Jego książka wywołała w Danii skandal. Geje? „Nienawidzę ich”. Dziennikarki sportowe? „Głupie blondynki”. Duńczycy? „Zakłamany naród”. Jego ówczesny klub FC Midtjylland zwolnił go w trybie natychmiastowym. Wcześniej polski bramkarz musiał odejść z Odense, po tym jak został skazany za groźby pod adresem żony…
Teraz Arkadiusz Onyszko w nowej książce – napisanej specjalnie dla polskich czytelników – wraca do tamtych wydarzeń. Wspomina czasy, kiedy był gwiazdą duńskiej ligi, zdradza kulisy olimpijskiej reprezentacji z Barcelony, a także opowiada o Legii, Widzewie i Lechu z lat 90.
Prysznicowe dowcipy Jóźwiaka. Wizyta z Citką na Jasnej Górze. Lekkoduch Reiss, wkurzający Wichniarek i Łapiński zakochany w Tomb Raiderze. Cała prawda o życiu w Danii i Polsce, o „nowym życiu”, które otrzymał od Boga po chorobie i udanym przeszczepie nerki.
Fucking Polak szczerze, dosadnie i bez ogródek. To po prostu trzeba przeczytać!
Autor: Arkadiusz Onyszko, Izabela Koprowiak
Data wydania: 2 marca 2016
Cena okładkowa: 36,90 zł
Format: 140 x 205 mm
Liczba stron: 320 tekst i 8 zdjęcia
ISBN: 978-83-7924-604-5
1 thought on “„Fucking Polak. Nowe życie” już w księgarniach!”