Wybraliśmy się dziś redakcyjnie do Białobrzegów zobaczyć, jak sądziliśmy, dalszy marsz naszej drużyny w górę tabeli. Spotkał nas okrutny zawód.
Stadion Pilicy powitał nas mżawką i miłym przyjęciem przez organizatorów. Publiczności nie było zbyt dużo, z czego blisko połowa to i tak byli nasi z Konwiktorskiej. Z rozmów z miejscowymi wynikało, że tego meczu panicznie się boją. Te obawy były widoczne także na boisku. W zasadzie w przekroju całego spotkania mieliśmy sporą przewagę, z której niestety absolutnie nic nie wynikało. Wystarczy powiedzieć, że nasz bramkarz pierwszy raz zmuszony był do interwencji chyba dopiero w 56 minucie. Druga interwencja (i jednocześnie ostatnia) miała miejsce w minucie 73, tyle, że Przemek Kazimierczak był w tej sytuacji raczej bez szans i straciliśmy gola. Po rzucie rożnym jeden z napastników Pilicy uciekł naszym obrońcom i precyzyjnie strzelił głową. Naszych akcji podbramkowych doliczyłem się w tym meczu chyba z 17 (sic!). Oczywiście nie wszystkie niosły za sobą realne zagrożenie, co nie zmienia faktu, że tym co nas boli i co powoduje permanentne straty punktów, jest właśnie słaba dyspozycja i brak koncentracji naszych graczy formacji ofensywnych. W gruncie rzeczy to najgroźniej było pod bramką Pilicy w 33 minucie po strzale z wolnego bitym przez Aleksandra Tomaszewskiego, 46 – kiedy to Marcin Kluska, po podaniu Olka, przeniósł strzał głową nad poprzeczką, w 70 – strzał Zbigniewa Obłuskiego z woleja, tyle, że prosto w bramkarza, 77 – bramkarz popisowo obronił strzał głową Grzegorza Wojdygi oraz 88 – Marcin Bochenek ładnie poprowadził akcję po prawym skrzydle, podał do środka, a tam Obłuski zrzucił do Mariusza Marczaka, którego mocny strzał został podbity przez któregoś z obrońców gospodarzy. Pozostałe akcje nie niosły aż takiego zagrożenia.
Trudno jest nam zrozumieć jak to jest, że czołowi strzelcy naszej ligi, Marczak czy Obłuski, nie są w stanie strzelić gola takiej walecznej, ale przecież mocno przeciętnej Pilicy, w której bramce stoi czterdziestoletni facet, owszem dobry, ale nie jakiś gigant fizyczny czy techniczny artysta. Podstawą jest przede wszystkim oddawanie strzałów w światło bramki, wtedy można liczyć na jakiś kiks, pomyłkę, obcierkę, cokolwiek… Tymczasem piłki fruwają zwykle w odległości 1-10 metrów od słupków czy poprzeczki, a już te celne są zwykle mocno anemiczne.
I takim sposobem drużyna walcząca wyłącznie o utrzymanie się w lidze, w której szeregach zobaczyliśmy aż 4 zawodników o przeszłości polonijnej, dla których w naszej drużynie zabrakło miejsca, wygrywa i dopisuje sobie 3 punkty w tabeli. To nie jest tak, że przeciwnicy padną przed nami na kolana i poproszą o łaskawość w ilości straconych bramek. Te mecze trzeba samemu wygrać! Zajadłą walkę obserwowaliśmy w sumie po utracie gola, wcześniej gra była może za mało zdecydowana, z wyczekiwaniem, że coś musi wpaść. A jak się wynik goni, to już nie wszystko wychodzi.
Słyszałem pełne niedowierzania opinie miejscowych, przecierających oczy tym co widzą. „To jest ta wielka Polonia, która ma tę ligę wygrać?! Klub z zupełnie innym zapleczem szkoleniowym, personalnym, potencjalnie winnym rozstrzygania meczów na swoją korzyść?”. Takie teksty osobiście słyszałem od zachwyconych własną drużyną ludzi na trybunie.
Posłuchajcie wypowiedzi pomeczowych [link]. Z nich też wyziera niedowierzanie. Trener Igor Gołaszewski nie chciał się dziś wypowiadać i wcale mu się nie dziwię. Widzieliśmy smutek schodzących z boiska naszych graczy. Najdziwniejsze jest to, że gdybyśmy próbowali analizować indywidualnie poszczególnych graczy, to nawet trudno byłoby kogoś bezpośrednio winić za wynik. Nie było nikogo, kto by był sprawcą nieszczęścia, bo za takowe musimy dzisiejszy mecz uznawać. Po prostu jako całość wypadliśmy blado. I ten brak skuteczności…
Nie przeszkodzili nam też sędziowie. Mecz był prowadzony przyzwoicie, chwilami nawet ku niezadowoleniu dosyć jednostronnie nastawionych kibiców miejscowych. Sędzia doliczył sporo, bo chyba ponad 5 minut czasu, widząc grę na czas Pilicy. I nic. Piłkarze Pilicy bronili się wszelkimi sposobami, wybijając piłkę jak najdalej, czasem nawet poza obręb stadionu.
Ciekaw jestem kolejnego meczu z ŁKS-em. Nasi chyba pałają totalna żądzą odreagowania dzisiejszego stresu. Ale żeby pokonać łodzian muszą strzelać i to strzelać precyzyjnie. Musimy wzmocnić naszą ławkę, bo dzisiaj trener nie wykorzystał nawet limitu zmian. Zwyczajnie nie miał kogo wstawić. Czy jest jakieś światełko w tunelu? Moim zdaniem dwa – z ŁKS zagra pauzujący dziś za kartki Krystian Pieczara, który przezywał dziś okrutne męczarnie obserwując mecz z trybuny. Zdrowy już jest Bazyli Kokot i powoli będzie wracać do gry. Wreszcie pojawił się na boisku na zmianie Marcin Bochenek i chyba tylko on z czystym sumieniem może zapisać sobie dzisiejszy mecz na plus. Jego gra wniosła dużo ożywienia i solidności. Teraz Michał Zapaśnik będzie mógł zasilić grę w ofensywie.
Zastrzeżenia? Mam ich trochę do środkowych pomocników, chyba za mało zaangażowanych w organizację gry ofensywnej. Z tej formacji chyba najlepiej się zaprezentował Olek Tomaszewski.
Nie wiadomo jakie będą straty do ścisłej czołówki, bo liderzy graja jutro. Ale ktoś nam odjedzie dalej. Brano pod uwagę, że nie musimy być liderem po jesieni. Tyle, że jeśli będziemy tracić dystans do 2-3 drużyn, to trudniej będzie dopaść wszystkich rywali. Sytuacja do poprawy nadarzy się już w najbliższy piątek, kiedy gościć będziemy łódzki KS. Ten mecz powinniśmy już wygrać jeśli marzymy o awansie.
„Ten mecz powinniśmy już wygrać jeśli marzymy o awansie.”
Ten mecz powinniśmy już wygrać, nawet jeśli marzymy nie o awansie, a o utrzymaniu.
Nie mam jak się nie zgodzić dziś z Tricky. My nie tylko musimy marzyć o awansie, ale wciąż musimy w niego celować. Bo, jak pisze Muchomor o utrzymaniu – to marzeniami możemy niestety wcelować tylko w spadek.
Miałem wątpliwą przyjemność oglądania wczorajszego meczu albo może męczarni naszych piłkarzyków. Tego nie da się oglądać. Bardzo słabi zawodnicy w środku pola można powiedzieć że są to typowi hamulcowi nie myślą o ataku. Jak zwykle bardzo słaby pseudo gwiazda Marczak, potykał się o własne nogi. Dużo lepiej oglądało się IV Ligę. I choć Gołaszewski ma duże zasługi to chyba jednak nie radzi sobie. O awansie nie mamy co marzyć obyśmy nie spadli. Potrzebujemy dużych zmian bo i kibiców coraz mniej. Bo jak można to oglądać ?
Prawde mówiąc wchodze tu ostatnio wyłącznie z nadzieją, że przeczytam o dymisji całego sztabu, oraz sensowna wypowiedź Engela.
Z tego co wygląda, to panowie mysleli że się wyslizgaja na farcie poziom wyżej, a potem się zobaczy. A tu kibel. Nie ma wyników, nie ma kibiców, nie ma szans na stadion. Pora. niestety gasić światło.